Выбрать главу

Krzyczał okropnie, ale nikt go nie słyszał na tych pustkowiach.

Po chwili zaczął błagać głośno:

– Pozwól mi umrzeć! Teraz! Nie zniosę już więcej!

– Nie – powiedział Shama, który znajdował się tuż za nim. – Jest jeszcze wiele tysięcy nieszczęść, które sprowadziłeś na innych. Ruszaj!

Pokładanie się na ziemi też nie pomogło. Shama szturchał go boleśnie i kazał wstawać.

I znowu zaczynał się ten niemiłosierny marsz.

Dotarli do skraju zagajnika, gdy Shama nareszcie przestał go dręczyć. Ale też wtedy Loman już od dawna czołgał się na czworakach, padał, musiał się podnosić i wlec się dalej. W końcu pełzł już tylko na brzuchu. Wielokrotnie musiał tracić przytomność, bo bóle były takie nieznośne. Shama jednak go cucił, żeby odczuwał każdy skurcz.

Teraz położył się na plecach i wykrztusił:

– Co… co stanie się… potem?

– Będziesz kwiatem w moim czarnym ogrodzie – powiedział Shama zadowolony. – W Ogrodzie Śmierci.

Całe zgromadzenie stało na dziedzińcu, kiedy Shama wrócił do hotelu.

Teraz nic już nie mogło zadziwić mieszkańców Ziemi, zwłaszcza, że widzieli Shamę z daleka i byli przygotowani.

– No? – zapytał Marco.

– Jest skończony – odparł Shama. – Jego imperium się rozpada.

– Tak, słyszeliśmy. Najbliższy współpracownik, niejaki Ross, chciał podobno przejąć kierowanie całą mafią światową, ale nasze gondole dotarły już bardzo daleko w swojej krucjacie. Sam Ross w chwili słabości nie włożył na twarz maski i stał się sympatyczny, jak to określają Indra i Sol. Zresztą i tak był o włos lepszy niż ci dwaj, których mieliśmy okazję poznać. Wciąż jednak pozostały wielkie połacie świata, w których pleni się zło.

– I dostaliśmy wiadomości o losie prawdziwego de Castillo – wtrącił Ram. – Obaj ze Smithem zostali znalezieni w bardzo nieciekawym stanie, ale żywi. Znajdują się teraz w Oslo pod dobrą opieką. A z nimi ci dwaj, którzy mieli ich spotkać na lotnisku.

– Znakomicie!

– Dzięki za pomoc – powiedział Marco.

– Być na wasze usługi, to prawdziwa przyjemność – odparł Shama uprzejmie i zniknął.

Przyjemność, inni może nie użyliby akurat tego słowa…

Zerwał się chłodny wiatr, zapadał wieczór, zebra – ni weszli do domu.

– Odezwali się może inni? – zapytała Indra w drzwiach.

– Tak. Nataniel i Ellen wrócili do Królestwa Światła – odpowiedział Ram. – Uriel i Taran też skończyli.

– Jori i Sassa też, i na dodatek w końcu odnaleźli się nawzajem – powiedziała Sol z romantycznym westchnieniem i rozsiadła się wygodnie w fotelu. Sprowadzono Nellie, która w końcu mogła przestać się bać.

W oczach Indry pojawiły się ciepłe błyski.

– Jeśli się nie mylę – powiedziała – to i Jaskari znalazł wreszcie miłość swego życia.

– Masz na myśli Alteę? Tak, to możliwe.

Miały rację, choć sam Jaskari jeszcze o tym nie wiedział. Nie przeczuwał, że ta miłość przetrwa i z latami będzie coraz głębsza.

Marco miał bardzo poważną minę.

– Martwię się o pozostałych – wyznał. – Słyszałem, że któreś z nich ma problemy.

Indra zaczęła się zastanawiać. Czy chodzi o Dolga i Lilję? A może o Móriego, Berengarię i Gorama? Armas też jest jeszcze gdzieś na Ziemi, nie pamiętała gdzie ani z kim. A może to właśnie Dolg i Lilja mieli z nim pracować?

– No, w każdym razie nie muszą się zmagać z mafią, z korupcją, bo akurat to udało nam się wyrwać z korzeniami.

– Nie, to nie chodzi o mafię – zapewnił Marco.

Margit Sandemo

***