Ram wyjaśnił:
– AIDS sprowadziło prawdziwą katastrofę na całą Afrykę i wielkie przestrzenie Azji. Ale i z tym sobie poradzono. Medycyna zdołała powstrzymać zarazę, stało się to zaraz po roku 2000. Rzecz jasna pojawiają się w Afryce wciąż nowe epidemie, ale żadna już nie tak wszechogarniająca jak AIDS. Afryka znajduje się na najlepszej drodze do odrodzenia… czy raczej, należałoby powiedzieć: była, bo teraz cały świat pogrążył się w upadku.
– Z jakiego powodu? – zapytał Kiro.
– Krótko mówiąc, załamały się wszystkie niebywale zaawansowane technologie. Najpierw pojawił się tak zwany problem nowego tysiąclecia, ale to był drobiazg. Tak, trzeba raczej mówić o wiecznych wojnach, no i właśnie o technologii.
– Zaraz, zaraz, poczekaj – przerwał jeden ze Strażników. – Świat przeżył wielką wojnę, prawda?
– Owszem, można ją właściwie określić jako trzecią wojnę światową, ściągnęła ona straszne nieszczęścia na ludzkość, ale to należy do przeszłości, nawet bardzo odległej. Jak jednak wszyscy wiecie, wielkie wojny sprzyjają wielkim wynalazkom i technologia zawsze wtedy rozwija się niebywale szybko. Przez jakiś czas…
– Przeskakujesz z tematu na temat – stwierdziła Indra. – Mówiliśmy o roku 2000.
– Tak, tak, wybaczcie. No więc były powszechne obawy związane z datą 2000, że systemy komputerowe sobie z tym nie poradzą. Ale nie doszło do końca świata, co więcej, poradzono sobie ze wszystkim. A pamiętacie przepowiednie Nostradamusa, dotyczące roku 1999? Miała się wtedy wydarzyć straszna katastrofa, wiemy jednak, jak było.
Wszyscy milczeli zamyśleni.
– No więc komputery dały sobie radę? – zapytała po chwili Sol.
– Owszem. Gorsze okazały się burze na Słońcu, jakie odnotowano w jakiś czas potem. Wtedy elektronika zawiodła na całej linii, mnóstwo urządzeń uległo zniszczeniu. Ledwie zdążono jakoś naprawić największe szkody, a spełniła się dawna przepowiednia indiańska, działo się to około roku 2012. Kraje o wysokich technologiach zostały dotknięte straszną katastrofą naturalną, która zniszczyła największe miasta, a wraz z nimi najważniejsze centra badawcze i naukowe. I jeszcze raz świat zdołał się z tego podźwignąć, aż około roku 2040 pojawił się szaleniec, który zaczął mordować najwybitniejszych ludzi. Był to gangster owładnięty manią władzy, systematycznie likwidował wszystkich, których nie lubił, którzy mu się z jakiegoś powodu nie podobali, przeszkadzali mu, nie wiadomo co. Utrzymywał liczną bandę pomocników niewolniczo mu posłusznych. I to on doprowadził do prawdziwego upadku. Technologia przestała się rozwijać tak, jak zakładano, po wszystkich katastrofach zatrzymała się na poziomie z początku trzeciego tysiąclecia. Po wielu wybuchach w elektrowniach atomowych, przede wszystkim w Europie, poziom radioaktywności niebezpiecznie się podniósł, ale o tym nie ma co teraz mówić, bo to już przeszłość.
– To znaczy, że nie jest to już najtrudniejszy problem dla cywilizacji? – zapytał Marco.
– Nie – westchnął Ram. – Największym problemem dla większości państw jest niekontrolowana przestępczość, działalność mafii i korupcja obejmująca najwyższe kręgi władzy i niszcząca dosłownie wszystko. A to… ech, nie, mówmy o czymś przyjemniejszym!
– Tak jest – przytaknęła Sol. – Na tym właśnie polega nasze zadanie: przywrócić naruszone normy egzystencji, sprawić, by ludzie stali się lepsi – dodała ze śmiechem.
– To będzie prawdziwe odrodzenie – powiedziała Indra cicho.
Marco, Ram oraz Indra znaleźli się nad Europą Środkową.
– Chłopcy, moglibyśmy zawrócić na chwilę nad Hiszpanię? – zapytała Indra. – Chciałabym zobaczyć, czy widać już ślady naszej działalności.
– Nie, to chyba jeszcze za wcześnie – odparł Ram z wahaniem.
– Głupstwa! Nie pamiętasz, jak szybko eliksir działał w Ciemności?
– Owszem, masz rację, jeśli chodzi o płodność ziemi. Ale żeby krople przeniknęły do dusz ludzkich… myślę, że na to trzeba poczekać dłużej.
– Tego i tak nie zobaczymy, głuptasie – wtrąciła Indra z czułością. – Ja chciałabym podziwiać kwiaty.
– Najdroższa Indro, nad Hiszpanią panuje teraz noc ciemna jak sadza. Niczego nie zobaczymy.
– To prawda. Gdybym jednak miała wyrazić swoje zdanie…
– A kiedyś się od tego powstrzymałaś?
Zachichotała.
– To powiedziałabym, że po tym, co zobaczyliśmy, można sądzić, iż ludzkość nie cierpi takiej strasznej nędzy.
– Ludzkość jest odporna. I zgadzam się z tobą, że wszystko wygląda na ogół tak jak powinno. Widziane z góry, to nawet dość idyllicznie i zasobnie. Ale to tylko powierzchnia zjawisk, Indro. Nie wiemy nic na temat, jak dalece zdemoralizowane, przegniłe jest społeczeństwo.
Nagle Marco jakby zesztywniał i uciszył ich.
– Zdaje mi się, że jesteśmy śledzeni – szepnął. Ram obejrzał się.
– Myśliwiec! Przyspieszaj!
Ale przed nimi też pojawiły się samoloty, co gorsza, zaczęły strzelać.
– O, do diabła! – zawołała Indra.
W odbiornikach radiowych rozległ się rozkaz:
– Podajcie swoje dane identyfikacyjne, w przeciwnym razie zestrzelimy was!
Ram i Marco popatrzyli na siebie i skinęli głowami.
– Schodzimy w dół – powiedział Marco do mikrofonu. – Wskazujcie nam drogę!
Indra spojrzała na nich, niczego nie rozumiejąc, samoloty na zewnątrz otoczyły ich i eskortowały gondolę.
– Co? Nie będzie walki? Żadnej próby ucieczki, żadnego bezgłośnego, lecz za to błyskawicznego manewru na nocnym niebie? Przecież pokonalibyśmy ich bez trudu.
– Ja tymczasem mam mnóstwo pytań – powiedział Marco. – Szczerze mówiąc od początku mieliśmy zamiar zmusić rozsądnych ludzi do mówienia. Po prostu okazja nadarzyła się prędzej, niż liczyliśmy.
– Uważasz, że oni są rozsądnymi ludźmi?
– Kochana moja, nie doceniasz pilotów myśliwskich! Powinnaś się wyzbyć takich przesądów.
– Oczywiście, byłam niesprawiedliwa – przyznała Indra. – Ale to tylko żart.
– Bywa, że żarty ci się udają – warknął Marco.
I to właśnie ta gondola miała jakoby zostać zestrzelona.
Ale, na szczęście, sprawy nie miały się aż tak źle.
5
Na twarzach lotników malowało się wielkie zdziwienie, kiedy cała trójka wysiadła z gondoli na lotnisku wojskowym.
Ale też, trzeba przyznać, było na co popatrzeć. Marco, książę Czarnych Sal, miał na sobie, jak zawsze, czarny, obcisły kostium: golf, spodnie i skórzane buty do kolan. Wysoki Ram wydawał się niezwykle przystojny w swoim piaskowego koloru ubraniu Strażników i krótkiej pelerynce zarzuconej na ramiona. Indra natomiast, chyba tylko po to, by drażnić mieszkańców Ziemi, włożyła suknię z cieniutkiego szyfonu w jadowicie różowym kolorze, który bardzo pięknie harmonizował z jej włosami i złocistą skórą. Szata układała się pięknie, uwodzicielsko otulając jej długie nogi.
Indra jeszcze by uszła, ale oślepiająca uroda Marca i absolutnie nieziemski wygląd Rama wprawiły pilotów i personel lotniska w osłupienie.
Najwyraźniej jednak kogoś takiego oczekiwano. Czołgi i różnego rodzaju wozy bojowe stały wokół pasa startowego gotowe do walki. Przybyszów natychmiast otoczyli żołnierze z odbezpieczoną bronią najróżniejszego typu, od pistoletów poprzez bazooki do miotaczy ognia.
– Rany boskie! – jęknęła Indra. – Musimy być naprawdę molto importante!
– Jesteśmy – potwierdził spokojnie Marco. – I tak powinno być. Żeby tylko któryś z nich nie wpadł w panikę i nie zaczął strzelać. Bo wtedy dostalibyśmy za swoje.
Spostrzegli, że z głównego budynku wyszła delegacja złożona z pięciu mężczyzn i zbliża się szybkim krokiem do przybyłych. Po dystynkcjach rozpoznali, że najwyższy rangą jest kapitanem.