Выбрать главу

Lee słyszał, jak zatrzaskują się za nią drzwi sypialni.

Odetchnął głęboko, wstał i ze zdziwieniem poczuł, że nogi ma jak z waty. Wiedział, że to nie od biegu. Wziął prysznic, przebrał się i znów zszedł na dół. Drzwi pokoju Faith były wciąż zamknięte, a Lee nie miał najmniejszego zamiaru jej przeszkadzać. Żeby uspokoić roztrzęsione nerwy, postanowił spędzić godzinkę na przyziemnym zajęciu czyszczenia broni. Woda i sól bardzo źle wpływają na broń, a automatyczne pistolety w ogóle znane są z wrażliwości. Jeśli używa się amunicji, nie najwyższej jakości, to niemal na pewno należy się spodziewać zacięć i w końcu zablokowania broni. Te same kłopoty może spowodować ziarnko piasku czy żwiru. W odróżnieniu od rewolweru, pistoletu automatycznego nie można wyczyścić, po prostu naciskając spust i wyjmując komorę. Zanim udałoby się to z powrotem złożyć, można by umrzeć. A biorąc pod uwagę obecne szczęście Lee, z pewnością coś takiego by mu się przytrafiło, kiedy najbardziej potrzebna byłaby broń strzelająca pewnie i celnie. Są też zalety tego typu broni, choćby taka, że używając do pistoletu Smith amp;Wesson dziewięciomilimetrowej amunicji parabellum, osiąga się znakomitą siłę ognia: cokolwiek się trafi, padnie. Lee jednak modlił się, żeby nie musiał tego sprawdzać, bo to by znaczyło, że ktoś strzela do niego.

Przeładował piętnastostrzałowy magazynek, włożył go w uchwyt i umieścił nabój w komorze. Włączył zabezpieczenie i wsadził broń do kabury. Zastanawiał się, czy nie pojechać hondą do sklepu po gazetę, ale stwierdził, że po prostu nie ma siły ani ochoty na takie przedsięwzięcie. Nie chciał także zostawiać Faith samej.

Poszedł do kuchni napić się wody z kranu, spojrzał przez okno i omal nie dostał zawału. Po drugiej stronie drogi, ponad ścianą wysokich krzewów, nagle pojawił się mały samolot.

Lee przypomniał sobie o pasie startowym, o którym mówiła Faith. Pobiegł do drzwi frontowych, żeby obserwować lądowanie. Zanim znalazł się na zewnątrz, samolot zdążył zniknąć. Na krótką chwilę tylko błysnął w słońcu jego ogon.

Lee wszedł na balkon na drugim piętrze i patrzył, jak samolot kołuje. Pasażerowie przesiedli się do czekającego w pobliżu samochodu, do którego przeładowano również bagaże. Z dwusilnikowego samolotu wysiadł pilot, sprawdził coś i wrócił do swej kabiny. Po paru minutach samolot podjechał do przeciwległego końca pasa, ruszył z rykiem i uniósł się w powietrze. Leciał w kierunku wody, tam zawrócił i szybko zniknął za horyzontem.

Lee wrócił do domu i próbował oglądać telewizję. Poprzerzucał z tysiąc rozmaitych kanałów i stwierdził, że nie ma absolutnie nic wartego obejrzenia, wobec czego zagrał w samotnika. Spodobało mu się przegrywanie, więc zagrał w dziesięć innych gier – z takim samym wynikiem. Zszedł na dół i pograł w bilard w pokoju gier. Kiedy zbliżała się pora lunchu, zrobił sobie kanapki z tuńczykiem i jakąś zupę i zjadł to wszystko na tarasie nad basenem. Widział, jak ten sam samolot wylądował około pierwszej, wysadził pasażerów i znowu odleciał, wyjąc. Przeszło mu przez myśl, żeby może zastukać do drzwi Faith i zapytać, czy jest głodna, ale zrezygnował. Poszedł popływać w basenie, po czym położył się na betonie i próbował złapać parę promieni słońca. Cały czas czuł się winny, że tak dobrze się bawi. Mijały godziny, zaczynało robić się ciemno, więc pomyślał o przygotowaniu obiadu. Tym razem poszedłby po Faith i przekonał ją, żeby coś zjadła. Właśnie miał ruszyć po schodach, kiedy drzwi się otwarły i Faith wyszła z sypialni.

Najpierw rzucił mu się w oczy jej strój: biała bawełniana sukienka do kolan i jasnobłękitny bawełniany sweter. Na bosych stopach miała proste, ale bardzo eleganckie sandały, miała starannie ułożoną fryzurę, lekki ślad makijażu podkreślał jej rysy, a bladoczerwona szminka do ust i mała torebka dopełniały całości. Sweter zasłaniał sińce na nadgarstkach, pewnie dlatego go wybrała, pomyślał Lee. Z zadowoleniem zauważył, że chyba przestała utykać.

– Wychodzisz? – zapytał Lee.

– Obiad. Umieram z głodu.

– Właśnie chciałem coś zrobić.

– Wolałabym gdzieś wyjść. Zaczynam czuć lęk przed zamknięciem.

– To dokąd idziesz?

– Właściwie myślałam, że pójdziemy oboje.

Lee popatrzył na swe wyblakłe spodnie, trampki i koszulkę polo z krótkim rękawem.

– Przy tobie wyglądam trochę jak szmaciarz.

– Dobrze wyglądasz. – Spojrzała na pistolet w kaburze. – Wolałabym jednak, żebyś zostawił sześciostrzałowca.

– Faith – spojrzał na jej sukienkę – wątpię, żeby w tym było ci wygodnie na hondzie.

– To tylko z pół mili drogą, klub z ogólnie dostępną restauracją. Myślałam, że się przejdziemy, chyba będzie piękny wieczór.

Lee w końcu się zgodził, rozumiejąc, że pójście gdzieś jest korzystne z wielu powodów.

– Świetny pomysł, za sekundę jestem.

Pobiegł na górę, broń schował do szuflady w swoim pokoju. Prysnął wodą na twarz, zmoczył lekko włosy, chwycił kurtkę i dogonił Faith przy drzwiach; gdy włączyła alarm, wyszli z domu. Niebo właśnie zmieniało kolor z błękitnego na różowy, słońce chowało się za horyzontem. W różnych miejscach włączały się zewnętrzne światła i podziemne spryskiwacze. Dźwięk wylatującej pod ciśnieniem wody działał uspokajająco na Lee. Pomyślał, że sztuczne oświetlenie nadaje spacerowi nastrój. Wyglądało tak, jakby całą okolicę zalewała jakaś nieziemska poświata, jakby byli na doskonale oświetlonej scenie filmu. W górze kolejny dwusilnikowiec schodził do lądowania. Lee potrząsnął głową:

– Potwornie mnie wystraszył dziś rano, kiedy go pierwszy raz zobaczyłem.

– Mnie też by wystraszył, ale kiedy pierwszy raz tu przyjechałam, to właśnie nim leciałam. To ostatni lot wieczorem, już się robi zbyt ciemno.

Dotarli do restauracji ozdobionej w stylu marynistycznym: przy wejściu stało wielkie koło sterowe, na ścianach wisiały hełmy nurków, z sufitu zwisała sieć rybacka. Obrazu dopełniały ściany z sękatych sosnowych desek, drabinki sznurowe, liny i wielkie akwarium z zamkami, roślinami i dziwacznymi rybami. Kelnerzy byli młodzi, energiczni i wystrojeni w uniformy linii wycieczkowych. Ta, która obsługiwała Faith i Lee, była szczególnie wesoła. Zamówili napoje: Lee mrożoną herbatę, a Faith szprycer, po czym kelnerka wyśpiewała miłym, choć drżącym altem specjalności dnia. Kiedy odeszła, Faith i Lee spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Czekali na napoje, a Faith rozglądała się po sali.

– Poznajesz kogoś z obecnych? – spytał Lee.

– Nie, w zasadzie nie wychodzę, kiedy tu przyjeżdżam. Ale trochę się bałam, że wpadnę na kogoś, kogo znam.

– Spokojnie. Wyglądasz całkiem inaczej niż Faith Lockhart. – Przyjrzał się jej. – Powinienem to wcześniej powiedzieć, ale wyglądasz naprawdę… no dobrze, naprawdę wyglądasz dziś ślicznie. – Nagle poczuł się zakłopotany. – To znaczy, nie chciałem powiedzieć, że nie wyglądasz świetnie zawsze… To znaczy… – Zaplątawszy się kompletnie, Lee zamilkł i zaczął studiować menu.