Выбрать главу

– Ja też w „drace” rozstałem się z ostatnią swoją pracą, zanim poszedłem na rentę – powiedziałem, mimo że prawie wszyscy znali moją historię. – Po powrocie z sanatorium dyrektor zażądał zaświadczenia, że wolno mi pracować. -Miałem takie zaświadczenie wydane w sanatorium, lecz to mu nie wystarczało. Chciał się mnie pozbyć, by zostawić tego, który zastępował mnie w okresie mojego pobytu w Otwocku. Musiałem poddać się dodatkowym badaniom. Lekarze stwierdzili, że mogę pracować przy pracy lekkiej przez pięć godzin dziennie. Radzili mi przejście na rentę. Uprosiłem, żeby dali mi zezwolenie na pracę, obiecując, że po trzech miesiącach przyjdę i pokażę zaświadczenie wypowiedzenia pracy „na własne żądanie”. Te pół roku potrzebne mi na załatwienie renty. Słowa dotrzymałem.

– Głupie to nasze życie gruźlika – zauważył Władek. – Rozważcie taką rzecz. Obecnie pracuję. Nie wiedzą o tym, że mam gruźlicę. Ale jeśli zachoruję, to z temperaturą muszę chodzić do pracy. Kto nie ma gruźlicy, może chorować. Mnie nie wolno, bo jeśli lekarz da kilka dni zwolnienia, to personalny dowie, się, że jestem chory, bo na zwolnieniu jest numer statystyczny choroby. A na tym oni się znają, no i jak byk stoi na pieczęci: „Poradnia przeciwgruźlicza”. Ustawy chronią ludzi chorych na gruźlicę, ale ustawy to broń obosieczna, w zależności, jak kto do niej podchodzi. Przez rok choroby nie wolno zwolnić z pracy i… nie można dostać się do pracy.

– Mamy duże osiągnięcia w leczeniu gruźlicy – powiedziałem, gdy Władek skończył swoje rozważania. – Masowe kontrole, bezpłatne, dla wszystkich dostępne leczenie w poradniach i sanatoriach, wczasy dla rekonwalescentów, sanatoria rehabilitacyjne, gdzie młodzi ozdrowieńcy mogą się uczyć nowych zawodów. Cóż, postęp medycyny produkuje takich jak my inwalidów, ludzi wyrzuconych na margines życia… Może to paradoks, ale tak jest. Gdyby nie osiągnięcia medycyny i możliwości leczenia, już dawno by nas diabli wzięli i nie mielibyśmy kłopotów z pracą, rentą, ludźmi, którzy nas unikają… nie byłoby kompleksów niższości u młodych inwalidów chorych na gruźlicę. Ponieważ jednak istniejemy, powinny być jakieś dodatkowe formy pomocy dla takich ludzi. Może to powinien być jakiś związek, który by dbał o interesy chorych na gruźlicę?

– Każda instytucja powinna obowiązkowo zatrudniać – tak jak inwalidów – pewną ilość gruźlików zdolnych do pracy, którzy jeszcze nie mogą otrzymać renty inwalidzkiej – odpowiedział Jacek. -Bo dotychczas istnie je tylko solidarność i wzajemna pomoc wśród samych chorych.

– To dobre w mieście – wtrąciła Ewa – a co ja mam na wsi robić, gdzie jestem sama jedna?

– Piekielnie nieprzyjemne uczucie – powiedziałem po namyśle – gdy młody człowiek, który mógłby jeszcze coś dać z siebie społeczeństwu, musi korzystać z jałmużny tego społeczeństwa, z renty inwalidzkiej. Czuje się jak wyrzucony wrak, nikomu niepotrzebny. Widząc i czując wokół siebie intensywność życia, sam znajduje się już tylko na jego marginesie.

Czy tak być musi?

Stanisław Grzesiuk

***