Biorąc pod uwagę różnicę czasu, było mało prawdopodobne, że zadzwonią z Waszyngtonu, gdzie była dopiero siódma rano…
— Tydzień po zamordowaniu Marwana Radżuba przyszła do mnie, przysłana przez konsula, sekretarka z biura wizowego, Maureen Ascot, która od dwóch lat pracuje w Tel Awiwie…
Opowiedziała mi niepokojącą historię.
Miała izraelskiego kochanka, którego poznała w Upgrade Fitness, centrum sportowym w pobliżu ambasady.
Ten młody człowiek nazywał się Odir Aszdot.
Widywali się regularnie.
Nie wdając się w szczegóły, Aszdot powiedział jej, że jest urzędnikiem.
Zresztą było jej to obojętne, ponieważ nie interesuje się polityką.
— Czy pan wie, co się dzieje z tym związkiem?
Amerykanin uśmiechnął się.
— Nie, nie mamy obowiązku zajmować się życiem seksualnym urzędników z ambasady.
Ta dziewczyna nie ma żadnego kontaktu z „delikatnymi” informacjami.
Po za tym, na podstawie tego, co mówiła, można sądzić, że na początku ten młody człowiek miał na celu tylko przygodę czysto erotyczną.
— Dlaczego chciała pana widzieć?
— spytał Malko — Była bardzo zakłopotana i przestraszona.
Powiedziała mi, że poprzedni wieczór spędziła ze swoim przyjacielem.
Zjedli kolację w Cafe Basel, a potem pojechali do niej oniej, do jej studio, ponieważ on mieszkania na północy, na samym końcu miasta.
Wyglądał na bardzo wzburzonego.
Pod koniec spotkania wyznał jej, że pracuje w sekcji Szin Bet, której powierza się najdelikatniejsze operacje, chciał też koniecznie, by umożliwiła mu spotkanie z kimś z nas.
— Z ambasady?
— Nie, z Agencji.
Dodał, że ma ważne informacje do przekazania.
Malko zmarszczył brwi.
— Zdrajca, czy prowokator?
Amerykanin pogładził swoją brodę.
— Nie dowiemy się tego.
Gdy mnie wprowadzono w tę historię, zgodziłem się spotkać z Odirem Aszdotem.
Wiele nie ryzykowałem.
Zainteresowała mnie jego przynależność do jednostki specjalnej.
Umówiłem się z tym chłopcem za dwa dni tutaj, w moim biurze.
Oczywiście dopiero wtedy, gdy dostałem zielone światło z Langley.
Miałem zamiar go przyjąć w obecności mojego zastępcy Tima Robbinsa.
— Nie przyszedł?
— Nie.
— Zmienił zdanie?
— Do dziś nic o nim nie wiemy.
Maureen Ascot nigdy więcej go nie zobaczyła.
Oczywiście najpierw miała do niego pretensje, potem się zaniepokoiła.
Nie miała nawet jego numeru telefonu.
ani stacjonarnego, ani komórkowego, bo zawsze on do niej telefonował.
Dwa dni później ktoś zadzwonił do niej w imieniu Odira, tłumacząc, że chłopak musiał się wybrać w podróż poza granice Izraela i skontaktuje się z nią po powrocie.
Od tej pory nie dostała od swojego przyjaciela żadnej wiadomości.
— To dziwne — przyznał Malko.
— Nie ma pan żadnego innego ogniwa?
— Mam. Przez zwykły przypadek.
Była tutaj ekipa T.D, przejazdem w Izraelu, żeby przeprowadzić „deratyzację” naszych pomieszczeń.
Dla pewności poprosiliśmy ich o zbadanie studio Maureen Ascot. I nie zawiedliśmy się!
W jej elektronicznym budziku znaleźliśmy bardzo skomplikowany zestaw, zawierający miniaturowy mikrofon i nadajnik.
Inaczej mówiąc, wszystko, o czym mówiło się w tym pokoju, było podsłuchiwane.
— Przez Szin Bet?
— Oczywiście!
I to bez wiedzy tego chłopca.
Służba bezpieczeństwa wewnętrznego musiała odkryć jego związek z Amerykanką, albo powiedział im o tym, więc przedsięwzięli środki ostrożności.
Zapewne mając nadzieję, że zdobędą jakieś informacje.
Lecz to oznacza, że wiedzieli o jego zamiarze spotkania się ze mną.
— I zapobiegli temu.
Nie można go odszukać?
— Nie można. Jesteśmy w Izraelu.
Wszystko, co dotyczy bezpieczeństwa, objęte jest tajemnicą.
Ten chłopiec mógł nawet nie używać własnego imienia.
— To znaczy — stwierdził Malko — że Szin Bet usiłowała któremuś z was przekazać informacje.
— Wszystko na to wskazuje — powiedział szef placówki CIA.
— Nawet jeżeli niczego nie oczekiwałem.
Jest jeszcze jeden element tej układanki.
Trzy dni przed śmiercią Marwana Rażuba nasza sekcja podsłuchów zarejestrowała krótką rozmowę dwóch osób.
których, niestety, nie udało się zidentyfikować.
Było to połączenie między kwaterą główną Szin Bet w północnej części miasta i biurem premiera w Jerozolimie.
Jakiś nie znany rozmówca z Szin Bet oznajmił swojemu, także nieznanemu nam interlokutorowi, że mają problemy z „Gogiem i Magogiem”.
— Co to jest?
— Well — powiedział JeffO’Reilly — musi chodzić o kryptonim jakiejś tajnej operacji.
— Dziwna nazwa.
— Nie dla Żydów.
Gog i Magog to odpowiednik naszego Armagedonu, biblijna walka dobra ze złem.
— I co pan o tym sądzi?
— Nie wiem — wyznał szef rezydentury CIA.
— Gdyby nie to, że rozmowa została przeprowadzona na linii specjalnej, nie musiałoby chodzić o nic ważnego.
Lecz w tej sytuacji zbieram wszystkie możliwe informacje.
— To znaczy — podsumował Malko — obawia się pan, że Szin Bet może właśnie przygotowywać jakąś operację i bardzo jej zależy, żebyście się o tym nie dowiedzieli.
Amerykanin westchnął.
— Nie zamierzam się wtrącać w ich sprawy, lecz nie chciał bym, żeby chodziło o coś, co postawi nas, Amerykanów, wobec, sytuacji nie do zaakceptowania.
Zabójstwo Marwana Rażuba i zniknięcie tego agenta Szin Bet w chwili, gdy był gotów przekazać nam informacje, to bardzo niepokojące sygnały.
Dlaczego Izraelczycy zadali sobie tyle trudu, żeby nas trzymać na uboczu? Jesteśmy ich sprzymierzeńcami.
— O co może im chodzić?
Szef rezydentury CIA wykonał gest pełen rezygnacji, — Nie mam najmniejszego pojęcia.
Jedyny trop jaki mamy, prowadzi do Odira Aszdota, przyjaciela Maureen Ascot, która ma jego adres.
Gdyby można było pociągnąć ten wątek…
Może Szin Bet miała ważne powody, o których nie chciała nam mówić, by wyeliminować Marwana Rażuba.
Może ten agent Szin Bet jest rzeczywiście w podróży.
— To nie jest normalne, że agent Szin Bet zdradza — zauważył Malko.
— Wiem.
W każdym razie chciałbym, żeby przeprowadził pan małe śledztwo w sprawie tego chłopca.
Zaczynając od spotkania z Maureen Ascot.
Potem trzeba by spróbować dowiedzieć się, co się z nim stało.
— To nie będzie łatwe.
— Dlatego właśnie wezwałem pana.
Czy zgadza się pan, że bym zadzwonił do Maureen Ascot?
— Oczywiście.
Istota, która weszła do biura Jeffa O’Reilly, przypominała bardziej tancerkę z klubu go-go niż sekretarkę z Departamentu Stanu.
Na jej widok Malko zaniemówił ze zdziwienia.
Sto osiemdziesiąt centymetrów seksbomby.
Kruczoczarne włosy, twarz o wyrazistych rysach i bardzo czerwonych ustach, oczy podkreślone moc ną kreską, paznokcie w kolorze żywej czerwieni.
Dopasowany sweter i oszałamiająca mini, odsłaniająca prawie w całości strzeliste nogi, opięte czernią pończoch.
Kiedy podniosła na Malko oczy, napotkał spojrzenie szczere, głębokie, intensywne.
— Pan mnie wzywał, sir?
— zapytała Maureen Ascot łagodnym głosem.