Mała Nellie trzymała się kurczowo oparcia fotela w gondoli Joriego i Sassy. Jaskari zabrał Alteę i zaniedbaną Judy do gondoli Zinnabara.
Z matką Altei nie było za dobrze, gorączka rosła, poparzenia dotkliwie dawały o sobie znać. Sytuację pogarszały dodatkowo wszystkie psychiczne ciosy, jakich doznała. Jaskari dał jej jeszcze jeden nasenny zastrzyk, to było teraz dla niej najlepsze, zanim nie znajdzie się w szpitalu.
No właśnie, w szpitalu? Jeśli dobrze pojmowali osobowość Jacka Lomana, to ani jego żona, ani pasierbica nie będą bezpieczne w żadnym miejscu na ziemi, nawet w szpitalu. Co więc zrobić z tymi chorymi kobietami?
Nellie siedziała z sercem w gardle i nie miała odwagi spojrzeć w dół, domyślała się jednak, że lecą w stronę gór.
Gdy tylko przypominała sobie o tym niezwykłym olbrzymie w białych szatach, ręce zaczynały jej się trząść i między innymi dlatego musiała się mocno trzymać fotela. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna na widok Zinnabara wytrzeszcza oczy ze strachu. Ona sama przyszła na świat w zabudowanych barakami slumsach, wierzyła w Pannę Marię, ale w głębi duszy była indiańskim dzieckiem z dżungli i słyszała opowieści o dawnych bogach, którzy przychodzą na ziemię z nieba i…
Nellie była absolutnie przekonana, że to właśnie jeden z tych bogów stanął na balkonie i uratował panienkę Sassę oraz wszystkich pozostałych. Nellie również. Może nawet przyszedł tu ze względu na nią. Wysłał najpierw tych sympatycznych ludzi, którzy przybyli jej na ratunek. I ani trochę nie byli na nią źli, że porzuciła pracę i schowała się w starej wygódce. W ogóle byli dla niej bardzo mili. Może on jest jednym z bogów babci i pospieszył tutaj, bo Nellie w niego wierzy?
Tak oto Nellie dotarła do istoty wszelkiej wiary. Do tej wiecznej, konstruktywnej nadziei człowieka, że jeśli tylko naprawdę szczerze i mocno wierzy się w jakiegoś boga, to znajdzie się wyjście z każdej opresji.
A może to nowo nawrócona gospodyni z anegdoty reprezentuje słuszny pogląd? Pastor zapewniał ją mianowicie, że jeśli będzie naprawdę wierzyć, potrafi nawet chodzić po wodzie. Ona przyjęła zapewnienia dosłownie, więc stanęła na brzegu i powtarzając: „Wierzę, wierzę, wierzę” zsunęła się na powierzchnię jeziora. Naturalnie wpadła do wody. „Widocznie wierzyłam nie w to, co trzeba”, powiedziała, kiedy ją wydobyto.
Wiara jednak może być źle pojęta, jak u pewnego nieszczęsnego chłopa. Dolina została zalana w czasie powodzi i ów chłop ratował się ucieczką na dach. Kiedy woda sięgała mu już do kostek, w pobliżu pojawił się kajak. „Skacz do mojej łódki!” – zawołał płynący kajakiem człowiek. „Nie, dziękuję – odpowiedział chłop. – Ja ufam Panu. On z pewnością pospieszy mi na ratunek!” Woda podniosła się jeszcze bardziej i sięgała już chłopu do pasa. Wtedy koło jego domu ukazała się motorówka i ktoś zawołał: „Skacz do nas! Uratujemy cię!”. „Nie, dziękuję – odparł chłop. – Pan mnie uratuje”. Kiedy woda sięgała mu już do brody, na niebie ukazał się helikopter, z którego spuszczono w dół ratownika. „Nie, dziękuję, Bóg mnie uratuje” – powtarzał swoje chłop. W końcu utonął. Przychodzi do nieba i powiada: „Panie Boże, zawiodłeś mnie! Dlaczego pozwoliłeś mi utonąć?” A Bóg na to: „Czego ty właściwie ode mnie chcesz? Przecież posłałem ci na ratunek dwie łódki i helikopter!”.
Nellie nie była głupia, ale to wszystko, co się tu działo, to za wiele dla jej ufnej duszy. A już szybko mknąca gondola była kroplą, która przepełniła kielich. Rzecz jasna, widywała samoloty, ale one wyglądały zupełnie inaczej. 'Zawsze była pewna, że nigdy nie wsiądzie do żadnego latającego pojazdu, a oto siedzi tu i mimo to nie wyskakuje.
W drugiej gondoli Judy była na tyle przytomna, że mogła prowadzić płaczliwą rozmowę z Jaskarim, jedynym, z którym w ogóle chciała rozmawiać. Słyszała, jak pilot porozumiewa się z młodym Jorim z drugiej gondoli. Obaj byli zgodni co do tego że jest już taka późna noc, iż najlepiej będzie zawrócić do bazy. Następnej nocy Jori i Sassa będą mogli podjąć swoje obowiązki i dalej rozpylać eliksir.
Do jakiej bazy? Co to za rozpylanie? Nie była w stanie zebrać myśli.
– Doktorze Jaskari – powiedziała niewyraźnie. – Jestem taka nieszczęśliwa.
– Bardzo dobrze to rozumiem.
Jaki to dobry, współczujący człowiek!
– Widzi pan, wszystko, co mam, to mój wygląd. Mój wytworny styl. Byłam najpiękniejszą, doktorze Jaskari!
On po prostu tylko kiwał głową. Co można odpowiedzieć na takie wyznanie?
Judy mówiła dalej:
– Musi mi pan pomóc. Muszę zachować moją dawną twarz, proszę mi obiecać. Jedna moja przyjaciółka z Bostonu, nie, ona nie była aż tak doskonała jak ja, ale odebrała sobie życie, kiedy skończyła pięćdziesiąt lat. Teraz bardzo dobrze ją rozumiem, bo pięćdziesiąt lat to przecież koniec życia, prawda? Wszystko od tej pory układa się nie tak, człowiek robi się coraz bardziej pomarszczony, ciało zawodzi, naprawdę nie ma już po co żyć. Strasznie się boję pięćdziesiątych urodzin.
– Niewiele czasu już zostało, prawda?
W oczach chorej pojawiły się skry. Uspokajała się bardzo powoli.
– Pan widział mnie tylko taką poparzoną. A poza tym widzi pan Alteę i myśli, że ja muszę być bardzo stara. Ale ja urodziłam córkę wcześnie, trzeba panu wiedzieć, uff, tak bym chciała, żeby Altea tak szybko nie dorastała, przecież to psuje mój image, ona…
Judy znowu zaczęła płakać.
Jaskari wstał.
– Nie, tak nie można, pani Loman, proszę spróbować trochę odpocząć.
Bardzo go irytowała ta gęś z towarzystwa i ze współczuciem myślał o nieszczęsnej Altei, która wciąż musiała wysłuchiwać szczebiotania matki. Ale i jej matki było mu żal.
Judy próbowała zatrzymać lekarza.
– Ja go kocham ponad wszystko na ziemi, panie doktorze! A teraz jestem taka opuszczona!
Byłaś opuszczona od dawna, nieszczęsna kobieto, pomyślał Jaskari. Jack Loman to najwyraźniej jedyny człowiek, oprócz niej samej, którym się interesowała. Środek uspokajający zaczynał działać, Judy przymknęła oczy i odprężyła się.
Jaskari usiadł obok Altei.
– Dnieje – powiedział. – To była dramatyczna doba twojego życia.
– Można tak powiedzieć.
– Twoja pomoc i twoja odwaga były dla nas bardzo ważne.
– Dziękuję. Cieszę się, że tak mówisz. Ale co zamierzacie teraz zrobić ze mną i z mamą? No i z Nellie?
Jaskari westchnął.
– No właśnie – powiedział. – Ale na razie dotarliśmy do bazy.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała Altea. Bo wciąż widziała tylko wymarły górski krajobraz.
14
Wysiedli i wówczas Jori i Jaskari doznali kolejnego szoku. Padający śnieg sprawił, że zapomnieli o wszelkiej ostrożności.
– Oj! – zawołał Jori, wyciągając odwróconą dłoń w górę. – Pada! Białe płatki, które topią się na rękach. Spadają z otwartego nieba? Bez żadnego sufitu?
Pospiesznie postawił kołnierz kurtki. Było bardzo zimno!
Jaskariego też ta sytuacja rozczarowała.
– U nas w domu wszystko jest pod kontrolą, ciepły deszcz pada w nocy, jest to woda z pojemników. A tutaj tak samo z siebie? Nic przecież nie ma…
– Owszem, są chmury – tłumaczyła mu Sassa. – A poza tym uważajcie na to, co mówicie. I nie tak głośno!
Dopiero wtedy spostrzegli swój błąd. Trzy uratowane kobiety patrzyły na nich przestraszone. Chłopcy nie wiedzieli, że znajdują się tak blisko.
Jori uśmiechnął się.
– To taki nasz żart – powiedział. – No to co, idziemy do kryjówki?
Nieśli Judy na wąskich noszach po kamienistym płaskowyżu i trudnych do pokonania zboczach. Zinnabar szedł przodem jak wskazujący drogę anioł.