Od 28 września 2000 roku, od początku drugiej intifady, której bezpośrednią przyczyną była wizyta Ariela Szarona na Wzgórzu Świątynnym i — przede wszystkim — krwawe represje wobec manifestacji, które wybuchły trzy dni później, kiedy snajperzy policji izraelskiej zabili wielu demonstrantów, gdy ci obrzucili ich kolegów kamieniami, stosunki między Izraelczykami i palestyńskim rządem Jasera Arafata z siedzibą w mie ście Gazie, w Strefie Gazy, zostały niemal zerwane.
Istniały tyl ko jakieś tajne kontakty, utrzymywane za pośrednictwem Jamala Nassiwa, szefa palestyńskiej Prewencyjnej Służby Bez pieczeństwa, który w czasie długiego miesiąca miodowego, ja ki nastąpił po powrocie Jasera Arafata do Gazy i powstaniu pierwszych struktur państwa palestyńskiego, przyjmował z otwartymi ramionami agentów Szin Bet i CIA.
Chciał z ich pomocą unieszkodliwić zbrojne ramię Hamasu, Brygady Ezzedina al Kassima, odpowiedzialne za wiele zamachów bombo wych zorganizowanych w Izraelu.
Jamal Nassiw zabrał się do tego z wielkim okrucieństwem, stosując tortury i zbiorowe egzekucje, a tych, którzy ocaleli wtrącał do więzień.
Niestety, od sześciu miesięcy, w efekcie przerwania negocjacji i odmowy realizowania przez stronę izraelską porozumień przejściowych, które przecież zostały podpisane, stosunki pogorszyły się.
Ja mal Nassiw zabronił agentom CIA wstępu do Gazy, Jaser Arafat kazał uwolnić uwięzionych członków Hamasu, zaś cała współpraca operacyjna z Szin Bet została oficjalnie zawieszona.
Na szczęście kontaktowano się jeszcze trochę, dyskretnie…
Abraham Dichter zapalił szóstego w tym dniu papierosa.
Od czasu wznowienia ataków terrorystycznych zużywał dwa razy więcej tytoniu.
Na nim spoczywał teraz obowiązek wywiązania się z obietnicy danej Izraelczykom przez Ariela Szarona — za pewnienie im bezpieczeństwa.
Tylko, że chodziło o zadanie prawie niemożliwe do wykonania.
Mit Syzyfa.
Trzeba było na nowo chwycić kamień, który stoczył się do stóp góry i wtoczyć go na szczyt, zanim spadnie z powrotem.
Dwa społeczeństwa, izraelskie i palestyńskie, za bardzo się przenikały, by można było przeprowadzić „zieloną linię” oddzielającą szczelnie Izrael od Terytoriów Okupowanych, które stały się częściowo nie zależne.
Najostrzejsze kontrole niczego tu nie zmieniły.
Od czasu zawarcia porozumień w Oslo, poprzedzonego podpisaniem 28 sierpnia 1995 roku układu pośredniego między Izraelem i rządem palestyńskim, Izraelczycy oddali Palestyn czykom władzę cywilną na terenach, które od 1967 roku wchodziły w skład Terytoriów Okupowanych — najpierw na Zachodnim Brzegu, wciśniętym pomiędzy Jordanię i Izrael, a obejmującym także Wschodnią Jerozolimę, potem na południu, w Strefie Gazy (około 400 km kw., kiedyś pod nadzorem egipskim).
W 1967 roku, po zwycięskiej wojnie, Izraelczycy zajęli te dwa obszary, których okupacji nigdy nie uznała ONZ.
Zresztą, chociaż siedzibą rządu Izraela była Jerozolima, wszystkie ambasady nadal pozostawały w Tel Awiwie, ponieważ aneksja Jerozolimy nie została zaakceptowana przez społeczność międzynarodową.
Jakby to wszystko nie było wystarczająco skomplikowane, od 1967 roku Izraelczycy „szpikowali” Terytoria Okupowane swoimi osiedlami.
W tych osiedlach, często zamieszkanych przez najbardziej ortodoksyjnych żydów, prawdziwych fanatyków religijnych, żyło w 1995 roku około stu czterdziestu tysięcy osób.
Osadnicy, skupieni we wspólnotach, jak w Hebronie, ciągle zmuszali Izrael do budowy niezliczonych dróg dojazdowych, które miały omijać arabskie wioski.
Drogi te; rozcinały Terytoria Okupowane, dzieląc je na wiele „bantustanów”, i niszcząc wszelką ciągłość przestrzenną.
Nawet w wąskiej Strefie Gazy około pięć tysięcy osadników zajmowało 1/3 terytorium, pozostawiając resztę dla ponad miliona Palestyńczyków.
To wszystko stworzyło skomplikowaną układankę, nie po zwalając na proste rozdzielenie dwóch społeczności.
Oczywiście, kiedy 1 lipca 1994 roku Jaser Arafat wrócił z emigracji by zamieszkać na stałe w Gazie i negocjacje izraelsko — palestyńskie dotyczące usprawnień w administrowaniu państwem i zapewnienia Palestyńczykom większych możliwości rozwoju rozpoczęły się na nowo, ci zażądali zlikwidowania w wyznaczonym terminie wszystkich osiedli żydowskich.
Żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, Terytoria podzielono na trzy „strefy”.
Strefa A została całkowicie opuszczona przez Izrael i Palestyńczycy rządzili tu sami.
Obejmowała ona liczne „strzępy” Zachodniego Brzegu, porozdzielane przez żydowskie osiedla, i 2/3 Strefy Gazy.
Strefy B i C pozostawały pod nadzorem wojskowym Izraela i były administrowane przez cywilne władze palestyńskie Prawdziwe urwanie głowy!
Przede wszystkim dla izraelskich służb bezpieczeństwa — Mosadu i Szin Bet.
Abrahamowi Dichterowi łatwiej było kierować Szin Betem przed powrotem Palestyńczyków z zagranicy w 1994 roku.
Nawet jeśli rozmowy między stronami przebiegały prawie normalnie, to jednak nie przynosiły wielkich efektów.
Poza tym proces pokojowy zaczynał kuleć.
Izraelczycy zwlekali z wypełnieniem zobowiązań, a Palestyńczycy się denerwowali.
Dla Szin Bet koszmar zaczął się 25 lutego 1996 roku.
Tego dnia terrorysta — samobójca z Hamasu zdetonował ładunek w autobusie jadącym z Je rozolimy.
Bilans: 26 zabitych.
Jeśli nawet wojsko i Szin Bet miały prawo kontrolować całe Terytoria Okupowane, to i tak ciężar walki z ekstremistami palestyńskimi spoczywał przede wszystkim na Mosadzie, izraelskiej agencji wywiadowczej i kontrwywiadowczej do spraw zewnętrznych, której biura znajdowały się daleko za Tel Awiwem, tuż przed miejscowością Herzlija.
Agenci Mosadu ścigali po całym świecie terrorystów odpowiedzialnych za zamachy przeciwko Izraelowi, likwidując w ciągu wielu lat dziesiątki działaczy palestyńskich — w Paryżu i w całej Europie, w Libanie i w Tunisie.
Od 1995 roku odpowiedzialność za bezpieczeństwo spoczy wała w dużej mierze na Szin Bet, ponieważ wszyscy przeciwnicy państwa izraelskiego znajdowali się albo na terytoriach Okupowanych, albo w samym Izraelu.
Zatopiony w myślach Abraham Dichter zastanawiał się nad tym, co powiedział dyrektor jego gabinetu; był zaniepokojony.
Plan Ariela Szarona był śmiały.
Żeby wznowić rokowania z Palestyńczykami, przerwane po odejściu Ehuda Baraka, nowy premier zażądał od Jasera Arafata całkowitego zaprzestania wszel kiej przemocy: zamachów w Izraelu, działań przeciwko kolonistom oraz ataków na żołnierzy Tsahal, czuwających nad bezpieczeństwem osiedli na Terytoriach Okupowanych i na granicach Izraela.
Szaron uważał, że stary przywódca palestyński jest w stanie kontrolować swoje oddziały i swoich ekstremistów.
Tyle tylko, że Arafat zgodził się użyć swojej władzy dopiero po wznowieniu rokowań i to w miejscu, w którym zostały prze rwane.
To znaczy, z uwzględnieniem licznych izraelskich ustępstw, których Ariel Szaron wcale nie miał ochoty zapisywać na swój rachunek.
Sytuacja była patowa.
Istniało ryzyko, że popłynie krew, że wszystko zakończy się nową serią koszmarów.
Abraham Dich ter łamał sobie głowę, nie widząc rozwiązania tego dylematu.
A jednak Ariel Szaron robił wrażenie spokojnego.
Dyrektor Szin Bet spostrzegł, że zapadła cisza.
Do niego należało podsumowanie spotkania.
— Szlomo!
— powiedział do potężnie zbudowanego mężczyzny o grubych rysach, źle ubranego, który siedział naprzeciwko niego.
— Przygotowuje pan coś dla nas?
— Dwa lub trzy drobiazgi — powiedział ospale Szlomo Zamir — ale jeszcze nie są gotowe.