– Szkoda tylko – powiedział Connie, zapuszczając silnik – że nie mogę wziąć samolotu Biura. Musimy wziąć tego starego crown vica. Myślę, że to będzie jakieś sześć godzin, nie licząc postojów. – Spojrzał na zegarek. – Z postojami będziemy tam około pierwszej w nocy.
– Nie powinnam opuszczać okolicy.
– Reguła Biura Numer Jeden: Możesz jechać wszędzie, jeśli twój anioł stróż jest z tobą.
– A co myślisz o wezwaniu posiłków? – Reynolds wyglądała na zakłopotaną.
– Tak. – Connie spojrzał na nią ironicznie. – Powinniśmy zadzwonić do Masseya i Fishera i pozwolić im przejąć wszelkie zasługi.
– Daj mi minutę, zadzwonię do domu i jedziemy.
ROZDZIAŁ 43
Po wielu niespokojnych godzinach Lee w końcu dodzwonił się do Renee. Jej matka bez dyskusji odmówiła podania numeru telefonu do college’u, Lee więc kłamał, błagał i straszył wielu ludzi, włącznie z dziekanatem, aż w końcu dostał ten numer. Od dawna nie dzwonił do córki, a kiedy w końcu to zrobił, to było z takiego właśnie powodu. Oj, będzie teraz lubiła swojego staruszka, nie ma co.
Koleżanka Renee z pokoju w akademiku przysięgła na wszystkie świętości, że Renee wyszła na zajęcia z dwoma członkami zespołu futbolowego, jeden z nich był jej chłopakiem. Lee powiedział dziewczynie, kim jest, i zostawił swój numer telefonu, żeby Renee zadzwoniła, kiedy wróci. Odłożył słuchawkę i znalazł telefon urzędu szeryfa hrabstwa Albermarle. Rozmawiał z kobietą – zastępcą szeryfa – i powiedział jej, że ktoś grozi Renee Adams, studentce UVA. Czy mogliby kogoś wysłać, żeby to sprawdził? Kobieta zadała kilka pytań, na które Lee nie mógł odpowiedzieć, zaczynając od tego, kto dzwoni. Już chciał powiedzieć, żeby po prostu sprawdziła na najnowszej liście osób najbardziej poszukiwanych przez policję. Ponieważ był chory ze strachu, ze wszystkich sił starał się zapewnić ją, że to, o czym mówi, jest poważne. W końcu rozłączył się i patrzył znowu na wiadomość: „Renee za Faith”, powoli przeczytał na głos.
– Co?
Odwrócił się i zobaczył Faith. Stała na schodach i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Lee, co to jest?
Lee w tej chwili nie miał żadnych pomysłów. Po prostu podniósł słuchawkę, a jego twarz wyrażała przerażenie. Faith spojrzała na wiadomość, potem na niego.
– Musimy zadzwonić na policję.
– Właśnie rozmawiałem z jej koleżanką z pokoju, wszystko w porządku. Zadzwoniłem też na policję. Ktoś puszcza na nas dymy, chce nas wystraszyć.
– Tego nie wiesz na pewno.
– Masz rację, nie wiem – odparł potulnie.
– Zadzwonisz pod ten numer?
– Pewnie tego właśnie chcą.
– Myślisz, że mogą nas znaleźć w ten sposób? Czy można zlokalizować telefon komórkowy?
– To możliwe, jeśli ma się właściwy sprzęt. Operatorzy muszą być w stanie zlokalizować rozmowę kogoś, kto dzwoni na telefon alarmowy. Wykorzystuje się w tym celu różnicę czasu przybycia sygnału: mierzy się drogę sygnału pomiędzy wieżami i otrzymuje wiele możliwych lokalizacji… Cholera, może głowa mojej córki już jest na gilotynie, a ja mówię jak jakieś chodzące czasopismo naukowe.
– Ale nie uda się określić dokładnej lokalizacji.
– Nie, przynajmniej tak myślę. To nie jest takie precyzyjne jak umiejscawianie za pomocą satelitów, na pewno. Ale kto to może wiedzieć? Jakiś dupek wymyśla w każdej chwili nowe gówno, które odrywa kolejny kawałek prywatności. Wiem to, moja była żona wyszła za jednego z nich.
– Powinieneś zadzwonić, Lee.
– I co mam, do diabła, powiedzieć? Chcą wymienić ją za ciebie.
– Zadzwoń. – Położyła rękę na ramieniu Lee, pogłaskała go po szyi i przytuliła się do niego. – Potem zobaczymy, co możemy zrobić. Nic nie może się stać twojej córce.
– Tego nie możesz zagwarantować. – Spojrzał na nią.
– Mogę zagwarantować, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby jej się nic nie stało.
– Włącznie z pójściem w ich łapy?
– Jeśli będzie trzeba, to tak. Nie mam zamiaru pozwolić na to, żeby niewinna osoba została skrzywdzona z mojego powodu.
– Powinienem być doskonały w działaniu pod presją – Lee padł na kanapę – a nie potrafię nawet logicznie myśleć.
– Zadzwoń – powiedziała z przekonaniem Faith.
Lee odetchnął głęboko i wystukał numer. Faith siedziała za nim i słuchała. Ktoś odebrał po pierwszym sygnale.
– Pan Adams? – Lee nie rozpoznał głosu. Była w nim jakaś mechaniczna nuta, sugerująca, że został w jakiś sposób zmieniony. Jego brzmienie było tak odczłowieczone, że Lee z grozy ścierpła skóra.
– Tak, Lee Adams.
– To miło z pana strony, że zostawił pan w mieszkaniu numer telefonu komórkowego. Dzięki temu kontakt z panem jest dużo wygodniejszy.
– Przed chwilą sprawdziłem, co u mojej córki. Zaraz pojawią się tam też gliny, więc wasz plan porwania jej…
– Panie Adams, nie chcę jej wcale porywać.
– To nie wiem, po co z wami rozmawiam.
– Nie trzeba porwać kogoś, żeby go zabić. Pańska córka może zostać zlikwidowana dzisiaj, jutro, za miesiąc, za rok. Kiedy będzie szła na zajęcia, na trening lacrosse, kiedy będzie jechała na wakacje, nawet podczas snu. Ma łóżko tuż przy oknie, na parterze. Często zostaje do późna w bibliotece. Naprawdę, to nie może być łatwiejsze.
– Ty chory szaleńcu! Ty skurwysynu! – Lee wyglądał, jakby chciał rozwalić telefon.
Faith ścisnęła mu ramię i starała się go uspokoić.
– Histeria w niczym nie pomoże pańskiej córce. – Głos kontynuował z irytującym chłodem. – Panie Adams, gdzie jest Faith Lockhart? Tylko tyle chcemy. Wyda ją pan, a pańskie problemy znikają.
– I mam to przyjąć jak ewangelię?
– Naprawdę nie ma pan wyboru.
– Skąd wiecie, że mam tę kobietę?
– Chce pan, żeby pańska córka umarła?
– Ale Lockhart odeszła.
– Dobrze, w przyszłym tygodniu pochowa pan swoją Renee.
Faith uderzyła Lee w ramię i wskazała na telefon.
– Czekaj! – powiedział Lee. – Dobrze, dobrze, jeśli mam Faith, to co proponujecie?
– Spotkanie.
– Nie będzie chciała dobrowolnie pójść.
– Mówiąc szczerze, nie obchodzi mnie, jak ją pan przyprowadzi. To już pańska sprawa. My będziemy czekać.
– I pozwolicie mi tak po prostu odejść?
– Wyrzuć ją i odjedź, zajmiemy się resztą. Ty nas nie interesujesz.
– Gdzie?
Podano adres w okolicach Waszyngtonu, po stronie Marylandu. Dobrze znał tę okolicę: bardzo odludna.
– Muszę tam dojechać, a policja jest wszędzie. Muszę mieć kilka dni.
– Jutro w nocy, dokładnie o dwunastej.
– Cholera, to nie za dużo czasu…
– Sugeruję więc, by pan już zaczął działać.
– Posłuchaj, jeśli dotkniecie mojej córki, znajdę was na pewno. Przysięgam. Najpierw połamię wam wszystkie kości, a dopiero potem zrobię wam prawdziwą krzywdę.
– Panie Adams, niech się pan uważa za największego szczęściarza na tej ziemi, bo nie uważamy pana za zagrożenie dla nas. I niech pan zrobi coś dla własnego dobra: kiedy będzie pan odjeżdżał, niech pan nigdy, przenigdy nie próbuje patrzeć za siebie. Nie zamieni się pan w słup soli, ale skutek i tak nie byłby miły. – Rozmówca się rozłączył.