Spojrzała na Lee. A co z nim zrobi? Wiedziała, że najpoważniejszym wyzwaniem będzie przetrwanie reszty nocy, a w tym Lee może jej pomóc. Sprawiał wrażenie, że wie, co robi, a na dodatek ma broń. Jeśli uda się jej po prostu wejść do banku i bez kłopotów wyjść z niego, to będzie w porządku. Do otwarcia banku pozostało około siedmiu godzin – równie dobrze mogłoby to być siedem lat.
ROZDZIAŁ 9
Thornhill siedział w niedużym gabinecie w swym starym, oplecionym bluszczem domu w ekskluzywnej części McLean w Wirginii. Rodzina jego żony miała pieniądze, a Thornhill jednakowo doceniał luksusy, które mógł za to nabyć, jak i swobodę, którą dzięki temu zyskiwał podczas całej swej pracy w służbie publicznej. Teraz jednak nie był odprężony.
Wiadomość, którą właśnie otrzymał, była niewiarygodna, a jednak powodowała, że wszystkie plany mogły paść. Patrzył na mężczyznę siedzącego naprzeciw. Philip Winslow był także weteranem Agencji oraz członkiem tajnej grupy Thornhilla, w pełni podzielającym jego ideały i troski. Spędzili wspólnie w tym gabinecie wiele nocy, wspominając dawną chwałę i snując plany, które miały im zapewnić także wiele przyszłych triumfów. Obaj skończyli Yale i należeli tam do najlepszych i najbardziej błyskotliwych studentów. Zbliżyli się do siebie w czasach, gdy wciąż uważano, że służba krajowi jest sprawą honoru. Wtedy właśnie CIA zebrała swój plon wśród najlepszych absolwentów Ivy League. Obaj należeli do pokolenia, w którym mężczyzna robił wszystko, by chronić interesy swego kraju. Thornhill wierzył głęboko, że człowiek posiadający wizję musi mieć wolę podejmowania ryzyka, by ją zrealizować.
– Agent FBI został zabity – poinformował swego przyjaciela i współpracownika.
– A Lockhart? – zapytał Winslow.
– Znikła. – Thornhill potrząsnął głową.
– Załatwiliśmy więc jednego z najlepszych ludzi Biura – podsumował krótko Winslow – i pozwoliliśmy uciec właściwemu celowi. – Stuknął lodem o szklankę. – To niedobrze, Bob. Reszta nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie.
– Żeby mieć pełny obraz, dodam, że nasz człowiek został postrzelony podczas akcji.
– Przez tego agenta?
– Nie – pokręcił głową Thornhill. – Ktoś jeszcze był tam tej nocy. Jak dotąd nieznany. Sierow złożył raport. Opisał mężczyznę, który tam był. W tej chwili tworzymy jego komputerowy portret. Wkrótce powinniśmy znać jego tożsamość.
– Czy jeszcze czegoś się od niego dowiemy?
– Nie teraz. Pan Sierow został na razie ukryty w bezpiecznym miejscu.
– Bob, wiesz, że Biuro użyje wszelkich sposobów, żeby go znaleźć.
– Zrobią wszystko, żeby odnaleźć Faith Lockhart.
– Kogo podejrzewają?
– Oczywiście Buchanana. To logiczne – odparł Thornhill.
– Co więc zrobimy z Buchananem?
– W tej chwili nic. Będziemy go informować o sprawie, to znaczy o naszej wersji. Jednocześnie każemy mu cały czas działać, a my będziemy się uważnie przyglądać FBI. Dziś rano Buchanan wyjeżdża z miasta, więc tu jesteśmy kryci. Jeśli jednak śledztwo FBI zanadto zbliży się do niego, to zafundujemy mu wczesną śmierć i dostarczymy naszym kolegom po fachu solidnych dowodów na to, jak Buchanan starał się zamordować Lockhart.
– A co z Lockhart? – zapytał Winslow.
– FBI ją znajdzie. W tym akurat są całkiem dobrzy, oczywiście na swój ograniczony sposób.
– Nie rozumiem, w czym miałoby to nam pomóc. Lockhart wszystko powie, Buchanan padnie i nas za sobą pociągnie.
– Nie sądzę – powiedział Thornhill. – Kiedy FBI ją znajdzie, to i my tam będziemy, jeśli nie znajdziemy jej wcześniej. Tym razem nie chybimy. Kiedy Lockhart umrze, to Buchanan będzie następny. Wtedy będziemy mogli działać według pierwotnego planu.
– Boże, żeby tylko zadziałał.
– Zadziała – skwitował Thornhill ze zwykłym optymizmem. Trzeba mieć pozytywne nastawienie, by tak długo jak on wytrwać w tym interesie.
ROZDZIAŁ 10
Lee wjechał w alejkę za domami i zatrzymał samochód. Uważnie rozglądał się po ciemnej okolicy. Niemal dwie godziny jeździli w kółko, aż zyskał pewność, że nikt ich nie śledzi. Wtedy zadzwonił z automatu na policję. W tej chwili czuł się względnie bezpiecznie, ale i tak cały czas rękę trzymał na rękojeści pistoletu, gotowy natychmiast wyjąć broń i wykończyć wrogów salwami swego śmiercionośnego SIG-a. To, oczywiście, żart.
Dzisiaj można zabijać z nieba za pomocą bomb sprytniejszych od człowieka. Lee zastanawiał się, czy podczas milisekund potrzebnych do spopielenia nieszczęśników mózg ludzki działa wystarczająco szybko, by wzniecić myśl, że to ręka Boga ich dosięgła, a nie coś sporządzonego przez idiotę, człowieka. Lee spojrzał w niebo, wypatrując sterowanego pocisku. W sumie, w zależności od tego, kto jest w całą tę sprawę zaangażowany, może to wcale nie być takie szalone.
– Co powiedziałeś policji? – zapytała Faith.
– Krótko i treściwie. Gdzie i co się zdarzyło.
– No i co?
– No i dyżurny był raczej sceptyczny, ale i tak robił co mógłby przetrzymać mnie przy telefonie.
– Czy to jest to bezpieczne miejsce, o którym mówiłeś? – Faith rozglądała się po ciemnej uliczce, zobaczyła szczeliny w murach, kubeł na śmieci i w oddali usłyszała odgłos kroków na chodniku.
– Nie, tu zostawimy samochód i przejdziemy w bezpieczne miejsce. Przypadkiem jest to moje mieszkanie.
– Gdzie jesteśmy?
– W Arlington. Obecnie to miejsce się cywilizuje, ale wciąż może tu być niebezpiecznie, zwłaszcza o tej porze nocy.
Nie oddalała się od niego, gdy szli uliczką ani kiedy doszli do następnej ulicy, która okazała się aleją ze starymi, ale dobrze utrzymanymi kamienicami.
– W którym domu mieszkasz?
– W tym dużym, na końcu tamtego rzędu. Właściciel jest na emeryturze i mieszka na Florydzie, ma jeszcze kilka innych domów. Pomagam mu radzić sobie z problemami, a on za to obniża mi czynsz.
Faith ruszyła aleją, ale Lee ją zatrzymał.
– Sekundę, najpierw sprawdzę.
– Nie zostawiaj mnie tu samej! – Chwyciła go za rękaw kurtki.
– Chcę się tylko upewnić, że nikt tam na nas nie czeka z niespodziewanym przyjęciem. Jeśli zauważysz coś niezwykłego, tylko krzyknij i natychmiast tu jestem.
Zniknął, a Faith ukryła się w załomie muru. Serce biło jej tak głośno, że niemal spodziewała się, iż jakieś okno otworzy się i w jej kierunku poleci but. Kiedy pomyślała, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej, pojawił się Lee.
– W porządku, wygląda nieźle. Chodźmy.
Drzwi były zamknięte, ale Lee wyjął klucz i otwarł je. Faith zauważyła, że nad drzwiami była kamera wideo. Lee spojrzał w tym kierunku.
– To mój pomysł, lubię wiedzieć, kto do mnie przychodzi.
Weszli po schodach na najwyższe piętro, a następnie korytarzem do ostatnich drzwi po prawej stronie. W drzwiach były trzy zamki, Lee wszystkie otworzył i Faith usłyszała jakieś buczenie. Weszli do mieszkania. Na ścianie znajdowała się tablica alarmu, a nad nią kawałek błyszczącej miedzi. Lee zagiął miedzianą tarczę tak, że przykryła tablicę. Wsadził rękę pod płytkę i nacisnął jakieś przyciski, po czym buczenie ustało. Spojrzał na Faith, która nie spuszczała z niego oczu.