– Wydaje mi się więc, że powinniśmy ruszyć za kilkoma śladami, póki są jeszcze ciepłe. Choćby sprawdzić rodzinę Adamsa mieszkającą w okolicy. Mam listę nazwisk i adresów. Jeśli uciekał, to mógł do kogoś z nich udać się po pomoc.
– Możesz mieć z tego powodu poważne kłopoty, Connie.
– Nie pierwszy raz. – Wzruszył ramionami. – Poza tym nie mamy już dowódcy grupy. Nie wiem, czy słyszałaś: zawiesili ją za głupotę. – Wymienili uśmiechy. Connie mówił dalej: – Wobec tego ja, jako drugi z rzędu, mam prawo prowadzić śledztwo w sprawach, do których przypadkiem zostałem wyznaczony. Mam instrukcje, by znaleźć Faith Lockhart, i to właśnie mam zamiar zrobić. Nie wiedzą tylko, że robię to z tobą. Goście z VCU wiedzą, co chcę zrobić, więc nie wpadniemy na inny zespół sprawdzający krewnych Adamsa.
– Muszę powiedzieć Rosemary, że mogę nie wrócić na noc.
– To idź. – Spojrzał na zegarek. – Sydney jest pewnie w szkole, ale gdzie jest twój chłopak?
– Śpi.
– Szepnij mu do ucha, że mamusia idzie kopnąć kogoś w tyłek.
Kiedy wróciła, poszła prosto do garderoby i wzięła palto. Pobiegła w kierunku gabinetu i nagle się zatrzymała.
– Co się stało? – zapytał Connie.
Spojrzała na niego z lekkim zakłopotaniem.
– Chciałam zabrać broń. Ciężko się rozstać ze starymi przyzwyczajeniami.
– Nie martw się. Niedługo dostaniesz ją z powrotem. Musisz mi coś przyrzec: kiedy pójdziesz po broń i odznakę, weź mnie ze sobą. Chcę zobaczyć ich twarze.
– Załatwione. – Otwarła mu drzwi.
ROZDZIAŁ 41
Buchanan wykonał jeszcze kilka telefonów z parkingu, w celu dopracowania szczegółów swego planu. Poszedł do kancelarii prawnej i zajmował się ważnymi sprawami, które nagle przestały się dla niego liczyć, po czym został odwieziony do domu. Cały czas w myślach dopracowywał swój plan przeciwko Robertowi Thornhillowi. Jego mózg został jedynym obszarem niedostępnym penetracji i kontroli ze strony CIA. Było to wielce uspokajające i Buchanan powoli odzyskiwał wiarę w siebie. Może mógłby rzucić rękawicę temu człowiekowi…
Otworzył drzwi domu i wszedł do środka. Położył aktówkę na krześle i przeszedł przez ciemną bibliotekę. Włączył światło, by popatrzeć na ukochany obraz, zyskać siły do przyszłych zmagań. Gdy zrobiło się jasno, Buchanan z niedowierzaniem gapił się na pustą ramę. Z ledwością podszedł bliżej, przełożył rękę przez ramę i dotknął ściany. Ktoś się włamał do jego domu, chociaż miał bardzo dobry system zabezpieczeń, który jednak nie zadziałał.
Podbiegł do telefonu, żeby zadzwonić po policję. Kiedy sięgał po słuchawkę, telefon zadzwonił.
– Proszę pana, pański samochód będzie za kilka minut. Wychodzi pan do biura?
Mózg Buchanana nie działał.
– Do biura, proszę pana? – powtórzył czyjś głos.
– Tak – w końcu udało mu się odpowiedzieć.
Odłożył słuchawkę i patrzył na puste miejsce po obrazie. Najpierw Faith, teraz obraz. Wszystko robota Thornhilla. W porządku, Bob, punkt dla ciebie. Teraz moja kolej.
Wszedł na górę, obmył twarz i przebrał się, starannie wybierając strój. W sypialni miał specjalnie skonstruowany zestaw audiowizualny składający się z telewizora, stereo, wideo i odtwarzacza DVD. Zestaw ten był względnie zabezpieczony przed kradzieżą, gdyż trzeba by było rozkręcić wiele drewnianych konstrukcji, co musiałoby zabrać sporo czasu. Buchanan jednak nie oglądał telewizji ani filmów na wideo, a kiedy chciał posłuchać muzyki, puszczał płyty analogowe na swoim starym adapterze. Z kieszeni odtwarzacza wideo wyjął paszport, kartę kredytową i dowód tożsamości, wszystkie na fałszywe nazwisko, oraz cienki zwitek studolarówek. Wsadził to wszystko w zapinaną na zamek błyskawiczny wewnętrzną kieszeń płaszcza. Wrócił na dół i zobaczył, że samochód już czeka. Pozwolił mu jeszcze kilka minut poczekać, po prostu na złość, po czym wziął aktówkę i podszedł do samochodu. Wsiadł i odjechali.
– Cześć, Bob. – Buchanan powiedział to możliwie spokojnie.
Thornhill patrzył w dół, na aktówkę. Buchanan schylił głowę w stronę przyciemnianej szyby.
– Jadę do Biura, więc FBI będzie się spodziewało, że będę miał ze sobą aktówkę, chyba że zakładasz, że nie objęli do tej pory mojego telefonu podsłuchem.
– Danny – rzekł Thornhill z nutą pochwały w głosie – masz zadatki na dobrego agenta.
– Gdzie jest obraz?
– W bezpiecznym miejscu, a to znacznie więcej, niż ci się należy w tych warunkach.
– Co to właściwie znaczy?
– Oznacza to Lee Adamsa, prywatnego detektywa, którego wynająłeś, żeby śledził Faith Lockhart.
Buchanan długą chwilę udawał, że jest zbity z tropu. Gdy był młody, mówiono, że ma talent aktorski, i to nie do filmu, lecz na scenę.
– Nie wiedziałem, że zgłosiła się do FBI, kiedy to zrobiłem. Martwiłem się o jej bezpieczeństwo.
– A to dlaczego?
– Myślę, że znasz odpowiedź.
– A dlaczegóż miałbym chcieć skrzywdzić Faith Lockhart? – Thornhill wyglądał na urażonego. – Nawet nie znam tej kobiety.
– Musisz kogoś znać, zanim go zniszczysz?
– Popełniłeś błąd, Danny. – Głos Thornhilla był kpiący. – Obraz pewnie do ciebie wróci, ale na razie naucz się żyć bez niego.
– Jak się dostałeś do mojego domu? Mam system bezpieczeństwa.
– Domowy system bezpieczeństwa? – Thornhill wyglądał, jakby za chwilę miał wybuchnąć śmiechem. – O, Boże. Jesteś zachwycający, Danny, naprawdę. Ze wszystkich sił starasz się ocalić biedaków. Nic nie rozumiesz? To dlatego świat się kręci, że są bogaci i biedni. Potężni i bezbronni. Zawsze tak będzie, do końca świata. I nic, co zrobisz, tego nie zmieni. Ludzie i tak będą się zawsze nienawidzić, będą się oszukiwać i zdradzać. Gdyby nie te właściwości natury ludzkiej, nie miałbym pracy
– Właśnie pomyślałem, że minąłeś się z powołaniem, powinieneś być psychiatrą – stwierdził Buchanan. – Dla szalonych kryminalistów. Miałbyś tak wiele wspólnego ze swoimi pacjentami.
– Wiesz, tak właśnie ciebie dostałem. – Thornhill uśmiechnął się. – Ktoś, komu próbowałeś pomóc, w końcu cię zdradził. Myślę, że zazdrościł ci sukcesów, twojej chęci czynienia dobra. Nie wiedział o twoim schemaciku, ale zaciekawił mnie. A kiedy ja się skupię na czyimś życiu, no, nie ma mowy o tajemnicach. Obłożyłem elektroniką twój dom, biuro, nawet twoje ubrania i znalazłem skarb. Z jaką przyjemnością cię słuchaliśmy!
– Fascynujące. To powiedz mi wreszcie, gdzie jest Faith.
– Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
– Czego od niej chcesz?
– Chcę, żeby dla mnie pracowała. Istnieje przyjazna rywalizacja pomiędzy dwiema agencjami, jednak muszę przyznać, porównując Biuro i moją Agencję, że my z naszymi ludźmi gramy uczciwiej. Pracuję nad tym projektem znacznie dłużej niż Biuro i nie chcę, żeby moje wysiłki spełzły na niczym.