Kuchnia stanowiła centrum dowodzenia tą kulinarną kampanią, ale Cal nawet nie zwolniła kroku, tylko zwinnie przemykała się między kelnerami i kucharzami. Dotarła wreszcie do ogromnej lodówki i otworzyła ją. Pochyliła się do jej wnętrza i przez jakiś czas nie było jej widać, aż wynurzyła się, trzymając dwie puszki piwa Coors.
– Niestety, te są ostatnie – oznajmiła. – Cotter był tu przed nami. Ale jak bardzo zechce się nam pić, przyniosę z garażu następną zgrzewkę.
– Dobra, to na razie wystarczy. – Zręcznie oderwałem denko, uniosłem puszkę w geście toastu i zająłem się jej zawartością. Uwielbiam piwo!
– Ile lat ma Cotter? – spytałem, aby zmienić temat.
– Dwadzieścia osiem. Jest o dwa lata starszy ode mnie, a ty pewnie myślałeś, że więcej? Wiem, że wyglądam na dziewczynkę, ale tylko wyglądam. Pewnie zaraz zapytasz, dlaczego jeszcze dotąd mieszkamy z rodzicami?
– Rzeczywiście, zaciekawiło mnie to, ale przez grzeczność nie śmiałem pytać.
– A śmiałeś pytać, czy jestem zazdrosna o Jilly! Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o czymś podobnym?
– Coś takiego obiło mi się o uszy. No więc, dlaczego ty i Cotter jeszcze siedzicie rodzicom na karku?
Za całą odpowiedź roześmiała się i z rojnej, gwarnej kuchni wyprowadziła mnie do pokoiku na zapleczu, który wyglądał na bibliotekę. Pokoik był pusty i ciemny, więc zapaliła małą lampkę w stylu Tiffany’ego stojącą na biurku. Na tym samym biurku postawiła puszkę z resztką piwa.
– No więc Jilly się myliła. – Nie tylko nie jestem o nią zazdrosna, ale wręcz chciałabym namalować jej portret, tylko ona ciągle mnie spławia.
– Ach tak, Paul i Maggie mówili mi, że jesteś artystką. Co najchętniej malujesz?
– Przeważnie pejzaże, ale fascynują mnie też fizjonomie. Jilly ma niezwykle wyraziste kości policzkowe i oczy. To prawdziwe zwierciadło jej duszy. Ty też masz piękne oczy, Mac, takie ciemnobłękitne, jak wzburzone morze. To bardzo romantyczne!
– Uważaj, żebym nie zakrztusił się piwem. Cal przestała rozwijać ten temat, otrząsnęła się i zamarkowała promienny uśmiech.
– Jak się teraz czujesz? Dziś wyglądasz na zdrowszego i silniejszego niż wczoraj.
– Czuję się świetnie.
– Widzisz, Cotter mieszka z nami, bo tak sobie życzył ojciec. Chciał, żeby Cotter nauczył się przy nim prowadzenia interesu. Nie pozwolił mu wyjechać na studia na Uniwersytecie Los Angeles w Kalifornii, dochodziło nawet między nimi do przepychanek. Ukończył Wyższą Szkołę Biznesu i Administracji, ale ojciec i tak nie wierzy, że Cotter dałby radę przejąć po nim firmę. Pewnie prędzej umrze niż mu ją przekaże, a Cotter obawia się, że ojciec będzie żyć wiecznie.
– Więc Cotter chciałby stąd wyjechać?
– No, tak naprawdę Cotter chciałby sam wszystkim rządzić, ale mu powiedziałam, że to trudne dla takiego konusa jak on. Powinien nosić buty na platformach, bo wysokich facetów, jak nasz ojciec, ludzie bardziej szanują. A Cotter jeszcze do tego wygląda jak zbój z tysiąca i jednej nocy!
– Ciekawe, czy zastosował się do twoich rad? – spytałem, zaciekawiony.
– Zdaje mi się, że zamówił takie buty w katalogu sprzedaży wysyłkowej. Może nawet teraz je włożył, ale na tę jego zbójecką gębę chyba nic nie pomoże.
– Oj, coś się panience nagle zebrało na szczerość! A mógłbym się dowiedzieć, od czego zdrobnieniem jest „Cal”?
– Wcale nie chcesz tego wiedzieć! – wypaliła bez ogródek. Zbliżyła się do mnie i oparła otwarte dłonie na mojej piersi. – Lubię cię, Mac, a Cal to skrót od Calista.
Ująłem jej ręce w swoje i lekko odepchnąłem.
– Bardzo mi miło, a Calista brzmi całkiem nieźle, chociaż Cal może bardziej naturalnie. Wiesz, że naprawdę nie wiem, co mam o tobie myśleć? Pewnie sama świetnie się bawisz, kiedy obserwujesz reakcje otoczenia na własny wizerunek, który wykreowałaś?
Cal wyrwała ręce i zaczęła się wycofywać, aż oparła się o biurko.
– Nawet nie próbuj zaprzeczać – uprzedziłem jej ewentualną odpowiedź. – Wczoraj, kiedy odprowadzałem cię do samochodu, na chwilę odsłoniłaś swoje prawdziwe oblicze. Jesteś przebiegła i pozbawiona skrupułów, a przy tym na tyle pewna siebie, że uważasz wszystkich za idiotów. Albo jesteś zazdrosna o Jilly, albo ona o ciebie, bo przejrzała cię na wylot, co?
– Czy mówisz to w imieniu FBI? – spytała z uśmiechem. Nawet z tonu jej głosu przebijała wesołość.
– Nie, w swoim własnym.
– Zajmujesz się sporządzaniem rysopisów?
– Nie, zwalczaniem terroryzmu. Ale jeśli już mówimy o Jilly, to nie wiem, jakie miałaby powody do zazdrości. Jest przecież wystarczająco ładna…
Cal gwałtownie potrząsnęła głową, co świadczyło, że ma już dość udawania. Stojąc w cieniu rzucanym przez lampę zaczęła zupełnie z innej beczki:
– Stój tam, gdzie stoisz i nie ruszaj się. Chciałabym narysować twój portret!
Byłem tak zaskoczony, że zupełnie mnie zatkało. Tymczasem Cal wypadła z pokoju, zostawiając mnie samego z dwiema prawie pustymi puszkami piwa Coors. Wróciła po jakichś dwóch minutach z dużym szkicownikiem i oprawionym kawałkiem węgla.
– Nie ruszaj się, dobrze? – poprosiła, wracając do biurka.
Nie miałem nic przeciwko temu, bo przy okazji mogłem się jej przyjrzeć, kiedy przerzucała kartki szkicownika rozłożonego na podołku. W tym czasie zmienił się wyraz jej twarzy. Miejsce żałosnego brzydkiego kaczątka zajęła kobieta skoncentrowana i pewna swej siły. Kiedy chciałem unieść nieco rękę, od razu to zauważyła.
– Nie, Mac, prosiłam cię, żebyś się nie ruszał!
– Przepraszam,” jeszcze nigdy nie pozowałem do portretu. Ale mówić mogę?
– Oczywiście – rzuciła, nie patrząc na mnie, tylko rysując.
– To powiedz, dlaczego tak się dziwnie ubierasz.
– Zamknij się!
– Przecież sama powiedziałaś, że mogę mówić. Wczoraj na przykład miałaś na sobie workowate dżinsy i męską koszulę. Czy celowo tak się szpecisz?
– Tak, bo chcę, żeby mężczyźni widzieli we mnie przede wszystkim umysł, a nie ciało.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu, ale na wszelki wypadek spróbowałem wymyślić mniej prowokujące pytanie.
– Jak sądzisz, czy Maggie żyje z Robem Morrisonem? Zatrzymała węgiel w połowie pociągnięcia i pogardliwie wydęła wargi.
– Rob jest tak przystojny, że mógłby mieć każdą, nie tylko Maggie – oświadczyła i wróciła do rysowania. Tylko teraz pociągnięcia po papierze stały się szybsze i mocniejsze.
Nagle przerwała rysowanie, zatrzymując w powietrzu rękę z węglem. Wbiła wzrok we mnie, oddychając ciężko i nie mogąc ukryć drżenia rąk. Wargi lekko rozchyliła.
– Skończyłaś już? – zagadnąłem. Nie odpowiedziała wprost, tylko odłożyła węgiel i szkicownik, a lampę zgasiła.
– Och, Mac… – wychrypiała i nagle skoczyła na mnie.
Przez trzy i pół sekundy próbowałem ją od siebie oderwać, ale potem przestałem, bo i mną owładnęło pożądanie. Cal okrywała moją twarz pocałunkami, a jej ręce szybko przebiegły po mojej piersi, aby zaraz rozpiąć rozporek i znaleźć się w slipkach. Ani się obejrzałem, jak poczułem jej palce wokół mojego członka. Ruchy jej rąk i całego ciała były tak dzikie i niepohamowane, że sam też straciłem panowanie nad sobą. Zacząłem szarpać na niej ubranie, podarłem jej bluzkę, ale nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. Pchnęła mnie na dywan i sama rozciągnęła się na mnie. Od dołu widziałem jej odrzuconą w tył głowę i białą, gładką szyję, słyszałem przyspieszony oddech, jakby brała udział w wyścigu…