Выбрать главу

Bolało, więc przytaknąłem. W końcu mój mózg zaczął działać jak trzeba.

– Mam przez to rozumieć, że to było zatrucie fenobarbitalem?

– Tak, chociaż nikt nawet nie próbuje sugerować, że usiłowałeś popełnić samobójstwo. Powiedz od razu, Mac, kto mógł podać ci to świństwo?

Powiodłem spojrzeniem po twarzach doktora Coatesa, siostry Himmel i trzeciego, nieznanego mi faceta.

– O, kurczę blade… – zacząłem, a już po kilku sekundach doktor Coates mógł uwierzyć, że całkowicie odzyskałem świadomość. – Słuchajcie, panowie, to bardzo ważne. Niech policja jedzie natychmiast do domu Laury Scott w Salem. Byłem tam dziś rano i może to ona próbowała mnie zabić.

Doktor Coates nie był już najmłodszy, ale potrafił ruszać się bardzo szybko. W okamgnieniu wyskoczył z pokoju. Przy mnie została siostra Himmel, która poklepała moją rękę.

– Nie martw się, Mac, wszystko będzie dobrze. A to jest doktor Greenfield, któremu przykazałeś, by pilnował własnego nosa.

Doktor Greenfield okazał się kościstym, starszym panem z czarną brodą i zieloną muszką w białe groszki.

– Przepraszam, panie doktorze. Chwała Bogu, że żyję. Dziękuję panu.

– No, muszę powiedzieć, że jeszcze nie jest pan całkiem zdrów – zauważył. – Chyba miał pan przedtem jakiś wypadek.

– Tak, zgadza się – bąknąłem.

– Jest pan młody i silny, więc powinien pan wyjść z tego bez szwanku. Zostawiam pana w dobrych rękach. – Odwrócił się na pięcie, gestem pożegnał siostrę Himmel i wyszedł.

– Doktor jest naszym głównym konsultantem – wyjaśniła siostra Himmel. – Niech pan teraz odpocznie. Ciekawe, dlaczego ta kobieta miałaby pana zabić?

– Też chciałbym wiedzieć. Odwiedziłem ją dziś rano, bo przypuszczałem, że może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Jilly. Niczego się jednak nie dowiedziałem, ale poczęstowała mnie kawą, po której poczułem się dziwnie zmęczony, więc czym prędzej chciałem stamtąd wyjść.

Tak naprawdę to chciało mi się płakać, wręcz wyć. Jak mogłem tak fatalnie pomylić się co do Laury?

– Mało brakowało, a w ogóle nie dotarłbyś do nas, Mac wtrącił się doktor Coates, który właśnie wrócił na salę.

– Dlaczego od razu nie zjechałeś gdzieś na parking, żeby się przespać?

– Z pewnych powodów nie brałem w ogóle tej ewentualności pod uwagę. Myślałem tylko o tym, żeby za wszelką cenę dojechać do Edgerton, postój nie wchodził w grę. Pewnie dlatego w końcu straciłem przytomność.

– No, dobrze, że jednak do nas dotarłeś, bo niektóre odcinki tej szosy są trudne nawet dla przytomnego kierowcy.

– O mało nie wpakowałem się pod ciężarówkę, ale wtedy na chwilę podniósł mi się poziom adrenaliny. Śpiewałem na głos, byleby tylko nie zasnąć, bo nie mogłem sobie pozwolić, żeby stoczyć się z klifu, tak jak Jilly. Po prostu musiałem dojechać. – Przerwałem na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. – Czy wiadomo już, co się dzieje z Laurą?

– Detektyw Minton Castanga da nam znać, kiedy tylko policja wkroczy do jej mieszkania i zbada sytuację. Wystarczyło, że na jednym oddechu powiedziałem mu o usiłowaniu zabójstwa i o agencie FBI.

– Pewnie dawno już jej tam nie ma. Jeśli chciała mnie zabić, to nie przypuszczam, aby czekała, aż ją złapią.

W tym momencie uświadomiłem sobie, że jeśli Laura rzeczywiście to zrobiła, to pójdzie siedzieć. Tylko właściwie za co? Co takiego ukrywa, że aż uznała za konieczne usunięcie mnie z drogi?

– Tego na razie nie wiemy. Musimy poczekać, aż ją złapią i sama się przyzna – rzekł doktor Coates. – Dawka narkotyku, jaką otrzymałeś, nie była śmiertelna i prawdopodobnie przeżyłbyś także i bez naszej pomocy. Zobaczymy, co ona zezna.

– Obawiam się, że jej nie złapią. – Potrząsnąłem głową. – Jest za sprytna, aby zostać tam i czekać.

Siostra Himmel zmierzyła mi ciśnienie, a doktor Coates jeszcze raz mnie osłuchał.

– Aha, byłbym zapomniał! – zreflektował się. – Doktor Paul Bartlett strasznie się o ciebie denerwował, chodził od ściany do ściany, aż odesłaliśmy go do domu. Zadzwonię do niego, żeby przywiózł tu panią szeryf i tych wszystkich twoich przyjaciół, którzy chcieli wejść, żeby cię zobaczyć. Maggie wspominała, że zadzwoni do FBI i przekaże im, co się stało.

– O rany! – jęknąłem. – A pan doktor oczywiście jej tego nie wyperswadował?

Jasne było, że Maggie musiała rozmawiać z moim bezpośrednim przełożonym, „Dużym Carlem” Bardolino. Bezradnie spojrzałem na aparat telefoniczny stojący na mojej nocnej szafce. Nie miałem innego wyjścia, tylko sam też musiałem wykonać ten cholerny telefon. Sekretarka połączyła mnie z Dużym Carlem. Przepracował już dwadzieścia pięć lat w branży i wysoko go ceniłem, ale nie należał do ludzi, którzy łatwo na wszystko się godzą. Dlatego znacznie bardziej wolałbym nie rozmawiać z nim na ten temat.

– To ty, Mac? Co się z tobą, do jasnej cholery, dzieje? Szeryf z tej jakiejś Pipidówki dzwoniła, że ktoś cię podtruł czy coś podobnego…

– Właśnie, szefie, dzwonię, żeby pana zawiadomić, że już się czuję dobrze, a tutejsza policja prowadzi w tej sprawie dochodzenie.

– Kurczę, pewnie dałeś się omotać jakiejś babie, co? Ile razy mam wam, gówniarze, powtarzać, żebyście uważali na te wasze rozhukane hormony? Tylko się kompromitujecie lub raczej, przepraszam, trujecie!

– Racja, szefie, ale tym razem nie o to chodzi.

– No, dobrze już, dobrze, chyba mówisz prawdę, bo wiem, że nie umiesz kłamać. Ile razy wam mówiłem, że przede wszystkim macie zachować czujność?

– Chyba ze sześć.

– No właśnie, i wszystko na nic, jakby grochem o ścianę! Chwalić Boga, mam już pięćdziesiąt trzy lata i nie w głowie mi takie głupoty, ale widzę, że ty jeszcze nie zmądrzałeś. Miałeś przecież odpoczywać, a dajesz się truć! Jak się teraz czujesz i co z twoją siostrą?

– Po tamtym wypadku już doszła do siebie, ale za to gdzieś zniknęła ze szpitala i nie wiem jeszcze, gdzie jej szukać. Niepotrzebnie ta pani szeryf pana niepokoiła.

– Tylko spróbuj znowu coś sobie zrobić, to ci natrę uszu, rozumiesz? FBI to nie partyzantka.

– Rozumiem, szefie, ale ja nie uprawiam żadnej partyzantki. Chodzi mi tylko o to, żeby ustalić, co się stało z moją siostrą. Nie wszcząłem jeszcze w tej sprawie oficjalnego śledztwa, ale byłbym rad, gdyby pan pozwolił mi się tym zająć.

Duży Carl chrząknął, a ja wiedziałem, że pewnie już o mało nie przegryzł swojego cygara.

– Ale masz być ze mną w kontakcie, zrozumiano?

– Tak jest, szefie, rozumiem. Poczułem taką wdzięczność i ulgę, że szybko zasnąłem.

Specjalne urządzenie pompowało do mojego nosa tlen, a prosto do żyły płynęła kroplówka.

Po przebudzeniu spostrzegłem przy łóżku nieznajomego mężczyznę, który wyraźnie patrzył na mnie. Był to elegancki blondyn o wąskim nosie i przenikliwym spojrzeniu, w białej koszuli i wypolerowanych do połysku włoskich półbutach. W zakłopotaniu pocierał długimi palcami starannie wygolony policzek. Na oko mógł mieć około czterdziestki, wyglądał na wysportowanego, ale w niczym nie przypominał lekarza.

Kiedy zauważył, że wracam do życia, przemówił rozwlekłym akcentem stanu Alabama:

– Jestem detektyw Minton Castanga z komendy policji w Salem. A pan nazywa się Ford MacDougal i jest pan agentem FBI, który poszukuje swojej siostry, prawda?