Bogowie jednak raczą wiedzieć, czy Sassa rzeczywiście mnie podziwia.
Sassa również się nie odzywała. Zresztą nie mogła mu powiedzieć, że prosiła o wysłanie jej z Jorim, bo na pewno by się na nią rozgniewał.
– Chodź, praca czeka – rzekł w końcu Jori krótko.
2
Niesłychanie barwne budynki otaczały patio, gdzie na wygodnym leżaku wypoczywała Altea, starannie ukryta przed ciekawskimi spojrzeniami, a także przed piekącym słońcem, które mogłoby jej zaszkodzić. Liczne w tej posiadłości baseny mieniły się lazurowo. Dziewczyna słyszała cichy plusk, służący czyścił za pomocą gumowego węża któryś z nich, bo pewnie spadł na wodę jakiś liść i zakłócał perfekcyjny widok.
Altea – nosiła imię, będące nazwą pewnego gatunku róż – bardzo cierpiała. Nienawidziła tego życia, uważała, że zamknięto ją w luksusowym więzieniu. Nienawidziła tych wszystkich strażników patrolujących ogromną posiadłość, dość miała goryli z pistoletami pod płóciennymi marynarkami, tych rosłych osiłków o ciemnych oczach, które ją łapczywie obserwowały, sądząc, że nikt ich nie widzi.
Altea w tajemnicy pisała powieść. Jakże inaczej czas mógłby płynąć w jej pięknym piekle? Ale nie miała wprawy w pisaniu książek. Nie, Altea nie była pisarką. Nudziła się po prostu śmiertelnie i musiała czymś zająć umysł.
Wygładziła cieniuteńką sukienkę i westchnęła. Wszystko jest takie przesadnie luksusowe w tym tak zwanym raju. Jakieś wysokie, egzotyczne drzewa, które miejscowi służący nazywają gwiazdami wigilijnymi, krzewy hibiscusa inaczej zwanego różą hawajską, bijący w oczy kwiatowy przepych gdzie tylko spojrzeć. Niskie budynki zaprojektowane wyraźnie pod wpływem architektury hiszpańskiej, rozrzucone z pozoru bezładnie, w gruncie rzeczy jednak w bardzo przemyślany sposób, nikną wśród roślinności. Rozległe artia, fontanny, białe ściany z wapienia, pośród bujnych ogrodów. Wszystko oszałamiająco harmonijne.
Ale w tym ziemskim raju brakowało harmonii. Harmonii ducha.
Altea ponad wszystko tęskniła, żeby stąd wyjść. Niestety, za murami rozciąga się spalona słońcem pustynia, martwa ziemia, gdzie mogą przeżyć jedynie kaktusy i jaszczurki. Z tyłu za hacjendą wznoszą się potężne góry, Andy, z kopalniami soli oraz kaktusowymi lasami w dolinach i pośród skał, a wysoko ponad wymarłym krajobrazem i pokrytymi śniegiem szczytami wciąż krzyczą kondory.
Za bramą natomiast leży ta straszna pustynia ciągnąca się aż do Oceanu Spokojnego. Świadomość, że na wybrzeżu oceanu, nie tak znowu daleko stąd, znajduje się wielkie miasto, nie dawała dziewczynie spokoju, wabiła i przyciągała.
Nigdy jednak biedna Altea tam nie bywała.
Była podwójnie związana z tą ogromną, pełną przepychu posiadłością.
Mimo woli wyciągnęła rękę, by sprawdzić, czy lekarstwa są w zasięgu wzroku.
Serce Altei nie funkcjonuje jak trzeba. Urodziła się jako blue baby, z otworem w ściance między komorami serca, a kolejne ciężkie operacje nie przyniosły poprawy. Chociaż bowiem jej rodzice powierzali ją opiece najlepszych na świecie lekarzy, to po prostu w tych czasach nie było już prawdziwych, „najlepszych na świecie” fachowców.
Postarali się o to ludzie pokroju jej ojczyma.
Ale nie, Altea nie była aż tak obłożnie chora, by nie mogła pędzić jako tako normalnego życia, musiała tylko unikać większych wysiłków, a zwłaszcza głębokich przeżyć i szoków.
Tu przecież nic takiego jej nie groziło, tu nie było żadnych niebezpieczeństw, bo tutaj po prostu nic się nie działo!
Jak, na miłość boską, jej matka mogła wyjść za mąż za Jacka Lomana?
Ona, taka piękna! Jedna z najwspanialszych kobiet z towarzystwa mogła dostać każdego mężczyznę.
O swoim prawdziwym ojcu Altea zachowała jedynie najlepsze wspomnienia. Umarł nagle, córka nigdy nie dowiedziała się, w jaki sposób. O takich sprawach się nie rozmawia. Matka i ona żyły samotnie tylko kilka miesięcy, po czym matka ponownie wyszła za mąż. Za tego Jacka Lomana, prawdopodobnie najbogatszego człowieka na świecie.
Jak nazywał się dawniej, nie wiadomo. Był Europejczykiem, należał do najbardziej ciemnych typów pod słońcem. Nigdy nikomu nie mówił, z jakiego kraju pochodzi, wspinał się po prostu coraz wyżej po szczeblach społecznych, nie ulega wątpliwości, że piął się w górę po trupach. Dlaczego ukrył się tutaj, w tych bezludnych okolicach Chile, było dla Altei tajemnicą. Widocznie jednak miał swoje powody.
Naprawdę starała się go polubić ze względu na matkę, ale sprawa okazała się zbyt trudna. Nienawidziła zapachu jego wody po goleniu, jego zrośniętych, krzaczastych brwi, jego sinej pod zarostem skóry i tych wszystkich złotych łańcuchów, w które wplątywały się gęste, czarne włosy na jego piersi – po domu uwielbiał obnosić nagi tors. Był owłosiony na plecach i na ramionach, co samo w sobie nie jest niczym złym, powinien jednak bardziej dbać o figurę. Kiedy chodził, wciągał brzuch i wydawało mu się pewnie, że wygląda jak atleta. Na nic się jednak nie zdadzą tego rodzaju zabiegi, jeśli się ma taki jak on byczy kark i zwały tłuszczu na biodrach.
Nie, uff, już od trzech lat musiała znosić ojczyma, to powinno wystarczyć, teraz chciałaby się stąd wyrwać za wszelką cenę.
Altea skończyła szesnaście lat i zaczęła dostrzegać, że na świecie istnieją również chłopcy.
Tu jednak nie było żadnego w jej wieku. Jakiś czas temu zadurzyła się w jednym ze strażników, dość Jeszcze młodym mężczyźnie. Zamienili nawet ze sobą parę słów, ale on w pewnym momencie zniknął. Później dowiedziała się, że został zastrzelony.
Brama była bardzo pilnie strzeżona, któregoś dnia Jednak Altea zdołała się, dzięki paru kłamstwom, wymknąć strażom. Chciała się dostać do miasta. Zbliżał się wieczór i słońce nie piekło już tak niemiłosiernie. Daleko jednak nie zaszła, wkrótce dogonił ja samochód strażników. Widziano ją z daleka, bo w okolicy nie było się gdzie ukryć, tam, skąd ją zabrano, znajdował się tylko jeden jedyny kaktus. Matka była wściekła, lecz także zmartwiona, Altea ma Przecież słabe serce, mogła dostać po drodze ataku i umrzeć! Jack za karę nie odzywał się do niej przez wiele dni. To były jej najlepsze dni od wielu lat.
Jack Loman obserwował potajemnie młodą pasierbicę ukryty za firanką w jednym z pokoi.
Ona tam leży ze względu na mnie, myślał. Specjalnie wybrała to miejsce, bo w przeciwnym razie, dlaczego położyłaby się akurat tam? Oczywiście, że robi to z mojego powodu.
Jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że to on nie bez przyczyny usadowił się w tym prawie nigdy nie używanym pokoju.
Zrobiła się ładna ta smarkula. Wystarczy popatrzeć na te jej okrągłe bioderka i na jasną, świeżutką skórę! Nie taka wspaniała jak jej matka, rzecz jasna, ale to ciało, ta skóra! Nie zniszczona przez słońce. A u Judy, niestety, coraz więcej oznak starzenia. Jaką ma wysuszoną, ciemnobrązową skórę na ramionach, na przykład! I zmarszczki na twarzy tyle razy poddawanej operacjom plastycznym. Niedługo lekarze już nie będą mogli jej pomóc, za dużo czasu spędza na słońcu. Ona uważa, że brązowi ludzie wyglądają młodo. No tak, ja na przykład, mnie z opalenizną do twarzy, ale Judy to postarza. Już nie jest mnie warta, niedługo trzeba ją będzie wymienić…
Jack Loman poprawił maseczkę na twarzy. Wszyscy jego ludzie nosili ostatnio takie jasnozielone maseczki. Altea nie chciała za nic jej nałożyć, ale może to i lepiej, myślał Jack.