– Skąd pan wie, że przyjdzie? – dziwi się pielęgniarka.
– Przyjdzie bo ja tu jestem w czasie leżakowania, więc doktor mnie na pewno przyłapie!
Interesant już odszedł, gdy do pokoju wpadł doktor. Co pan tu robi o tej porze? – zapytał mnie ostro.
Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu.
– No i z czego pan się śmieje?
– W tej chwili oddziałowa skończyła robienie mi opatrunku – tłumaczę – a śmieję się. ponieważ… – i tu opowiedziałem moje przewidywania sprzed chwili.
– Gdzież jest ten interesant? – pyta doktor.
– Na pewno czeka jeszcze na korytarzu albo w hallu. Gwarantowałem przecież, że pan za chwilę będzie.
W każdy wtorek i piątek po kolacji w stołówce dla chorych wyświetlane są filmy, na które przychodzą chorzy i pracownicy. Co pewien czas organizuje się imprezy estradowe, a nawet teatralne. Gdy ma być ciekawy występ lub film, więcej jest chętnych niż miejsc na sali.
Przyjechali do nas z ambasady węgierskiej z filmem nakręconym na Olimpiadzie, na której Węgrzy zajęli dużo pierwszych miejsc. Publiczność przyszła masowo, bo zapowiedziano pokazanie całego meczu piłkarskiego Węgry-Anglia tzw. „meczu stulecia” wygranego zresztą przez Węgry.
Gdy wszedłem na salę, wszystkie krzesła były zajęte.
Nie było już wolnych miejsc, ale zauważyłem młodego chłopaka siedzącego na stole. Pod stołem stoi krzesło, które on zasłania nogami. Wygodnicki. Jak zgaśnie światło, wysunie krzesło i oprze na nim nogi. Był to cwaniaczek, znany z tego, że robił, co chciał i jak chciał, a inni chorzy, grzeczni i spokojni, bali się zaczynać z nim, bo wiedzieli, że jest skłonny do awantur. Podszedłem i wyciągam krzesło spod stołu. Ten roześmiał się, uchwycił krzesło za poręcz i mówi:
– Nie rusz, frajerze, nie twoje.
– Ale będzie mole – odpowiadam takim samym lekkim tonem. – A poza tym, od kiedy ja z tobą, g…rzu, jestem na „ty”?
Zgłupiał. Po chwili już siedziałem na krześle.
Nygusiak draki nie podjął, tylko przez kilka minut dziamgotał za moim plecami:
– Czekaj, frajerze, oszukałeś się, Złapiemy się jeszcze. Ja jestem z Otwocka, a ty nie wiesz,,jak tu w Otwocku biją.
Nie odzywałem się wcale, dopiero przy ostatnich słowach odpowie. działem;
– Gówniarz jesteś, jeśli ferajną straszysz. Kiedy tylko zechcesz, zawsze mogę się z tobą spotkać, a twoją ferajnę mam gdzieś.
Po kilku podobnych drakach doszło do tego, że przestałem chodzić na filmy. Chcę się leczyć, a taka awantura może kiedyś zakończyć się karnym wyjazdem do domu,
Od kilku dni znów zacząłem palić, ale strach wyjść, bo z moim pechem na pewno wpadnę na ordynatora. Po obchodzie mogę iść spokojnie do ustępu i tam wypalić, ale obchód się spóźnia. Wreszcie wyszedłem z łóżka i wpakowałem się między drzwi: w pokojach były drzwi podwójne, a m jędzy nimi jednometrowa sionka. Drzwi od strony pokoju zamknąłem, a od strony korytarza uchyliłem i paląc papierosa obserwuję przez szparę korytarz, żeby mnie nikt nie przyłapał. Wtem otwierają się drzwi sąsiedniego pokoju, a z nich wypada ordynator z pielęgniarką i szybkim krokiem idą do nas. Szybko wbiegłem do pokoju, wyrzuciłem papierosa przez okno i gdy doktor wchodził, już przykryty kocami leżałem w łóżku.
Doktor stanął na środku pokoju, głowę zadarł do góry, pociągnął nosem raz, drugi i pyta:
– Kto palił papierosa? – Przenikliwym wzrokiem spogląda na twarze.
– No kto palił w pokoju, niech się przyzna – zapytał drugi raz, a gdy nikt się nie odezwał, dodał: – No co, zabrakło odważnego?
– Odważny się znajdzie – musiałem już zabrać głos – ale ja paliłem nie w pokoju, tylko między drzwiami, i ledwie zdążyłem do łóżka przed panem uciec… Bo ja naprawdę mam. do pana jakiegoś pecha. Choćbym przez tydzień był idealnym, zdyscyplinowanym kuracjuszem, to jak po tygodniu cośkolwiek zrobię nie tak, jak trzeba, zawsze nadzieję się na pana… Od rana nie paliłem, a jak się sztachnąłem dwa razy, już pan jest i nawet człowiek nie zdążył dylować do własnego łóżka… Ale pan też się na mnie nasadził. Gdzie kto co drobi, pan zawsze tylko mnie widzi. Każę przywieźć sobie inny sweter, bo ten białogranatowy na kilometr wpada w oczy!
Doktor się nie odzywał podczas mojej perory, tylko patrzył mi w oczy i uśmiechał się.
Po obchodzie niech pan przyjdzie na prześwietlenie, tam sobie pogadamy.
Wieczorem odbyłem z ordynatorem długą rozmowę. Opowiedziałem przebieg poprzednich zajść. Poruszyłem inne jeszcze sprawy, które łączyły się z tymi incydentami.
– Dowiedziałem się – mówiłem – że lekarze na oddziale kobiecym wydali wewnętrzne, oddziałowe zarządzenie, że kobiety i mężczyźni mogą przebywać razem tylko w stołówce w czasie posiłków i w świetlicy. Ze stołówki iść razem można, ale nie wolno zatrzymywać się i rozmawiać nie tylko na korytarzach, ale nawet przy schodach czy przy oknie. Jaki cel ma to zarządzenie?
– Ja nic o nim nie wiem – odpowiedział doktor- ale tu chyba chodzi o to, że teraz, na wiosnę, gdy ludzie poczują „miętę”, mamy z tym dużo kłopotu. To zarządzenie ma na celu oddzielić ludzi od siebie. Idą parami w krzaki,,a później dostaje taki krwotoku, temperatury…
– Zgadzam się z panem – odpowiedziałem. – Wobec tego bardziej celowe byłoby wycięcie krzaków… Ale jeśli dwoje ludzi stoi na korytarzu, to chyba taka sytuacja jest najmniej niebezpieczna? A co mają robić chorzy w wolnym od leżakowania czasie, gdy pada deszcz? Do pokoju wejść nie wolno, w świetlicy mało miejsc, na korytarzu stać nie wolno. Ale można chodzić po schodach, więc czy mamy chodzić godzinami po schodach, bo nie wolno stać i rozmawiać? Dojdzie do tego, że ludzie wzorem japońskim, stojąc w miejscu, będą poruszać nogami udając marsz.
I jeszcze jedna sprawa, panie doktorze, Gotów jestem stosować się do najbardziej ostrego regulaminu pod warunkiem, że będzie on obowiązywał wszystkich. Jeśli natomiast chociaż jedna osoba będzie poza regulaminem, to ja będę drugi!
Pielęgniarka chciała usunąć mnie z korytarza, podczas gdy równocześnie w uprzywilejowanym dwuosobowym pokoju siedzą mężczyźni i kobiety, grają w karty i robią przyjęcia towarzyskie przy czarnej kawie. Dlaczego mam być inaczej traktowany?
My też na „szóstce” tworzymy grupę bliskich kolegów i koleżanek, więc chcę pana prosić, aby wolno nam było usiąść przy stole stojącym na korytarzu i wypić małą kawę przygotowaną przez nas w kuchence oddziałowej.
– Dobrze – odpowiedział doktor – wydam pielęgniarkom odpowiednie zarządzenie.
Jeśli chodzi o incydenty z pielęgniarkami – mówił dalej doktor-to trzeba też mieć trochę wyrozumiałości. To są młode dziewczęta. Wiele z nich jest ze wsi i przyszły pracować po półrocznym kursie Czerwonego Krzyża, Mamy dużo etatów, ale brak wyszkolonych dyplomowanych pielęgniarek. Musimy zadowolić się takimi, jakie nam przysyłają. Niektórym ta odrobina władzy, jaką otrzymały, uderza do głowy i nie zawsze potrafią postępować zgodnie z logiką. A chorzy też często ponoszą winę, bo pozwalają sobie na daleko idącą poufałość wobec personelu.
Ludzie są zdenerwowani, Wpływa na to stan zdrowia. Niektórzy leżą miesiącami i mimo kuracji stan ich ciągle się pogarsza. Sytuacja staje się ciężka, bez perspektywy poprawy, Konieczne leki nieraz też bardzo ujemnie wpływają na system nerwowy pacjenta. Podczas takiej kuracji człowiek doznaje uczucia, że nie mieści się w sobie! U niejednego choroba staje się przyczyną komplikacji życiowych, związanych z pracą i życiem rodzinnym, Nic dziwnego, że w tych warunkach rodzą się konflikty.
Gdy na miejsce wypisanego przychodzi nowy pacjent, starzy obserwują go od pierwsze j chwili, Czy to dorzeczny człowiek, czy będą z nim kłopoty?