W gruncie rzeczy odczuł ulgę, te dziwne istoty wydawały mu się po prostu niebezpieczne.
Wciąż nie miał pojęcia, że to Marco sprawił, iż zgodził się na coś tak niezgodnego z regulaminem. Zdolność Marca do przenikania do ludzkiej duszy i wywierania na człowieka wpływu była w zewnętrznym świecie nieznana.
Kapitan wyszedł razem z nim. Był tym wszystkim oszołomiony.
– Załatwię wam hotel i…
– Dziękujemy, ale w naszej gondoli mamy wszelkie wygody – wyjaśnił Marco łagodnie. – Zresztą czekając na tamtych czworo, musimy wypełnić pewne zadanie.
– No, ale jak prosty kapitan, jak ja, zdoła przekonać wysoko postawione osoby, żeby się tu zjawiły?
– Ty musisz tylko znaleźć ludzi, których poszczególne rasy cenią najwyżej, a już my ich tutaj sprowadzimy.
Kapitan ani chwili w to nie wątpił.
Przybyli z czterech stron świata, wybrani przez swoich rodaków i w oparciu o popularność w swoich krajach. A wybór nie był łatwy i trzeba się z tym pogodzić, istnieje przecież mnóstwo krzyżówek ras, jak na przykład Arabowie, Polinezyjczycy, Hindusi, Kreole i tak dalej w nieskończoność.
Przedstawiciela rasy białej Marco od razu odrzucił.
– Jesteś wprawdzie człowiekiem uczciwym, ale potwornie się boisz – wyjaśnił książę Czarnych Sal. – Jeśli dobrze wyczuwam, to syndykat musiał ci zagrozić, że wymordują twoją rodzinę, jeśli się im nie podporządkujesz…
Wtedy ów kochany przez tłumy przywódca opozycji przyznał, że tak w istocie jest, i zaproponował w zamian koleżankę, która mu towarzyszyła. Ona nie miała rodziny, więc Marco, po starannym przyjrzeniu się, zaakceptował jej kandydaturę. Kobieta pochodziła z Francji, wielka Unia Europejska była od dawna jedynie legendą; mężczyźni przyjechali z Kenii, Stanów Zjednoczonych i Chin.
Zamknęli się w tajnym pokoju, pilnie strzeżonym przez żołnierzy. Stało się tak, gdyż wszyscy czworo zgodnie twierdzili: w dzisiejszych czasach na nikim nie można polegać.
Kobieta uśmiechnęła się trochę niepewnie:
– Bardzo nam potrzeba pomocy z zewnątrz.
– Z wewnątrz – mruknęła Indra, ale na szczęście nikt jej nie słyszał. Nie o to jej też chodziło.
Narada była utrzymywana w najgłębszej tajemnicy, ale tyle można powiedzieć, że najdłużej dyskutowano nad sprawami klimatu i stanu atmosfery. Później wezwano ekspertów, lecz to już inny rozdział.
Najważniejszym tematem rozmów pierwszego dnia była mafia czy inaczej: syndykaty.
Reprezentujący Stany Zjednoczone Indianin powiedział w zamyśleniu:
– Jeśli dobrze zrozumiałem, to wasz magiczny eliksir może złe charaktery przemienić w dobre?
– To prawda – potwierdził Ram. – Jeśli jednak wasi źli przywódcy za wcześnie odkryją, co się święci, mogą zejść do podziemia lub ratować się w inny sposób. Musimy więc wiedzieć wszystko o najważniejszych organizacjach i ich przywódcach, koniecznie musimy wiedzieć, gdzie ci ludzie przebywają.
Biała kobieta pochyliła się do przodu.
– Szczerze powiedziawszy, jest tylko jeden człowiek, którego poszukujemy. Jeśli dostaniemy jego, to rozwiążemy wiele spraw. Ale on się dobrowolnie nie podda.
– Wiem, kogo masz na myśli – wtrącił Afrykanin. – Ten człowiek nie przebiera w środkach. Każdy, kto nie liże mu stóp, musi zginąć.
– W takim razie ma chyba mnóstwo roboty – wtrąciła Indra.
– Rzeczywiście ma – potwierdził Chińczyk. – Jego legiony złożone z mniejszych i większych kryminalistów są nieprzebrane. Większość idzie za nim z lęku o własne życie, ale aż nadto jest takich, którzy ze szczerego serca dokonują ponurych przestępstw.
– A czy on nie zginął? – zapytał Ram. – Przed wieloma laty?
– Masz na myśli tego, który zastopował wszelki rozwój technologiczny, ponieważ podstępnie wymordował uczonych, których uważał za swoich wrogów? Nie, jest nowy. Jeszcze bardziej bezlitosny i jeszcze bardziej podstępny. On pracuje całkiem bez rozgłosu i jest przez to dwa razy tak niebezpieczny.
– No to wystawcie go nam – powiedziała Indra. – Zrobimy z niego duchową miazgę.
– Duchowa miazga – uśmiechnął się Ram. – Co to takiego?
Kobieta westchnęła.
– Problem polega na tym, że nikt nie zna jego nazwiska. Ani miejsca pobytu. Dawniej mógł bywać właściwie we wszystkich kręgach towarzyskich, a nikt go nie ujawniał, bo zmieniał nazwiska równie często jak młoda matka zmienia pieluszki swemu dziecku. Później pojawiły się pewne sygnały, informacje na temat jego wyglądu, szukano go wszędzie, ale nie znaleziono, a przed kilkoma laty zniknął całkowicie.
– Ale on żyje – zapewnił Afrykanin. – Rządzi wszystkim i wszystkimi, zostawia swój znak firmowy przy większości popełnionych przestępstw.
– I naprawdę nic o nim nie wiemy… Nie ma żadnych zdjęć?
– Bardzo żałuję! Ci, którzy mieli jego fotografie, zginęli. Podobnie jak ci, którzy mogliby cokolwiek o nim powiedzieć. Zostali zamordowani.
– To się kiedyś skończy – syknęła Indra przez zęby.
– Mimo wszystko z wielką ulgą przyjmujemy do wiadomości, że Ziemia nie uległa takiemu unicestwieniu, jak się obawialiśmy – powiedział Marco. – Świat nadal jest bardzo piękny, a w dodatku zaludniony. Trzeba go tylko uwolnić od dwunożnych bestii.
– To prawda – zgodził się Indianin. – I teraz jesteśmy optymistami! Ale… – dodał niepewnie. – My tutaj, we czwórkę, rozmawialiśmy, że powinno się zaprosić i piątą osobę.
– Kogo? – zapytał Ram.
– Najwybitniejszego na świecie wroga mafii, Hiszpana nazwiskiem de Castillo. Tylko że tak jak on zaciekle ściga skorumpowanych urzędników i mafiosów, tak samo zaciekle oni ścigają jego. W końcu po licznych napadach na niego musiał na jakiś czas zejść do podziemia. Został poważnie ranny, niestety. A szkoda, bo on by był tutaj naszą najważniejszą kartą, wie naprawdę wszystko o bandach i ich przywódcach.
– To rzeczywiście szkoda – zgodził się Ram. – Ale spróbujemy poradzić sobie sami. Dziękuję wam, że mimo wszystko zechcieliście przyjechać.
6
Altea siedziała przy śniadaniu, kiedy jej ojczym, Jack Loman, wszedł do ocienionej altany. Dziewczyna mimo woli skuliła ramiona, a on, również nieświadomie, wciągnął brzuch.
– Sama tak siedzisz, kochana córeczko? – powiedział swoim najłagodniejszym głosem. Obleśnym, jak uważała Altea.
Loman lubił nazywać ją córeczką, to sprawiało, że odczuwał przyjemny dreszcz, jakby sięgał po zakazany owoc.
– Niezbyt często się tutaj oboje spotykamy – mówił dalej.
Rzeczywiście, pomyślała z niechęcią. Skoro lubisz tak długo spać i zwlekasz się z łóżka dopiero koło południa…
Położył rękę na jej ramieniu i przesuwał ją delikatnie. Altea zerwała się gwałtownie.
– Przykro mi – powiedziała. – Przykro mi, ale właśnie skończyłam, będziesz więc musiał zjeść śniadanie w samotności.
Potem wybiegła z altany.
Na twarzy Jacka Lomana pojawił się grymas zawodu.
Judy obserwowała całe zajście ze swojego okna i jej piękne wargi skrzywiły się z irytacją.
Przeklęta dziewczyna, czy ona musi zachowywać się tak odpychająco? Z drugiej jednak strony, Altea ma dopiero szesnaście lat. Trudny wiek. Ciągle w opozycji wobec rodziców. Nowo obudzona samoświadomość. Pragnienie wolności.
Uff! Jakie to wszystko trudne! Żeby tylko Jackowi nie znudziły się te kaprysy nastolatki!
Jeszcze tego samego popołudnia Altea miała w swoim pokoju wizytę. Odwiedziła ją matka.
Judy na ogół była matką pełną rezerwy i przez całe życie Altei trzymała się dyskretnie w cieniu. Tak przynajmniej uważała córka. Czasami nawet zbyt dyskretnie. Niekiedy Altea zastanawiała się, czy w ogóle ma jakąś matkę.