Выбрать главу

– Przyjaźniłyście się z Jilly?

– Tak.

– Ale nie była pani kochanką Paula Bartletta? Laura przechyliła głowę na bok, a przy tym ruchu jej piękne włosy spłynęły prawie do talerza.

– Co to ma znaczyć, panie MacDougal? Czy to Jilly pana tutaj przysłała? O co właściwie panu chodzi?

– Przepraszam, że wprowadziłem panią w błąd, ale nie jestem profesorem Uniwersytetu Willamette i nie mam pojęcia o łotewskich gangach narkotykowych. Przyjechałem tu specjalnie, aby porozmawiać z panią. Prawdą jest to, że nazywam się Ford MacDougal i jestem bratem Jilly, która leży w tej chwili w szpitalu Tallshon w stanie śpiączki.

Upuściła łyżkę do talerza z zupą i zbladła jak ściana. Obawiałem się, że zemdleje, i już wstawałem z miejsca, kiedy zorientowałem się, że nic jej nie jest, a tylko ja narobiłem bigosu.

– Przykro mi, że panią oszukałem, ale gdyby była taka potrzeba, zrobiłbym to jeszcze raz, bez względu na to, co czuję do pani. – Mój szef posikałby się ze śmiechu, gdyby usłyszał w moich ustach takie teksty. Tymczasem Laura już odzyskała kontrolę nad sytuacją.

– Jilly w stanie śpiączki? To niemożliwe!

– Dlaczego?

– Przecież jeszcze we wtorek wieczorem widziałam ją w Edgerton!

7

Ostatni raz poczułem się tak głupio w szkole średniej, kiedy pani od angielskiego uświadomiła mnie, że Wichrowe wzgórza to nie jest nazwa dzielnicy uciech w Londynie!

Patrzyłem osłupiałym wzrokiem na Laurę Scott i nie od razu wykrztusiłem:

– Była pani we wtorek wieczorem w towarzystwie Jilly i Paula?

– Tak, na jakiejś imprezie, tylko musiałam wyjść przed końcem, więc nie wiem, co się potem stało.

– Kto jeszcze był na tej imprezie?

– Tylko Paul, Jilly i ja. Podobno miał przyjść ktoś jeszcze, ale nie doczekałam tego. Musiałam wracać do domu, żeby podać Grubsterowi, to znaczy mojemu kotu, lekarstwo, ale to mało ważne. Proszę powiedzieć, co się stało z Jilly. Wyjdzie z tego?

– Na razie jest w stanie śpiączki i nie wiadomo, jakie ma szanse na powrót do zdrowia.

– Ale co to właściwie było?

– Nad brzegiem morza skierowała samochód prosto na skraj klifu i wylądowała sześć metrów pod wodą. Dobrze, że policjant ją wyciągnął, ale jakiś czas temu wspomniała mi, że pani ją zdradziła. Co mogła mieć na myśli?

Laura potrząsnęła głową, przez co jej rozpuszczone włosy prawie zamoczyły się w talerzu z potrawką.

– To dziwne, co powiedziała – myślała głośno. – I dlatego pan przyjechał tu do mnie? Żeby przekonać się, w jaki sposób mogłam zdradzić pańską siostrę? Muszę przyznać, że nie wiem, o czym pan mówi.

Mówiła bardzo cicho, nie odrywając oczu od talerza.

– To zupełny absurd. Przecież ona była doskonałym kierowcą, a kiedy ją ostatni raz widziałam, śmiała się i żartowała. Może inny samochód wjechał na jej porsche i zepchnął go z klifu?

Jednak nawet ja, mimo że jestem policjantem, nie brałem pod uwagę ewentualności, że ktoś mógł zepchnąć Jilly z klifu. Ciekawe więc, dlaczego Laura zakładała taką możliwość?

– Raczej nie – odpowiedziałem. – Stwierdzono, że najpierw jechała z dużą prędkością w kierunku północnym, zaraz przed skrzyżowaniem z szosą 101. Wygląda to na usiłowanie samobójstwa.

– Jak więc udało się jej ujść z tego z życiem?

– Tak jak mówiłem, policjant widział całe zdarzenie i zdążył wyciągnąć ją z wody, zanim utonęła. Wszyscy są zgodni, że to był prawdziwy cud.

Laura Scott podniosła się ze swego miejsca i ogarnęła spojrzeniem półmiski z niezjedzonymi jeszcze tajlandzkimi potrawami. Potrząsnęła tylko głową i sięgnęła do torebki. Z opasłego portfela wyciągnęła banknot pięćdziesięciodolarowy i położyła go za talerzem do zupy. Nie patrząc mi w oczy, zaczęła:

– Zawsze pędziła tym wozem na złamanie karku, pokrzykując i trąbiąc bez opamiętania. Sama mi się chwaliła, że lubi ryzyko. Jazdę porsche z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę porównywała do lotu bez spadochronu. To niemożliwe, żeby chciała się zabić! Na pewno w końcu straciła kontrolę nad tą piekielną maszyną, i tyle. Muszę ją zobaczyć. Mówił pan, że ona leży w Tallshon?

– Tak. – Wstałem również i dotknąłem jej przedramienia, jakby chcąc ją na chwilę zatrzymać. – Ale zanim ruszysz się stąd choćby na krok, Lauro, powiedz mi prawdę: byłaś kochanką Paula?

Spojrzała na mnie jak na wariata.

– Ależ skąd, z całą pewnością z nim nie sypiałam. Przecież to śmieszne!

Nie zdejmowałem palców z jej przedramienia, bo chciałem choć w ten sposób utrzymać z nią łączność.

– Ciekawe, bo Paul mi powiedział, że żyłaś z nim aż do zeszłego miesiąca, kiedy to zerwał z tobą. Może Jilly to miała na myśli mówiąc, że ją zdradziłaś?

Odepchnęła moją rękę i przez chwilę myślałem, że da mi w mordę, ale się w porę opanowała.

– Nie spałam z Paulem – powtórzyła. – Jeśli tak ci powiedział, to kłamał, choć nie wiem, dlaczego. A o co chodziło Jilly, doprawdy nie wiem.

– Niby dlaczego Paul miałby kłamać?

– Sam go, do jasnej cholery, zapytaj! Ja teraz muszę zobaczyć Jilly.

– Zawiozę cię.

– Dziękuję, wystarczająco mi dokuczyłeś!

Nie mogłam uwierzyć, że obok Forda stoi Laura. Widziałam ją równie wyraźnie jak jego. W głowie mi się nie mieściło, że ta fałszywa dziwka ośmieliła się tu przyjść. Jednak widziałam ją, jak mówiła coś do Forda. Ciekawe, co?

Czułam ucisk w gardle i dreszcz strachu, chociaż z drugiej strony, nie czułam prawie nic. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, gdyż jestem poza jej zasięgiem. Zbliżała się jednak coraz bardziej i powtarzała coraz głośniej moje imię. Mimo wszystko jednak się jej bałam.

Chciałam krzyknąć, że ją zabiję, ale nie mogłam. Jak to możliwe, że znalazła się tu i wciąż wywierała na mnie paraliżujący wpływ? To nie miało prawa się wydarzyć, powinna była pozostać w mojej pamięci tylko przykrym wspomnieniem. Tymczasem wyciągnęła rękę, żeby mnie dotknąć, i ciągle mówiła coś do Forda. Nie mogłam już tego wytrzymać.

– Popatrz, otworzyła oczy! – zaalarmowała Forda.

– Ona ma oczy stale otwarte i o niczym to nie świadczy – przywołał ją do rzeczywistości. Kiedy jednak dotknęła mojego ramienia palcami zimnymi jak u trupa – krzyknęłam.

Obróciłem się na miejscu tak gwałtownie, że o mało nie upadłem. Serce biło mi jak oszalałe. W mgnieniu oka znalazłem się przy boku Jilly, wołając przez ramię:

– Lauro, szybko, sprowadź tu pielęgniarki i lekarzy! Biegiem, rusz się, na miłość boską!

Porwałem Jilly w ramiona i przycisnąłem do piersi, ale szarpała się, rzucała głową na boki i jęczała, jakby ktoś zadawał jej niewysłowione męki. Szybko jednak osłabła i oparła się całym ciężarem na mnie. Wolałem już to, bo przynajmniej byłem pewien, że nie zrobi sobie krzywdy. Delikatnie ułożyłem ją na poduszce i pocałowałem w czubek nosa.

– Jilly, nie zamykaj oczu, patrz na mnie! – błagałem. – Nie zasypiaj, bo możesz już się nie obudzić. Słyszysz mnie, Jilly?

– Tak, Ford, słyszę cię – odpowiedziała zdartym, ledwo uchwytnym głosem.

Klepałem ją po policzku, gładziłem po włosach i czułem niewypowiedzianą ulgę, że jest żywa i cała.

– Dobrze, Jilly, teraz posłuchaj. Byłaś nieprzytomna przez cztery dni, ale już się wybudziłaś, więc teraz wszystko będzie dobrze. Trzymaj oczy otwarte, a teraz zamrugaj… O, tak, świetnie. Widzisz mnie wyraźnie?