– Czy to jest cała prawda, Lauro? – Wychyliłem się z fotela, aby dokładniej ją obserwować. Ponieważ milczała, upiłem jeszcze trochę kawy i dodałem: – Ejże, chyba nie dopowiedziałaś wszystkiego.
Zamiast odpowiedzi zaczęła drapać Grubstera za uszami. Kot mruczał tak głośno, że słychać go było z mojego miejsca.
– Tak, jest coś jeszcze – przyznała w końcu. – Wolałabym o tym nie mówić, ale Jilly zaginęła, a wiem, że ty nie spoczniesz, dopóki się nie dowiesz wszystkiego, choćby to akurat nie miało nic wspólnego z Jilly. – Przerwała na chwilę, aby wziąć głęboki oddech. – Kiedy Jilly wyszła do kuchni, Paul rzucił się na mnie, zaczął miętosić moje piersi i pociągnął mnie na kanapę. Całował namiętnie, próbował wepchnąć mi kolano między nogi… Całe szczęście, że Jilly zawołała go z kuchni, więc odskoczył jak oparzony. Dyszał jak miech, ale powiedziałam mu tylko, że jest łajdakiem, a kiedy Jilly wróciła, wymyśliłam naprędce historyjkę o chorym kotku, który musi dostać lekarstwo. Chciałam po prostu jak najprędzej stamtąd wyjść, a nie mogłam przecież powiedzieć Jilly, jakim draniem jest jej uwielbiany mąż. Ona go ubóstwiała i chciała za wszelką cenę mieć z nim dziecko, czy to nie straszne?
– I nigdy nie podejrzewałaś, że Jilly może być czymś więcej niż bezdzietną gospodynią domową?
– Żadne z nich nie próbowało nawet czegoś takiego zasugerować.
– Czy to już wszystko?
– Tak, przysięgam, że to są nagie fakty.
– Dobrze więc, powiedz mi jeszcze, jaką rybę jedliście na tę kolację?
Na jej twarzy nie odbiły się żadne emocje.
– Prawdę mówiąc, nie przepadam zbytnio za rybami, więc nie zwróciłam na to uwagi, ale mógł to być albo okoń morski, albo halibut.
Co do ryby, odgadła prawidłowo za drugim razem, reszta posiłku zgadzała się z opisem podanym mi przez Paula… Jednak nagle poczułem tak obezwładniające zmęczenie, że utraciłem zdolność logicznego rozumowania. Wstałem i zacząłem przechadzać się po pokoju, ale nic to nie dało, bo miałem wrażenie, jakbym brnął w błocie.
– Co się stało, Mac? – zaniepokoiła się.
– Powinienem już jechać – odpowiedziałem, nie przestając spacerować. Czułem, że muszę wydostać się stąd i odetchnąć świeżym powietrzem. Co się ze mną, do jasnej cholery, działo? Zdawało mi się, że wiem, co. Najwyraźniej w ostatnim czasie za bardzo się sforsowałem. Wiedziałem, że powinienem dalej przesłuchiwać Laurę, ale za cholerę nie mogłem wymyślić, o co by ją jeszcze spytać.
– Do zobaczenia, Lauro! – rzuciłem i wyszedłem nie oglądając się za siebie, choć słyszałem, że coś za mną wołała. Tylko Nolan zaskrzeczał mi na pożegnanie.
W samochodzie pootwierałem okna, wyszukałem stację nadającą muzykę rockową i nastawiłem na cały regulator. Po drodze wstąpiłem do McDonalda na jeszcze jedną mocną kawę. W końcu zacząłem śpiewać piosenkę Król szos, a kiedy zapomniałem słów – mruczałem melodię, aby nie dać się wszechogarniającej senności. I tak jednak oczy mi się zamykały do tego stopnia, że waliłem czołem w kierownicę, a kiedy trzy lub cztery razy zjechałem z szosy – ledwo zdołałem zawrócić. Mało brakowało, a wbiłbym się pod ciężarówkę, która zrobiłaby ze mnie mokrą plamę. Kiedy jej kierowca zatrąbił mi nad uchem – strach otrzeźwił mnie na kilka minut, ale potem senność znów zaczęła brać górę.
Zrozumiałem, że nie zdołam dojechać do domu Paula. Spociłem się już przecież jak mysz i mało nie pogryzłem kierowcy ciężarówki! W tym momencie przyszedł mi na myśl szpital. Nie było do niego dalej niż jakieś sześć minut jazdy, więc powinienem się wyrobić, dopóki jeszcze jako tako trzymałem się szosy i tylko kilku kierowców dawało mi znaki klaksonem. Nie bardzo wierzyłem, że mi się to uda, ale jakoś dojechałem na parking przed izbą przyjęć, ścinając po drodze zaledwie jeden krzak. Chciałem wyłączyć silnik, ale już nie zdążyłem. Poczułem, że zginam się wpół i uchodzą ze mnie resztki sił. Nie miałem wyboru i poleciałem głową naprzód, uruchamiając czołem przycisk przy kierownicy. Ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszałem i zapamiętałem, było wycie klaksonu.
12
– No, obudź się wreszcie, Mac, wracaj do nas, przecież widzę, że możesz!
Nie miałem wcale ochoty ruszyć się ani otworzyć oczu, ale nosowy głos nie ustępował. Przypominałem sobie mętnie ten głos, ale działał mi na nerwy, gdyż przyprawiał mnie o ból głowy. Kiedy więc w końcu zdołałem wydusić z siebie kilka słów, warknąłem:
– Odpieprz się!
– Nie wygłupiaj się, Mac – powtarzał Nosowy Głos. – Otwórz oczy, żebym zobaczył, że żyjesz.
– Oczywiście, że żyję! – wrzasnąłem, wściekły, że nie mogę podnieść ręki i przypalantować temu gadatliwemu typkowi. – Dajcie mi, do jasnej cholery, spokój!
Słyszałem, jak ten sam głos zwraca się do kogoś trzeciego. Odpowiedziała mu kobieta, w której rozpoznałem siostrę Himmeclass="underline"
– Klepnij go po policzkach. To ci dopiero herod-baba, od razu chce policzkować mężczyznę!
– Nie, proszę mnie nie dotykać! – zaprotestowałem.
– No, dochodzi już do siebie – orzekł Nosowy Głos. W tym momencie byłem pewien, że poczułem na skórze jego oddech, a po chwili dotyk czegoś chłodnego na mojej nagiej piersi. Czyżby to miało znaczyć, że ktoś zdjął mi koszulę?
– Wszystkie czynności życiowe są w normie – dodał inny męski głos, którego nie rozpoznałem. – Tak, wraca już do nas.
Zdenerwowałem się jeszcze bardziej, że jakiś obcy facet wtrąca swoje trzy grosze.
– A pan niech pilnuje swego nosa! – warknąłem. – Nikt pana nie pytał o zdanie!
Posiadacz nosowego głosu zachichotał.
– Widzę, że trzeba dać mu jeszcze trochę czasu, żeby całkiem wrócił do formy. Grunt, że nic mu nie będzie.
– No właśnie. Spieprzaj pan! Kiedy jednak w końcu otworzyłem oczy – ujrzałem nad sobą doktora Sama Coatesa, tego samego, który opiekował się Jilly. To on tak mówił przez nos.
– Witamy wśród żywych! – Uśmiechnął się do mnie. – Rozumiesz, co mówię, Mac?
– Rozumiem, ale co się właściwie stało? Co pan doktor tu robi i gdzie się podziała moja koszula?
– Wygląda na to, że udało ci się dojechać pod samą izbę przyjęć, zanim straciłeś przytomność. Mało tego, osuwając się przycisnąłeś czołem klakson, aż zbiegli się tu wszyscy lekarze, pielęgniarki, ochroniarze i pacjenci!
Przypomniałem sobie wycie klaksonu.
– Czy to znaczy, że przedobrzyłem? Zanadto się sforsowałem, aż w końcu organizm odmówił mi posłuszeństwa?
– Paul opowiedział nam, że padłeś ofiarą zamachu terrorystycznego poza granicami kraju i dopiero niedawno wyszedłeś ze szpitala. To jednak nie ma nic wspólnego z twoim zasłabnięciem, spowodowanym wyłącznie wysokim poziomem fenobarbitalu w organizmie. Minęły już trzy godziny, odkąd ustaliliśmy przyczynę zatrucia i podjęliśmy leczenie, ale takie przypadki wymagają czasu. Możesz jeszcze czuć się trochę oszołomiony.
Słabo mi się zrobiło, kiedy uświadomiłem sobie, jakie leczenie mogło tu wchodzić w grę.
– Tylko proszę, nie mówcie, że płukaliście mi żołądek! Raz to widziałem i od razu mnie zemdliło.
– Przykro mi, Mac, ale musieliśmy to zrobić. Nie mieliśmy innego wyjścia, a zresztą i tak byłeś nieprzytomny. Podaliśmy ci też węgiel, aby wchłonął resztki trucizny. Stąd się wzięły te czarne plamki na twojej górnej wardze i na piersi. Nie dziw się też, że masz założoną kroplówkę i przewody doprowadzające tlen. Na wszelki wypadek potrzymamy je jeszcze przez pewien czas, w razie gdybyś poczuł się gorzej. Gardło cię nie boli?