Kiedy zajechała, od razu przeszła do sedna, wiedząc, że długi monolog jedynie przedłuży cierpienia. Szczerze współczuła owdowiałej kobiecie. Objęła Anne, pocieszała ją jak umiała, płakała wraz z nią. Pomyślała, że Anne dobrze zniosła brak informacji, dużo lepiej niż ona, gdyby jej się to przytrafiło.
Anne będzie mogła zobaczyć ciało męża, które następnie przez stanowego lekarza sądowego zostanie poddane sekcji. Connie i Reynolds będą w tym uczestniczyli wraz z reprezentantami policji stanu Wirginia i biura prokuratora federalnego, wszyscy związani ścisłą tajemnicą.
Będą także musieli liczyć na pomoc Anne Newman w kontrolowaniu zdenerwowanych, niepoinformowanych członków rodziny. To było potencjalnie słabe ogniwo tego łańcucha: oczekiwanie, że kobieta przeżywająca osobistą tragedię pomoże agencji państwowej, która nawet nie chce podać okoliczności śmierci męża. Ale tylko tak mogło to wyglądać.
Reynolds opuściła dom załamanej kobiety (dzieci wyszły ze znajomymi) z dziwnym poczuciem, że Anne obwinia ją o śmierć Kena. Nie mogła się z tym zupełnie nie zgodzić. Poczucie winy było jak pasożyt pod skórą, wolny rodnik rozprzestrzeniający się w jej ciele, szukający miejsca, by się zagnieździć, rosnąć i w końcu ją zabić.
Kiedy wychodziła, wpadła na dyrektora FBI, który przyjechał osobiście złożyć kondolencje. Przekazał Reynolds wyrazy współczucia z powodu straty jednego z jej ludzi. Powiedział, że zrelacjonowano mu jej rozmowę z Masseyem, i osobiście zgadza się z jej oceną. Ale postawił sprawę jasno: mają być wyniki, szybkie i konkretne.
W tej chwili Reynolds patrzyła na bałagan w swoim biurze i pomyślała, że dobrze symbolizuje dezorganizację, można by wręcz powiedzieć: rozpad jej życia osobistego. Ważne dokumenty dotyczące wielu ciągle otwartych dochodzeń leżały wszędzie: na biurku i małym stole konferencyjnym, zalegały półki, zbierały się w pliki na podłodze, a nawet udało im się dotrzeć na kanapę, na której często sypiała, daleko od swoich dzieci.
Reynolds nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby zapewnić choć w części normalne życie dzieciom, gdyby nie niania, która u niej mieszkała z nastoletnią córką. Rosemary, wspaniała kobieta z Ameryki Środkowej, która kochała dzieci niemal tak jak ona sama, a przy tym była fanatyczką utrzymywania w domu porządku i czystości, kosztowała agentkę ponad ćwierć pensji i była warta każdego wydanego na nią centa. Kiedy jednak rozwód się zakończy, będzie ciężko, a na dodatek jej były mąż nie będzie płacił alimentów. Był fotografem mody, więc jego praca, choć dochodowa, charakteryzowała się krótkimi zrywami przerywanymi długimi okresami rozmyślnej nieaktywności. Reynolds będzie miała szczęście, jeśli nie zakończy się płaceniem jemu alimentów. A jego pomoc w wychowaniu dzieci – gdyby jej potrzebowała – to żart. Facet mógłby mieć na czole wypisane „tatuś lewus”.
Spojrzała na zegarek. W tej chwili laboratorium FBI pracuje nad taśmą wideo. Ponieważ jej grupa specjalna nawet wewnątrz FBI była znana tylko nielicznym pracownikom, każde zlecenie do laboratorium powinno być wysyłane z fałszywą nazwą sprawy i numerem akt. Dobrze byłoby mieć osobne laboratorium z personelem, ale wymagałoby to olbrzymich wydatków, niemieszczących się w budżecie Biura. Nawet elitarne jednostki zwalczające zbrodnie musiały działać w ramach środków przydzielonych przez Wuja Sama. W normalnych warunkach z grupą Reynolds pracowałby agent łącznikowy, który koordynowałby wszelkie zlecenia dla laboratorium i odbiór wyników. Teraz nie było czasu na wykorzystanie normalnych kanałów. Agentka osobiście dostarczyła taśmę do laboratorium, a dzięki błogosławieństwu przełożonych to zlecenie miało pierwszeństwo.
Po spotkaniu z Anne Newman pojechała do domu, pogłaskała śpiące dzieci, wykąpała się, przebrała i pojechała z powrotem do pracy. Cały czas myślała o tej cholernej taśmie. Jakby w odpowiedzi na jej myśli zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Proszę tu przyjść – powiedział męski głos. – Nie mamy dobrych wiadomości.
ROZDZIAŁ 13
Faith obudziła się przerażona. Spojrzała na zegarek: dochodziła siódma. Lee się upierałby nieco odpoczęła, ale nie spodziewała się, że zaśnie na tak długo. Usiadła z ciężką głową, obolała, a kiedy opuściła nogi z łóżka, poczuła także ucisk w żołądku. Wciąż była w kostiumie, choć zsunęła buty i pończochy, zanim się położyła. Wstała z łóżka, poczłapała do łazienki i spojrzała na swe odbicie w lustrze.
– O Boże – tylko tyle zdołała wykrztusić.
Włosy w nieładzie, twarz wymięta, ubranie brudne, a umysł jak z waty. Przyjemny początek dnia. Włączyła prysznic i cofnęła się do sypialni, by się rozebrać. Stała naga na środku pokoju, kiedy zapukał Lee.
– Tak? – rzuciła gniewnie.
– Zanim wejdziesz pod prysznic, musimy coś zrobić – powiedział przez drzwi.
– Naprawdę?
Dziwny ton jego głosu zmroził Faith. Szybko włożyła ubranie.
– Mogę wejść? – W jego głosie słychać było zniecierpliwienie.
Faith podeszła i otwarła drzwi.
– O co…! – zaczęła podniesionym tonem, gdy go zobaczyła.
Mężczyzna, który na nią patrzył, nie był Lee Adamsem. Miał modną fryzurę, wilgotne włosy pofarbowane na blond, krótką brodę i wąsiki, a na dodatek nosił okulary. Jakby tego było mało, oczy mężczyzny nie były błyszcząco błękitne, tylko brązowe. Uśmiechnął się na widok jej reakcji.
– W porządku, przeszło test.
– Lee?
– Nie możemy tak sobie przejść koło FBI jako my.
Lee wyciągnął ręce i Faith zobaczyła nożyczki i pudełko farby do włosów.
– Krótkie włosy są łatwiejsze w utrzymaniu, poza tym uważam za mit opinię, że blondynki są zabawniejsze.
– Chcesz, żebym obcięła włosy? – Spojrzała na niego pustym wzrokiem. – A potem mam je pofarbować?
– Nie, ja je obetnę. A jeśli chcesz, mogę je też pofarbować.
– Nie mogę tego zrobić.
– Musisz.
– Wiem, że to może wydać się w tych warunkach głupie…
– Masz rację, to rzeczywiście wygląda w tych warunkach głupio. Włosy odrastają, ale kiedy nie żyjesz, to nie żyjesz – powiedział miękko.
Chciała zaprotestować, ale stwierdziła, że Lee ma rację.
– Jak krótko?
Przechylał głowę, przyglądając się jej włosom z różnych stron.
– Może króciutko, na JoAnne d’Arc? Chłopięco, ale wdzięcznie.
– Cudownie. – Faith tylko popatrzyła na Lee. – Chłopięco, ale wdzięcznie. Marzenie mojego życia zrealizowane za pomocą paru cięć i farby do włosów.
Poszli do łazienki. Lee posadził ją na toalecie i zaczął ciąć, a Faith cały czas zaciskała oczy.
– Mam ci je też pofarbować?
– Tak, proszę. Nie mam siły, by teraz na nie spojrzeć.
Operacja zajęła dłuższą chwilę, a zapach chemikaliów zawartych w farbie był trudny do zniesienia na pusty żołądek, ale kiedy Faith w końcu odważyła się spojrzeć w lustro, była mile zaskoczona. Nie wyglądało to tak źle, jak się obawiała. Kształt jej głowy, w tej chwili mocniej wyeksponowany, był rzeczywiście niezły. A ciemny kolor pasował do jej karnacji.
– Teraz weź prysznic – polecił Lee. – Kolor się nie spłucze. Suszarka jest pod zlewem, na łóżku znajdziesz jakieś czyste ubranie.
– Twoje rzeczy będą za duże. – Przyglądała się jego kształtom.
– Nie martw się, prowadzę ośrodek z pełną obsługą.
Pół godziny później Faith wyszła z sypialni w dżinsach i flanelowej koszuli oraz w butach na niskim obcasie. Zamiana obowiązkowego biznesowego kostiumu na strój studenta college’a spowodowała, że poczuła się młodziej. Krótkie czarne włosy okalały jej twarz bez makijażu. Pod każdym względem nowy początek.