Выбрать главу

Śniło mi się, że pracowałem jako kelner w nocnym lokalu. Miałem ścierkę przerzuconą przez ramię i tacę pełną drinków, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kto je zamówił. Latałem więc jak wściekły w kółko po sali i rozglądałem się bezradnie. Wszystkie stoliki były okrągłe i przy każdym siedzieli klienci, a między nimi tańczyła Jilly całkiem nago, stepując z biegłością zawodowej striptizerki. Widzowie gwizdali i klaskali, tylko jakiś facet, którego twarzy nie widziałem, biegł za nią, wymachując obszernym płaszczem.

Zbudziłem się trochę przed dziewiątą rano. To była pierwsza tak spokojnie przespana noc od czasu wybuchu bomby w Tunezji. Czułem się już prawie normalnie, więc przeciągnąłem się, a przy goleniu wreszcie uśmiechnąłem się do swego odbicia. Moja cera przestała przypominać kolorem owsiankę!

Paula nie było w domu, więc przypuszczałem, że pewnie pojechał do Jilly i tam z nim porozmawiam. W ciągu pół godziny dotarłem do szpitala.

8

Mijając poczekalnię na trzecim piętrze, usłyszałem głos Maggie Sheffield.

– Powiem ci tylko tyle, Cotter, że ktoś uderzył Charliego Ducka w głowę. Zdążył jeszcze przyczołgać się do domu Doca Lamberta, ale zaraz potem zmarł.

– I nie znaleziono żadnych śladów? Żadnych poszlak?

– Żebyś wiedział, że najtrudniej wykryć sprawcę morderstwa takiego nieszkodliwego staruszka. To nie Salem ani Portland, tylko Edgerton, malutkie miasteczko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wydarzyło się tu morderstwo, ale faktem jest, że ktoś zaciukał Charliego.

Gdy wkroczyłem do poczekalni, przekonałem się, że pani szeryf rozmawia z młodym człowiekiem, którego nigdy przedtem nie widziałem. Na oko w moim wieku, był niższy, za to atletycznej budowy, w typie ciężarowca. Wyglądał na niebezpiecznego osobnika, choć jako mężczyzna nie powinienem wyciągać takich wniosków. Musiałem jednak ze wstydem przyznać, że od razu poczułem do niego antypatię.

– Cotter Tarcher – przedstawił się nieznajomy, czyniąc w moją stronę powitalny gest. – Pan jest bratem Jilly, prawda?

– Tak, nazywam się Ford MacDougal. A pan jest bratem Cal?

– Rzeczywiście, zapomniałem, że pan już ją poznał w domu Paula. Przyjdziecie do nas dziś wieczorem? Jak co roku, obchodzimy urodziny naszej pani burmistrz.

Zdecydowaliśmy jednak nie odkładać tej imprezy, mimo śmierci Charliego.

– To było morderstwo, Cotter! – przypomniała Maggie.

– Prawdę mówiąc, zupełnie o tym zapomniałem – przyznałem się. – Dla mnie najważniejsze, że Jilly się obudziła, o niczym innym nie myślałem.

Cotter Tarcher wyglądał jak Cygan ze smolisto-czarnymi włosami i krzaczastą brodą. Byłem pewien, że baby do niego lgnęły, bo rajcowała je taka zbójecka uroda. Gdyby jednak miały olej w głowie, powinny uważać. Cal opowiadała, że lubił, kiedy dziewczyny przyjeżdżały po niego własnymi samochodami, bo to dawało im złudzenie przewagi. Miałem jednak wrażenie, że celowo stosuje ten sprytny chwyt, aby je rozbroić. Przypomniałem sobie, że Jilly też go nie lubiła.

– Ach, tak, rzeczywiście! – rzucił luźno Cotter. – Dopiero co ją widziałem, akurat jakaś praktykantka myła jej włosy. To cud, że wygląda zupełnie normalnie.

Zwróciłem się do Maggie.

– Podsłuchałem, że mówiliście o Charliem Ducku. Dla takiego małego miasteczka jak Edgerton to musiał być prawdziwy szok. Zawiadomiłaś już specjalistów od medycyny sądowej z Portland? Mają tam najlepszych biegłych na Zachodnim Wybrzeżu. Szczególnie dobry jest taki jeden Ted Leppra…

– Po co? – Potrząsnęła głową. – 1 tak wiem, jak doszło do zgonu. Od uderzenia w głowę zrobił mu się krwiak, który razem z odłamkami kości uszkodził mózg. Szkoda czasu na biegłego, który tłumaczyłby mi to wszystko z medycznego na nasze. W każdym razie szkoda chłopa, bo mieszkał u nas dobre piętnaście lat. Pogrzeb odbędzie się we wtorek, a nabożeństwo żałobne w kościele Komitetu.

– Komitetu? – powtórzyłem.

– No, Komitetu Obywatelskiego, nie pamiętasz? Należą do niego wszyscy mieszkańcy miasta, więc wyznaczyli jeden budynek na wspólną świątynię wszystkich wyznań. Nabożeństwa różnych kościołów odbywają się o różnych porach, a na pogrzebach przedstawiciele grup wyznaniowych mają limity czasowe na wystąpienia. Stary Charlie był niewierzący, więc wszystkie wyznania otrzymają po tyle samo minut, bo gdyby był na przykład baptystą, to oni dostaliby najwięcej czasu. Przyjdź, Mac, jeśli możesz, będziesz miał okazję poznać większość mieszkańców naszego miasta. Chyba że chcesz wracać do Waszyngtonu, skoro Jilly już się obudziła? Opowiedziała ci, co naprawdę zdarzyło się tamtej nocy? Czy to się zgadza z twoim snem?

– Właśnie dzisiaj mam zamiar z nią o tym pomówić – obiecałem, choć byłem zły na Maggie, że wygadała się w obecności Cottera Tarchera. Z drugiej strony, jakie to miało znaczenie, nawet gdyby ktoś pomyślał, że mam nierówno pod sufitem? Tarcher, mimo że należał do Komitetu, na razie nie zachowywał się jak osioł.

– Miejmy nadzieję, że wszystko ci powie – podchwyciła Maggie. – Chociaż, gdy pytałam ją o to rano, utrzymywała, że nic nie pamięta. A kiedy wspomniałam, że według relacji Roba celowo prowadziła wóz prosto do morza, wyglądała na zszokowaną. Nie powiedziała mi nic więcej, może ty się czegoś dowiesz.

– A może nie ma nic więcej do powiedzenia?

– Obyś miał rację. Boję się tylko, by znów nie próbowała coś sobie zrobić.

Cotter spoglądał to na jedno, to na drugie z nas, wreszcie wydusił:

– Postaraj się przyjść dziś do nas, Mac. Moi rodzice chcieliby cię poznać.

Uścisnął mi rękę mocniej niż należało, ukłonił się Maggie i wyszedł, na odchodnym rzucając mi spojrzenie mówiące, że jeszcze zdąży nakopać mi do dupy. Stanowczo nie mógł wzbudzać pozytywnych uczuć! Po jego wyjściu zwróciłem się do Maggie.

– Czy w tamten wtorek byłaś zaproszona do domu Paula i Jilly na imprezę?

– Nie, a bo co?

– Laura Scott powiedziała mi, że Paul i Jilly oczekiwali jeszcze innych gości, ale ona musiała wcześniej wyjść, więc nie widziała, ile osób przyszło i kto to był.

W gruncie rzeczy nie wiedziałem, dlaczego ta informacja ma mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Jedynym, co się teraz liczyło, było zdrowie Jilly i pewność, że wyszła z dołka i nie będzie już próbowała żadnych sztuczek.

Myślałem też o Laurze, bo jeszcze dotąd nie spotkałem kobiety, która by mnie tak rajcowała. Postanowiłem na razie nie wracać do Waszyngtonu. Nabrałem ochoty na imprezę u Tarcherów.

– Słuchaj, Mac, jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć, zanim pójdziesz do Jilly. Coś tajemniczego, co ma związek ze śmiercią Charliego Ducka. Nie chciałam tego mówić przy Cotterze, ale w końcu ty też jesteś z naszej branży.

– Dowiedziałaś się czegoś nowego?

– Chyba tak, choć nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie. Mało tego, że ktoś załatwił Charliego, także splądrował jego dom. Wysłałam już tam chłopaka, żeby zebrał odciski palców, i sama dokonałam oględzin. Nie zauważyłam niczego, co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Jeśli morderca czegoś szukał, prawdopodobnie znalazł. Zabrał też ze sobą narzędzie zbrodni. – Przerwała, aby wziąć głęboki oddech, i ciągnęła: – Ale jest jeszcze coś. Może pomożesz mi to rozgryźć? Doc Lambert powiedział mi później, że Charlie na chwilę przed śmiercią odzyskał przytomność…

Serce zaczęło mi bić szybciej, chociaż nie wiedziałem, dlaczego. Z zapartym tchem czekałem na ciąg dalszy.

– Doc Lambert twierdzi, że Charlie był wyraźnie podniecony, bełkotał jakieś słowa bez ładu i składu, ale dało się w tym wyróżnić jeden sensowny fragment: „…mocne uderzenie… za mocne… a jednak mnie dopadli!”. Co o tym sądzisz?