Выбрать главу

Pochylona do przodu, z rękami opartymi na ramionach Malko, rozpętała na nowo wojnę namiętności, poruszając się wściekle w górę i w dół, coraz szybciej, aż do chwili, gdy wydała ostry krzyk i upadła na niego.

Widząc, że Malko pozostał o kilka długości za nią, wyraziła mu swoją wdzięczność ustami, tyleż zmysłowymi, co zachłannymi.

Uspokojona, wyskoczyła w końcu z łóżka, by wziąć prysznic.

Potem gawędzili uprzejmie, jedząc śniadanie.

Maureen była nieskomplikowana, żyła wyłącznie dla swojego ciała i przez swoje ciało.

Jeśli nie miała kochanka, rozładowywała się w fittnes lub pieszcząc się godzinami.

Dla niej świat był tylko wielką salą do uprawiania ćwiczeń fizycznych.

W końcu Malko także wysiadł z daewoo i rozejrzał się doo koła.

Ulica była pusta.

Maureen czekała przed wejściem do budynku — Studio jest na drugim piętrze — powiedziała.

Ruszyli w górę po schodach.

W budynku było całkiem cicho.

Gdy zadzwonili, drzwi mieszkania otworzyły się i ukazała się w nich gruba kobieta w czerni, która znieruchomiała na widok Maureen.

Obrzuciła młodą kobietę nieprzyjaznym spojrzeniem i zapytała znienacka chropawą angielszczyzną:

— You arę Maureen?

Wymawiała „Maorene”.

— Tak — wyjąkała dziewczyna.

Gruba kobieta cofnęła się o krok, zamachnęła się torebką i z całej siły uderzyła nią w twarz sekretarkę z Departamentu Stanu.

— Schweinerei!* [*Świństwo! (jidisz).] — wrzasnęła.

To przez ciebie mój syn jest w więzieniu!

ROZDZIAŁ CZWARTY

Malko znalazł się natychmiast między dwiema kobietami, chroniąc przerażoną Maureen przed wściekłymi razami torebki matki Odira Aszdota. Udało mu się ją w końcu uspokoić, gdy odezwał się po niemiecku:

— Frau Ashdot, bitte!

Ruhe, ruhe! Stara kobieta opanowała się, wciąż jednak mrucząc pod nosem przekleństwa i patrząc ze złością, lecz Malko mógł jej wreszcie wytłumaczyć, że Maureen przyszła zaniepokojona zniknięciem swojego przyjaciela, chcąc się czegoś dowiedzieć.

Pani Aszdot rzuciła jej chmurne spojrzenie.

— To wszystko przez nią!

Ta kobieta to szpieg, ona uwiodła mojego syna.

On jest zbyt naiwny, zbyt pokojowo nastawiony.

Jej niemiecki, wymieszany z jidisz, był prawie niezrozumiały.

Malko wciąż uśmiechał się do starej kobiety.

— Kto pani powiedział, że ta Amerykanka była szpiegiem?

— Jego szef.

Zadzwonił i powiedział, że mój syn popełnił bardzo poważne przestępstwo, bo przekazywał tajne informacje dotyczące bezpieczeństwa Izraela palestyńskiemu szpiegowi.

Ci wstrętni Arabowie, trzeba ich wszystkich pozabijać, za nim nas wrzucą do morza…

Była zupełnie szalona.

Maureen Ascot szpiegiem Arafata!

Malko pytał dalej spokojnym tonem: Pani Aszdot, proszę się uspokoić!

— Gdzie jest pani syn?

— W więzieniu w Neve Tirza, ale nie mam nawet prawa go widywać — pociągnęła nosem pani Aszdot.

Powiedzieli mi, że mogę tylko pisać do niego i wysyłać paczki.

A teraz dajcie mi spokój, pójdę się pomodlić do synagogi.

Odepchnęła Malko i wybiegła na schody, rzucając po drodze młodej kobiecie nienawistne spojrzenie.

Malko nawet nie próbował pójść za nią.

Dowiedział się tego, co chciał wiedzieć. Wziął Maureen za ramię.

Drżała jak liść.

— Co ona powiedziała? Dlaczego mnie uderzyła?

— Myśli, że jest pani odpowiedzialna za to, co stało się z jej synem — wyjaśnił.

— Przysłali jej wiadomość, lecz pani z tym nie ma nic wspólnego.

— Gdzie on jest?

— W więzieniu.

Młoda kobieta w drodze do samochodu trzymała się nieźle,; ale potem wybuchnęła płaczem.

— To moja wina — szlochała. — Czy mogę przynajmniej do niego napisać?

— Na pewno nie — zaprotestował Malko.

— Przez przypadek jest pani zamieszana w sprawę wagi państwowej, która panią przerasta.

Proszę nic nie robić i nic nie mówić.

Wszystko się ułoży.

Sekretarka z Departamentu Stanu otarła łzy, była jednak milcząca i przygnębiona, aż do powrotu do Ambasady Amerykańskiej.

Po uprzedzeniu szefa rezydentury CIA Malko mógł zostawić auto na wewnętrznym parkingu, skąd poszedł prosto na czwarte piętro do Jeffa O’Reilly.

Jego wyprawa do Herzlija okazała się naprawdę pożyteczna.

— Trzeba odesłać Maureen Ascot do USA tak szybko, jak to będzie możliwe — doradził Malko.

Na wszelki wypadek.

— Porozmawiam o tym z ambasadorem jeszcze dzisiaj — obiecał Amerykanin.

Całkowicie się z panem zgadzam.

— To mi przypomina sprawę Vannunu1 — zauważył Malko.

— I potwierdza pańską hipotezę: Izraelczycy przygotowują jakieś karkołomne przedsięwzięcie bez pańskiej wiedzy.

Ten chłopak, Adir Aszdot, pacyfista według jego matki, chciał pana uprzedzić.

Izraelska służba bezpieczeństwa dowiedziała się o tym dzięki podsłuchowi założonemu profilaktycznie u Maureen Ascot.

— Tak, tylko o jakie karkołomne przedsięwzięcie może chodzić?

— zapytał Amerykanin, szarpiąc brodę.

Zapadło ciężkie milczenie.

Obaj mężczyźni myśleli o tym samym.

— To ma zapewne związek z przyjazdem Ariela Szarona — przerwał milczenie Jeff O’Reilly.

On jest specjalistą od takich działań.

Według naszych analityków politycznych, znalazł się w impasie.

Lecz jak dowiedzieć się o tym czegoś więcej? Jeśli poproszę o spotkanie Abrahama Dichtera, zapewni mnie, że wszystko sobie wymyśliłem i uprawiam ordynarny antysemityzm.

— Oczywiście!

Poza tym obawiam się, że Szin Bet bardzo szybko dowie się o naszej wizycie w Herzlija, jeśli już o niej nie wie.

Będą więc jeszcze bardziej mieć się na baczności.

— I będą trzymali Odira Aszdota w ukryciu przez długie miesiące, nawet bez przedstawienia mu zarzutów — uzupełnił Amerykanin.

— Trzeba nacisnąć na Palestyńczyków, żeby posunąć się na przód w naszych dociekaniach — zaryzykował Malko.

Ustalić, nad czym Marwan Rażub pracował przed śmiercią.

O przekazanie jakich informacji go podejrzewano?

— Rozpracowywał Harnaś — odparł szef rezydentury CIA.

— Tak przynajmniej mówił mi podczas naszych ostatnich spotkań.

Nawet jeśli w tej chwili Jaser Arafat nie chce atakować otwarcie Hamasu, sądzi, że przyjdzie pora, kiedy będzie mógł znowu zniszczyć siatkę terrorystów organizujących zamachy bombowe. Uczony izraelski porwany z Londynu i uwięziony w Izraelu za zdradę tajemnic dotyczących potencjału nuklearnego państwa.

Mea Szerim powiększała się co miesiąc o kilka uliczek, i z licznych, niezbyt zamożnych urzędników, Jerozolima była miastem kipiącym życiem: mało restauracji, jeszcze niewiele sklepów, za wyjątkiem kramów z wszelkiego rodzaju dewocnaliami.

Od dziewiątej wieczorem ulice były wyludnione, i w jakimś ghosttown.

Przyjeżdżające wcześnie rano autokary turystyczne wyrzucały swoją zawartość prosto w paszcze przewodników, którzy krążyli, jak stado głodnych wilków, przed wejściem na stare miasto.

Wieczorem przesyceni pamiątkami i komentarzami we wszystkich językach świata, Japończycy, Brazylijczycy, Francuzi i Amerykanie wracali do swoich hoteli wyczerpani i rozczarowani. Betlejem było niedostępne dla turystów, hotele pozamykane, miasto dotknęła klęska. I za wcześnie jeszcze było na nowy cud…