– Powinniśmy wezwać policję, powiedzieć komuś, że on tam leży.
Lee pokręcił głową:
– To by spowodowało kolejne kłopoty. Z całą pewnością nie jest to dobry pomysł.
– Nie możemy go tak tam zostawić, to nie w porządku.
– Mamy więc pójść na posterunek i spróbować wyjaśnić to wszystko? Zamkną nas w pudle.
– Cholera! Jeśli nie chcesz tego zrobić, ja to zrobię. Nie mam zamiaru zostawić go tam wiewiórkom na żer.
– Dobra, już dobra. Uspokój się. – Zastanowił się. – Myślę, że możemy za jakiś czas zadzwonić anonimowo, żeby gliny mogły to załatwić.
– Zgoda.
Po kilku minutach Lee zauważył, że Faith drży.
– Mam jeszcze jedną prośbę – odezwała się.
Jej wymagania zaczynały go denerwować. Starał się nie myśleć o ranie w ramieniu, irytujących kawałkach próchna w oczach i nieznanych niebezpieczeństwach, jakie go jeszcze mogły czekać.
– Jaką? – Zapytał zmęczony.
– Tu, w pobliżu, jest stacja benzynowa. Chciałabym się umyć. Jeśli nie masz nic przeciw temu – dodała szybko.
Lee spojrzał na plamy na jej ubraniu i złagodniał.
– Żaden problem – powiedział.
– Trzeba jechać tą drogą…
– Wiem, gdzie to jest. Lubię poznać teren, na którym pracuję.
Faith spojrzała na niego ze zdziwieniem.
W łazience starała się nie myśleć o tym, co robi, gdy pracowicie oczyszczała ubranie z krwi. Miała ochotę zedrzeć z siebie wszystko i wyszorować się cała, choćby używając mydła z pojemnika i pliku papierowych ręczników z brudnego zlewu.
Kiedy wróciła do samochodu, wystarczyło jej wymowne spojrzenie jej towarzysza.
– Na teraz wystarczy – orzekła.
– Przy okazji, nazywam się Lee. Lee Adams.
Faith nie odezwała się. Włączył samochód i wyjechali ze stacji benzynowej. – Nie musisz mówić, jak się nazywasz – powiedział Lee. – Wynajęto mnie, by panią śledzić, panno Lockhart.
– Kto cię do tego wynajął? – Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Nie wiem.
– Jak możesz nie wiedzieć, kto cię wynajął?
– Przyznaję, że jest to dość niezwykłe, ale czasami się zdarza. Niektórzy czują się skrępowani, wynajmując prywatnego detektywa.
– A więc tym jesteś, prywatnym szpiegiem? – rzuciła z pogardą.
– To może być całkiem uczciwy sposób zarabiania na życie. A ja jestem tak uczciwy, jak można.
– To jak ta osoba cię znalazła?
– Nie mam żadnej innej wskazówki oprócz tego, że dałem ogłoszenie do książki telefonicznej.
– Panie Adams, czy ma pan choć blade pojęcie, w co się pan wmieszał?
– Powiedzmy, że w tej chwili mam lepsze pojęcie niż jakiś czas temu. Zawsze skupiam się, gdy ktoś do mnie strzela.
– A kto do ciebie strzelał?
– Ten sam gość, który skasował twojego przyjaciela. Myślę, że go trafiłem, ale uciekł.
Faith potarła skronie i patrzyła w ciemność. To, co teraz powiedział, zaskoczyło ją.
– Czy jesteś objęta programem ochrony świadka? – Lee czekał na odpowiedź. Gdy nie padła, ciągnął: – Szybko obszukałem twojego przyjaciela, gdy próbowałaś uruchomić samochód. Miał dziewięciomilimetrowego glocka i kamizelkę z kevlaru, choć niewiele mu to pomogło. Na sprzączce pasa napisane było FBI. Nie miałem czasu, by szukać legitymacji. Jak się nazywał?
– Czy to ma znaczenie?
– Może mieć.
– Dlaczego pytasz o program ochrony świadka?
– Ten dom: specjalne zamki, system bezpieczeństwa. Z pewnością nikt tam nie mieszka.
– Więc byłeś w środku?
Lee kiwnął głową.
– Z początku myślałem, że to romans. Parę minut spędzonych wewnątrz przekonało mnie, że to nie była garsoniera. To dziwny dom. Ukryte kamery, sprzęt do nagrywania. Przy okazji, wiesz, że byłaś na scenie?
Wyraz zadziwienia na jej twarzy wystarczył za odpowiedź.
– Jeśli nie wiesz, kto cię wynajął, to jak zostałeś zaangażowany do śledzenia mnie?
– Całkiem prosto. Wiadomość telefoniczna mówiła, że plik informacji o tobie i moja zaliczka zostaną dostarczone do biura. Tak też się stało. Twoje akta i spora gotówka. Miałem śledzić twoje ruchy, i tak też robiłem.
– Mówiono mi, że nikt mnie nie śledzi.
– Jestem w tym dość dobry.
– Faktycznie.
– Kiedy już wiedziałem, dokąd chodzisz, znalazłem się tam przed tobą. To wszystko.
– Czy był to głos mężczyzny, czy kobiety?
– Nie wiem, był zniekształcony.
– Nie zdziwiło cię to?
– Wszystko mnie dziwi i sprawia, że jestem podejrzliwy. Jedno jest pewne: ktokolwiek cię ściga, nie żartuje. Amunicja, której używał ten gość, mogłaby rozwalić słonia. Mam zamiar sprawdzić to dokładnie i osobiście.
Zamilkł, a Faith nie miała sił, by cokolwiek jeszcze powiedzieć. W torebce tkwiło kilka kart kredytowych, każda z praktycznie nieograniczonym limitem. W tej chwili wszystkie były bezużyteczne, bo kiedy tylko użyłaby którejkolwiek, oni natychmiast wiedzieliby, gdzie jest. Wsunęła rękę do torebki i dotknęła kółka z kluczami do jej pięknego domu i luksusowego samochodu. Też bezużyteczne. W portfelu była olbrzymia suma pięćdziesięciu pięciu dolarów i paru centów. Poza tą gotówką i ubraniem, które miała na sobie, nie miała niczego. Z całą tępą, beznadziejną intensywnością wróciły wspomnienia biedy w dzieciństwie.
Miała sporą gotówkę, ale w bankowym sejfie w okolicach Waszyngtonu. Bank otworzą dopiero jutro rano. Trzymała tam także dwie rzeczy, które były nawet ważniejsze: prawo jazdy i jeszcze jedną kartę kredytową, oba dokumenty na fałszywe nazwisko. Uzyskanie ich było stosunkowo łatwe, ale miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała ich użyć. Dlatego trzymała te dokumenty w banku, a nie w miejscu łatwiej dostępnym. Teraz pokręciła głową nad swoją głupotą.
Gdyby miała te dwa kawałki plastiku, mogłaby pojechać właściwie wszędzie. Zawsze sobie powtarzała, że jeśli wszystko jej się zawali, to będzie jej sposób ucieczki. No dobrze, pomyślała, dach zabrało, ściany skrzypią, tornado jest przy oknach, a bogaczka jest w limuzynie w drodze powrotnej do hotelu. To znaczy, że trzeba zwinąć namiot i powiedzieć sobie, że to już koniec.
Spojrzała na Lee. A co z nim zrobi? Wiedziała, że najpoważniejszym wyzwaniem będzie przetrwanie reszty nocy, a w tym Lee może jej pomóc. Sprawiał wrażenie, że wie, co robi, a na dodatek ma broń. Jeśli uda się jej po prostu wejść do banku i bez kłopotów wyjść z niego, to będzie w porządku. Do otwarcia banku pozostało około siedmiu godzin – równie dobrze mogłoby to być siedem lat.
ROZDZIAŁ 9
Thornhill siedział w niedużym gabinecie w swym starym, oplecionym bluszczem domu w ekskluzywnej części McLean w Wirginii. Rodzina jego żony miała pieniądze, a Thornhill jednakowo doceniał luksusy, które mógł za to nabyć, jak i swobodę, którą dzięki temu zyskiwał podczas całej swej pracy w służbie publicznej. Teraz jednak nie był odprężony.
Wiadomość, którą właśnie otrzymał, była niewiarygodna, a jednak powodowała, że wszystkie plany mogły paść. Patrzył na mężczyznę siedzącego naprzeciw. Philip Winslow był także weteranem Agencji oraz członkiem tajnej grupy Thornhilla, w pełni podzielającym jego ideały i troski. Spędzili wspólnie w tym gabinecie wiele nocy, wspominając dawną chwałę i snując plany, które miały im zapewnić także wiele przyszłych triumfów. Obaj skończyli Yale i należeli tam do najlepszych i najbardziej błyskotliwych studentów. Zbliżyli się do siebie w czasach, gdy wciąż uważano, że służba krajowi jest sprawą honoru. Wtedy właśnie CIA zebrała swój plon wśród najlepszych absolwentów Ivy League. Obaj należeli do pokolenia, w którym mężczyzna robił wszystko, by chronić interesy swego kraju. Thornhill wierzył głęboko, że człowiek posiadający wizję musi mieć wolę podejmowania ryzyka, by ją zrealizować.