– Było oczywiste, że to prywatne dzieło jednego z jej urzędników. – Buchanan pokiwał głową.
– Co było potem?
– Zebrałem dowody, ale wtedy moja współpracowniczka, Faith Lockhart, nieświadoma tych działań, zaczęła mnie podejrzewać. Wydaje mi się, że myślała, że naprawdę jestem zamieszany w szantaż, bo oczywiście nie wtajemniczałem jej w te moje działania. Zgłosiła się do FBI, a Biuro zarządziło dochodzenie. Dowiedział się o tym ten człowiek z CIA i zorganizował zamach na życie pani Lockhart. Szczęśliwie udało jej się uciec, ale zginął agent FBI.
Na te słowa w całym pokoju zaszumiało jak w ulu. Ward uważnie patrzył na Buchanana.
– Chce pan powiedzieć, że pracownik CIA jest odpowiedzialny za zabójstwo agenta FBI?
– Tak – potwierdził Buchanan. – Zginęło jeszcze kilkoro innych osób, włącznie – Buchanan na chwilę odwrócił wzrok, usta mu zadrżały – z Faith Lockhart. To spowodowało moją obecność tutaj. Żeby nie dopuścić do dalszych morderstw.
– Kto jest tym człowiekiem, panie Buchanan? – powiedział Ward z całą ciekawością i nonszalancją, jakie potrafił udać.
Buchanan odwrócił się i wskazał wprost na Roberta Thornhilla.
– Zastępca dyrektora do spraw operacji, Robert Thornhill.
Thornhill zerwał się z krzesła, wymachując gniewnie pięścią i krzycząc:
– To jest cholerne kłamstwo! To wszystko jest cyrkiem, bezwstydnym przedstawieniem, jakiego nigdy nie widziałem podczas wszystkich lat pracy dla rządu. Wezwaliście mnie tutaj pod fałszywym pretekstem, a następnie zmusiliście do wysłuchania absurdalnych, nienawistnych oskarżeń ze strony tego człowieka. Oni, oni byli tej nocy w moim domu. Ten cały Buchanan i ten drugi! – Thornhill gniewnie wskazał na Lee. – Ten człowiek przyłożył mi pistolet do głowy. Straszyli mnie tą samą szaloną historią. Twierdzili, że mają dowody tego nonsensu, ale kiedy powiedziałem, że blefują, uciekli. Domagam się, aby natychmiast kazał ich pan aresztować. Mam zamiar ich oskarżyć. A teraz, proszę wybaczyć, ale mam inne obowiązki.
Thornhill starał się przejść obok Lee, ale prywatny detektyw wstał i zablokował mu drogę. Thornhill spojrzał na Warda.
– Panie przewodniczący, jeżeli natychmiast pan czegoś nie zrobi, będę zmuszony wezwać policję. Wątpię, żeby w takim wypadku dobrze pan wypadł w wieczornych wiadomościach.
– Mam dowody na wszystko, co powiedziałem – oświadczył Buchanan.
– Co?! – krzyknął Thornhill. – Może tę głupią taśmę, którą straszyliście mnie w nocy? Jeśli ją macie pokażcie ją. Ale i tak, cokolwiek na niej jest, jest sfałszowane.
Buchanan otworzył teczkę leżącą przed nim na stole. Wyjął z niej nie kasetę magnetofonową, lecz kasetę wideo, i podał ją asystentowi Warda.
Wszyscy obecni w pokoju z zapartym tchem patrzyli, jak inny asystent przewiózł telewizor z podłączonym odtwarzaczem do rogu pokoju, gdzie wszyscy mogli widzieć ekran. Asystent wziął taśmę i wsunął do odtwarzacza, włączył urządzenie i cofnął się. W absolutnej ciszy wszyscy wpatrywali się w ekran.
Lee i Buchanan wychodzili właśnie z gabinetu Buchanana. Następnie Thornhill siedział za biurkiem, sięgał po telefon, zastanawiał się przez chwilę i wyjmował z szuflady inny telefon. Niespokojnie mówił do słuchawki. Jego rozmowa z poprzedniej nocy została odtworzona przed całą salą. Jego schemat szantażu, zabójstwo agenta FBI, rozkaz zabicia Buchanana i Lee Adamsa. Wreszcie wyraz triumfu na jego twarzy, gdy odkładał słuchawkę. Wyraz ten pozostawał w jaskrawym kontraście z tym, jak teraz wyglądał Robert Thornhill.
Ekran znowu poczerniał, ale Thornhill wciąż się w niego gapił z otwartymi ustami. Poruszał wargami, ale nie wypowiadał żadnych słów. Jego aktówka z bardzo ważnymi dokumentami upadła na podłogę, kompletnie zapomniana.
Ward zastukał piórem w mikrofon i wpatrywał się w Thornhilla. W wyrazie twarzy senatora była nuta satysfakcji, ale nie ona dominowała: dominowało przerażenie. Ward wyglądał, jakby to, co właśnie zobaczył, przyprawiało go o mdłości.
– Wydaje mi się, że skoro przyznał pan, iż ci ludzie byli w pańskim domu ostatniej nocy, to nie będzie pan teraz twierdził, że ten dowód jest sfałszowany, panie Thornhill – powiedział.
Danny Buchanan usiadł spokojnie za stołem. Na jego twarzy widać było ulgę zmieszaną ze smutkiem oraz wielkie zmęczenie. On też najwyraźniej miał dość.
Lee uważnie obserwował Thornhilla. Drugie zadanie, jakie wykonał poprzedniego wieczoru w rezydencji Thornhilla, było względnie proste. Technologia, którą wykorzystał, była taka sama, jakiej użył Thornhill do obserwacji domu Kena Newmana: PLC. Był to bezprzewodowy system z 2,4-giga-hercowym przekaźnikiem, ukrytą kamerą i anteną zainstalowaną w urządzeniu, które wyglądało tak jak czujnik dymu w gabinecie Thornhilla, i naprawdę było czujnikiem dymu, ale jednocześnie służyło do podglądania. Było zasilane z domowej sieci elektrycznej i dawało jasny, ostry sygnał wideo i audio wszystkiego, co było w jego zasięgu. Thornhill nie dopuścił do tego, by można było podsłuchać jego rozmowę poza domem, ale nie przyszło mu do głowy, że swego rodzaju miniaturowy koń trojański znajdował się wewnątrz jego domu.
– Jestem gotów zeznawać na procesie – powiedział Danny Buchanan. Wstał, odwrócił się i ruszył przejściem między ławkami.
– Przepraszam, chciałbym przejść – odezwał się grzecznie Lee do Thornhilla, kładąc mu rękę na ramieniu.
Thornhill chwycił go za rękę.
– Jak to zrobiliście? – spytał.
Lee powoli wyzwolił się z uścisku i dołączył do Buchanana.
ROZDZIAŁ 57
Miesiąc po zeznaniach Buchanana przed komisją Warda Robert Thornhill zbiegał po schodach gmachu sądu federalnego w Waszyngtonie, zostawiając z tyłu swych prawników. Samochód czekał, Thornhill wskoczył do środka. Po czterech tygodniach zwolniono go z aresztu tymczasowego. Teraz trzeba będzie wziąć się do roboty. Teraz był wreszcie czas na rewanż.
– Wszyscy powiadomieni? – zapytał kierowcę.
– Już tam są – potwierdził mężczyzna. – Czekają na pana.
– Buchanan i Adams? Co z nimi?
– Buchanan jest objęty programem ochrony świadka, ale mamy kilka śladów. Adams jest u siebie, w każdej chwili można go dostać.
– Lockhart?
– Nie żyje.
– Na pewno?
– Nie odkopaliśmy co prawda jej ciała, ale wszystkie pozostałe dowody wskazują na to, że zmarła wskutek ran w szpitalu w Karolinie Północnej.
– Jej szczęście. – Thornhill oparł się wygodniej. Samochód wjechał na parking. Tam Thornhill przesiadł się do furgonetki, która natychmiast wyjechała z parkingu, i ruszyła w przeciwnym kierunku. To wystarczyło, żeby zgubić śledzących go ludzi z FBI.
Po czterdziestu pięciu minutach był już w małym, opuszczonym sklepiku. Wszedł do windy i zjechał jakieś sto metrów w głąb ziemi. Im głębiej, tym lepiej się czuł. Ta myśl zachwyciła go.
Drzwi się otwarły i Thornhill dosłownie wyskoczył z windy. Byli wszyscy jego koledzy. Krzesło u szczytu stołu, które zwykle zajmował, było puste. Jego wierny towarzysz Phil Winslow siedział na sąsiednim krześle po prawej stronie. Thornhill pozwolił sobie na uśmiech: znowu w działaniu, nareszcie. Usiadł i rozejrzał się wokół.
– Gratulacje z okazji zwolnienia, Bob – powiedział Winslow.
– Po czterech tygodniach! – W głosie Thornhilla pobrzmiewała gorycz. – Wydaje mi się, że Agencja powinna usprawnić działalność swych radców prawnych.
– To wideo było naprawdę kompromitujące – powiedział Aaron Royce, młodszy mężczyzna, który starł się z Thornhillem na jednym z poprzednich zebrań. – Mówiąc szczerze, jestem zdziwiony, że w ogóle udało ci się wyjść. I mówiąc uczciwie, jestem lekko zaskoczony, że Agencja uznała za stosowne zapewnić ci poradę prawną.