– Tam jeszcze nie dotarliśmy – powiedział Ram. – Ale przewroty musiały się dokonać całkiem niedawno.
– Wczoraj. Wiadomości na ten temat pojawiły się dzisiaj rano.
– Jori i Sassa nie zdążyli podjąć tam spryskiwania. Zresztą akurat to terytorium do nich nie należy. I pojawiły się też pogłoski o niepokojach w Japonii.
– Czy on gdzieś osobiście stanął na czele państwa? A może wszędzie? Stany Zjednoczone Lomana, co?
– Nie, nie sądzę – rzekł inspektor policji. – Ale skąd się dowiemy, jak on wygląda? Nigdzie przecież nie ma jego zdjęć.
– Nie ma – potwierdziła Altea. – Aparaty fotograficzne były w hacjendzie surowo zabronione, więc ja też nic nie mam. Zresztą pewnie i tak bym go nie fotografowała.
Judy milczała. Nie miała żadnych fotografii swego męża, zresztą była całkiem naga, kiedy ją znaleziono.
Nagle drgnęła.
– Czy wy uważacie, że to Jack jest tym poszukiwanym przez wszystkich wielkim… jak go nazywacie? Szefem mafii?
– Szefem szefów – potwierdził inspektor. – Ścigamy go od bardzo dawna. Pedro de Castillo trzy lata temu zaczął mu deptać po piętach, ale on nagle gdzieś przepadł. Najprawdopodobniej osiedlił się wówczas w Chile.
Wszyscy zachęcali Alteę i Judy, by sporządziły portret Jacka, najdokładniej jak potrafią. Nellie też zaproszono do współpracy, ale ona była w posiadłości całkiem nową osobą, poza tym jej talenty plastyczne nie na wiele się zdały. W pewnym momencie Indra zapytała ostrożnie, czy dziewczynka rysuje siedzącego wielbłąda.
Mieszkańcy Królestwa Światła nad czymś między sobą dyskutowali. Cicho i z wielką powagą, a potem Ram powiedział:
– Teraz Jaskari nas opuszcza. Musi wrócić do pracy ze zwierzętami w naszym kraju. Zastanawialiśmy się nad sytuacją trzech uratowanych pań. Judy i Altea znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, dopóki Loman i jego ludzie pozostają na wolności. Nellie może nic strasznego nie grozi, ale jej przyszłość jest niepewna…
Hunter podniósł rękę.
– Postanowiłem zaopiekować się Nellie. Moja rodzina z radością przyjmie jeszcze jedną córkę, mamy dzieci w jej wieku. I Nellie też chce być z nami.
– Znakomicie! – ucieszył się Ram. – Ufam, że w razie czego będziesz jej bronił nawet z narażeniem życia.
– Dostatecznie długo byłem ścigany przez popleczników Lomana, by wiedzieć, jak się przed nimi bronić. Poza tym duch Ziemi jest z nami.
– To prawda.
Ram zwrócił się do Judy i Altei z pytaniem, czy nie chciałyby pojechać z Jaskarim do jego „kraju”. Gdyby się zgodziły, muszą być przygotowane na pewne niezwykłe przeżycia. Nie, nie grozi im nic, po prostu będzie tam wiele nowych dla nich rzeczy.
Obie panie bardzo chciały pojechać, szczególnie Altea. Chociaż Jaskari nigdy nawet nie wspomniał o wydarzeniu w Andach, to jednak czuła, że powstała między nimi więź. Piękna i niezwykła. W każdym razie tak to odczuwała, a ukradkowe uśmiechy Jaskariego pod jej adresem mogły świadczyć, że z nim jest podobnie. Widziała w jego oczach czułość, od której przenikało ją ciepło.
Zapytała niepewnie, czy będzie mogła mu pomagać w pracy, bo bardzo lubi zwierzęta i zawsze świetnie się z nimi porozumiewała. No, może z wyjątkiem rasowego kocura Judy, który chodził swoimi ścieżkami i na ludzi w ogóle nie zwracał uwagi. I jeśli tylko znalazł jakiś kąt, gdzie mógł spokojnie nasikać, to był zadowolony.
Odpowiedź Jaskariego dawała nadzieję i Altea bardzo się zdziwiła, że serce zabiło jej tak mocno na myśl, iż będzie mogła pracować w pobliżu niego w tym kraju, który nie wiadomo, gdzie się znajduje.
Judy była zachwycona opowieścią o Świętym Słońcu, które zachowa jej młodość. Niczego więcej nie potrzebowała, żeby z radością wyrazić zgodę na wyjazd, co tam zgodę, wdzięczność za taką wspaniałą możliwość.
Tak więc Jaskari i Zinnabar wyjechali z żoną i pasierbicą Lomana, a Sassa i Jori opuścili Nøsen, by wrócić do przerwanych zajęć w Chile. Nataniel i Ellen, Taran i Uriel także wrócili do swoich obowiązków.
Pozostali siedzieli jeszcze długo w noc i zanim nareszcie poszli spać, zaplanowali działalność na najbliższe dni.
Nøsen, środa
Ścigający od lat mafię Pedro de Castillo przyjechał helikopterem następnego ranka.
Indra nie bardzo wiedziała, czego się spodziewała, w każdym razie jednak nie tego podstarzałego, silnej budowy pana z wieńcem krótko przystrzyżonych srebrnych włosów i ciemnymi hiszpańskimi oczyma. Wyglądało na to, że żył sobie dobrze w tym swoim zamku. Tak przynajmniej można było sądzić po jego wystającym brzuchu, musiał mieć sporą nadwagę. Po ostatnim ataku na swoje życie chodził o lasce.
Przywiózł ze sobą sekretarza, ochroniarza, współpracownika w jednej osobie. Aż się palił, by rozpoczynać polowanie na Lomana.
– Bardzo dobrze państwa znam – powiedział na powitanie. – Wszystkich czworo. Hunter, Carpentier, Bogote i Wong, te nazwiska znakomicie brzmią w naszych kręgach. To będzie dla mnie radość i zaszczyt móc z wami pracować.
Przywitał się z pozostałymi, z uczonymi, inspektorem policji i sekretarkami, Indrę elegancko pocałował w rękę, ale Marca i Rama taksował ze zdumieniem.
– Później wyjaśnimy powody naszej obecności – powiedział Marco pospiesznie – ale teraz przejdźmy do rzeczy.
– Dobrze powiedziane – rzekł Hiszpan. – Słyszałem, że zidentyfikowaliście interesującego nas człowieka jako Jacka Lomana, zamieszkałego w Chile, skąd jednak ostatnio znowu się wyniósł i zmylił pogonie.
– Zgadza się. I bardzo się po tym uaktywnił. Doprowadził do przewrotów w wielu krajach świata. Wybrani przez niego ludzie przejęli władzę, ale to wszystko było przygotowywane od dawna. Pedro de Castillo roześmiał się cierpko.
– Mimo że to mój największy wróg, muszę go, wbrew własnej woli, podziwiać za skuteczność. I za to, że potrafił tak długo zachować anonimowość! No, dobrze, moje panie i panowie, od czego zaczynamy?
– Od śniadania – uśmiechnął się Ram. – Bardzo proszę wszystkich.
Brakowało tylko Nellie, ale była taka zmęczona, że pozwolono jej zostać w łóżku. Jak większość nastolatków lubiła długo spać.
Natomiast Sol i Kiro brali udział w spotkaniu. Sol siedziała rozszczebiotana obok Smitha, który okazał się dość ponurym typem. Wszelkie jej zaczepki spływały po nim jak woda po gęsi. To jednak zdawało się nie przeszkadzać Sol, zachowała promienny humor.
Gospodyni podała wykwintne śniadanie i wszyscy zebrali się przy dużym okrągłym stole.
Indra zwróciła uwagę, że Marco mało co je, dłubie w zamyśleniu widelcem w kawałku mięsa.
– Przypadkiem poznałem kilka poprzednich kryjówek Lomana – oznajmił energiczny de Castillo, wymachując widelcem w powietrzu. – No właśnie, czy będziemy nazywać go Loman, skoro już udało nam się zdobyć coś w rodzaju jego nazwiska?
– Tak – rzekł Ram. – Chociaż z pewnością już je zmienił.
– Na pewno. No ale w każdym razie wydaje mi się możliwe, że wrócił do jednej z dawniejszych kryjówek. Jedna znajduje się we Włoszech.
– Wygląda na to, że pan Loman jest południowcem – wtrąciła Indra. – Zawsze wybiera kraje romańskojęzyczne.
– Sądzę, że ten człowiek zna wiele języków. Jeśli przebywa we Włoszech, to znajduje się w trudno dostępnym zamku, prawdziwej twierdzy. Próbowaliśmy już się tam dostać, proszę mi wierzyć. Druga kryjówka, o której wiemy, znajduje się w Maroku i, jeśli to możliwe, jest jeszcze trudniej dostępna niż pierwsza.
– No to pocieszające – westchnęła Indra z goryczą. – Marco, co z tobą?
Książę westchnął.
– Nic konkretnego. Tylko… Widzisz, ja wyczuwam niebezpieczeństwo.