Gerard de Villiers
Na śmierć Arafata
Zawsze o kilka minut spóźniony, na codziennym briefingu o ósmej rano, prowadzonym przez Abrachama Dichtera, dyrektora Szin Beti, który przejął tę funkcję po admirale Ayalonie.
Spotkanie odbywało się na szóstym piętrze nowej siedziby agencji wywiadowczej, w solidnym, bia łym budynku z płaskim dachem i maleńkimi, kwadratowymi oknami, który wznosił się jak twierdza w północnej części miasta, na wysokości skrzyżowania autostrady Ayalon z aleją Rokakh, naprzeciwko płaskiego terenu, oddzielającego go od kampusu uniwersytetu w Tel Awiwie.
Zanim Ezra Patir usiadł, obszedł dookoła stół, kładąc przed wszystkimi uczestnikami spotkania identyczne teczki, zawiera jące sprawozdania z nasłuchów oraz materiały zarejestrowane przez rozmaite urządzenia elektroniczne, śledzące palestyńskie „cele” Szin Bet, uzyskane w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Rezultat pracy sekcji technicznej, „najczulszej” części Szin Bet, która zajmowała się wszelkimi elektronicznymi sposobami zbierania informacji, instalując podsłuchy telefoniczne, często niezwykle wyrafinowane, używając niezliczonych mikrofonów w siedzibach wielu przywódców palestyńskich, Szerut Habitaszon Haklali — Izraelska Służba Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która powstała w 1948 roku i liczy około tysiąca agentów.
Czy też posługując się urządzeniami, do tego stopnia tajnymi, że nawet w obrębie sekcji nie wszyscy je znali, zorientowani w najnowszych osiągnięciach techniki. Mężni Izraelczycy zawsze przodowali w tej dziedzinie.
Pod czas negocjacji palestyńsko-izraelskich w Oslo, dzięki pewnemu „kretowi” Mosad był w stanie zainstalować zestaw mikrofonów w biurze negocjatora strony palestyńskiej, Abu Mazena, w Tunisie.
Urządzenia, umieszczone w fotelu i w lampie, były sterowane czujnikiem elektronicznym, który uaktywniał się, gdy Abu Mazen siadał w swoim fotelu.
Cały zestaw mikrofon i nadajnik były wyposażone w najnowocześniejsze baterie, które powinny działać przez wiele lat.
W ten sposób Mosad mógł na bieżąco śledzić najtajniejsze rozmowy przywódców palestyńskich, co bardzo ułatwiało pracę negocjatorom izraelskim, którzy wiedzieli, co naprawdę myślą ich przeciwnicy.
Odkąd w wyniku porozumień pokojowych z 1993 roku władze palestyńskie osiedliły się nad Jordanem i w Strefie Gazy, wydział Ezry działał tylko poza granicami Izraela.
Aby prowadzić elektroniczną obławę na działaczy Fatahu i islamskiego Dzihadu, Hamasu, a także na funkcjonariuszy palestyńskich służb wywiadowczych.
Na szczęście Palestynczycy nie doceniali technicznych możliwości wywiadu izraelskiego, którzy organizowali zamachy skierowane przeciwko Izraelowi. Myśleli, że ubezpieczą swój system łączności, jeśli będą co tydzień zmieniali numer telefonu komórkowego, tymczasem Szin Bet drwiła sobie z ich ostrożności.
Także palestyńscy specjaliści od wywiadu wyobrażali sobie, że wyłączone i na pozór nieczynne urządzenie podsłuchowe przekazuiące treść wszystkich rozmów prowadzonych w pomieszczeniu, w którym się znajdował, do urządzenia odbiorczego umieszczonego w odległości wielu kilometrów.
Gdy tylko Zra Patir usiadł, Mosze Hatwaz, dyrektor gabinetu Abrahama Dichtera, zaczął omawiać kolejno sprawy, którymi zajmował się wydział, oceniając bezpośrednie zagrożenie atakami terrorystycznymi.
To znaczy ryzyko dokonania na terytorium Izraela zamachów przez kamikadze z Hamasu oraz islamskiego Dzihadu.
Kilka tygodni wcześniej, dzięki obietnicy, że zapewni Izraelczykom bezpieczeństwo, Ariel Szaron został premierem.
Dlatego nigdy przedtem konieczność zapobieżenia atakom terrorystycznym nie była równie paląca.
Wśród grobowej ciszy Mosze Hatwaz oznajmił:
— Trzy pociski artyleryjskie spadły na kibuc Nahral Oz, na wschód od Strefy Gazy, jednak ofiar nie było.
Abraham Dichter zachmurzył się: zaatakowano terytorium Izraela.
Hatwaz ciągnął dalej:
— Jeden osadnik został zabity na drodze objazdowej w pobliżu osiedla New Daniel, na zachód od Betlejem.
W tym samym rejonie, w Ramalli, zlokalizowano grupę Hamasu.
Mają dwa samochody wyładowane materiałami wybuchowymi i chcą się nimi przedostać na terytorium Izraela.
Zawiadomiliśmy o tym Tsahal’, która zablokowała drogi.
Wydaje się, że przy najmniej w tej chwili oddział nie zdoła wydostać się poza granice miasta.
Abraham Dichter patrzył przez kwadratowe okno na bezchmurne niebo.
Jak to możliwe, że przy tak wspaniałej jak na marzec pogodzie, śmierć krąży po Izraelu?
Już teraz w każdy szabas miejskie plaże pełne były ludzi.
Tel Awiw zaczynał przypominać małe Miami, rozprzestrzeniając się coraz bardziej na północ, wciśnięty między autostradę Ayalon i Morze Śródziemne.
Miasto było układanką z najnowocześniejszych budynków i betonowych klocków bez wdzięku, w których mieszkała jedna trzecia obywateli państwa żydowskiego.
Ostatni zamach palestyński wydarzył się kilka kilometrów dalej na północ: samobójca ze zbrojnej frakcji Hamasu, Brygad Ezzedina al Kassima, sądząc, że został rozpoznany, wysadził się ze swoim ładunkiem na przejściu dla pieszych.
Efekt: Armia izraelska trzy osoby zabite, osiem rannych.
Gdyby terrorysta zdetonował bombę w autobusie, liczba ofiar byłaby dziesięć razy większa.
Dopiero jakiś czas temu Dichter zabronił swoim dzieciom jeź dzić autobusami.
Ten rodzaj zamachów był całkowicie nie do przewidzenia.
Mosze Hatwaz przerwał, więc Dichter zwrócił się do niego z pytaniem:
— Mosze, czy istnieje jakieś bezpośrednie zagrożenie?
Dyrektor gabinetu skinął twierdząco głową:
— Tak, ludzie Patira podsłuchali rozmowę telefoniczną między jakimś osobnikiem z Gazy i jego kumplem tu, w Tel Awiwie.
Ten drugi mówił do pierwszego, którego nazywał „Ahmadem”, że odebrał szczęśliwie 40 kilogramów pomarańczy, ale potrzebuje ich więcej.
Z całą pewnością chodziło o materiały wybuchowe.
— Czy zlokalizowaliście go?
— zapytał beznamiętnie Dichter.
Odpowiedział mu Ezra Patir:
— Nie, jeszcze nie.
Dzwonił z telefonu komórkowego, z po łudniowej części miasta, z okolic Eilat Road.
— A ten „Ahmad”?
— On używał telefonu stacjonarnego.
Ustaliliśmy, że przebywał w domu, o którym wiedzieliśmy już wcześniej.
W jednym z tajnych lokali Hamasu, w dzielnicy Alturkman w Gazie.
Przez kilka sekund Abraham Dichter siedział w milczeniu.
Gaza, to była strefa A, gdzie władze palestyńskie sprawowały pełną kontrolę nad bezpieczeństwem i gdzie armia izraelska nie miała prawa wstępu.
Za zbrojne wtargnięcie, chociaż możliwe ze względów wojskowych, trzeba by zapłacić wysoką cenę po lityczną.
Cały świat miał oczy zwrócone na Środkowy Wschód, a w Stanach Zjednoczonych właśnie zmienił się prezydent.
To nie był odpowiedni moment, by popełnić błąd polityczny, skoro Ariel Szaron, który zastąpił Ehuda Baraka, przygotowywał się do wizyty w Waszyngtonie.
Dyrektor Szin Bet zwrócił się do Nadawa Galili, swojego doradcy politycznego:
— Co pan o tym sądzi, Nadaw?
— Trzeba porozmawiać z samym Arafatem — powiedział pułkownik Galili.
— Tylko on może powstrzymać tego terrorystę.
Lecz wątpię, czy się zgodzi…
Nadal ma pan bezpośredni kon takt przez Nassiwa?
Czy to aktualne?
— Tak — potwierdził Galili.
— Mogę kogoś wysłać jeszcze dzisiaj.
— Proszę tak zrobić!
— uciął Dichter.
— I proszę mnie informować.