Выбрать главу

Opróżnili swoje kieliszki i wyszli.

Na zewnątrz było prawie zimno.

Wszystkie piętra Commodore były pogrążone w ciemnościach.

W chwili, gdy zamierzali się pożegnać, zadzwonił telefon.

Fajsal odebrał i po chwili powiedział do Malko:

— Jamal Nassiw będzie czekał na pana jutro, o dziesiątej rano, w swoim biurze.

Rozstali się i Malko powędrował przez puste korytarze do swojego pokoju na ostatnim, piątym piętrze hotelu.

Był to zamek śpiącej królewny.

Nagle zrozumiał, że czuje się tutaj bez pieczniej niż w Izraelu. Chociaż nie jest uzbrojony.

Co powie mu Jamal Nassiw?

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wysoka, śniada, młoda kobieta, z krótkimi, kręconymi włosami i z okrągłą twarzą, ubrana w nienaganne, czarne spodnium i niebieską bluzkę, pojawiła się na zewnętrznej galerii siedziby Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa przy Jamal al Dawad al Arabia Street w dzielnicy de Tar Elhawa, gdzie czekali cierpliwie Malko i Fajsal Balaui.

— Jamal Nassiw przyjmie pana — zakomunikowała śpiewnym głosem.

— Nazywam się Leila el Mugrabi. Jestem jego tłumaczką…

— Sądziłem, że mówi po angielsku — powiedział Malko.

— Nie dość dobrze — usprawiedliwiła się młoda kobieta.

— A czy pan mówi po hebrajsku?

Pytanie zupełnie nieoczekiwane w Gazie.

— Nie.

Dlaczego?

— Pan Nassiw nauczył się hebrajskiego w więzieniu w Izraelu i bardzo dobrze mówi w tym języku.

Zechce pan pójść za mną.

Malko z uśmiechem pożegnał się z Fajsalem.

Kierowca nie był potrzebny w czasie rozmowy.

Kwatera główna Jamala Nassiwa nie była okazała.

Długi, biały mur otaczał liczne nowoczesne budynki, czarna, rozsuwana brama, przez którą wciąż wjeżdżały i wyjeżdżały samochody, była strzeżona przez bandę uzbrojonych po zęby wąsatych mężczyzn.

W środku było raczej elegancko — białe ściany i patio ozdobione fontanną, chyba wyschniętą.

Słodka woda była rzadkim luksusem w Gazie, gdzie osadnicy izraelscy przywłaszczali jej sobie 80%.

Kiedy Malko szedł za tłumaczką po zewnętrznych schodach prowadzących do biura Nassiwa, Fajsal wskazał na za bezpieczone metalowymi prętami okienka piwniczne, wychodzące na patio na poziomie ziemi:

— To jest prywatne więzienie Jamala Nassiwa.

Tutaj każdy organ służby bezpieczeństwa ma swoje więzienie.

Malko poszedł za uroczą przewodniczką wzdłuż korytarza.

Minęli trzy biura i weszli w końcu do wielkiego pomieszczenia z podłogą przykrytą wspaniałym dywanem, z zielonymi siedzi skami, z telewizorem i z jakąś rachityczną rośliną w kącie.

Młody człowiek, o nieco pucołowatej twarzy, z której wystawał okazały nos, ubrany w szarą koszulkę polo i dobrze skrojony garnitur, przyjął Malko z uśmiechem.

— Welcome to Gaza, Mister Linge!

Proszę usiąść.

Gdy tylko Malko usiadł, Nassiw zapalił papierosa swoją zapalniczką Zippo camouflage, którą położył następnie na paczce papierosów marki Lucky Strike.

Z ufryzowanymi włosami i uśmiechem playboya nie wyglądał na tajnego agenta.

Leila el Mugrabi czekała, z nogą założoną dyskretnie na nogę.

Malko podał swojemu gospodarzowi list od Jeffa O’Reilly.

Jamal Na ssiw otworzył go i przeczytał natychmiast, a potem odłożył, uśmiechnął się do Malko trochę zbyt natarczywie i zapytał:

— Co mogę dla pana zrobić, panie Linge?

Pomimo obecnej sytuacji zachowuję żywą przyjaźń dla pana O’Reilly i dla Stanów Zjednoczonych.

— Czytał pan jego list — powiedział Malko.

— Pan O’Reilly chciałby się dowiedzieć, dlaczego pański współpracownik, Marwan Rażub, zginął w Tel Awiwie.

Uśmiech zniknął z twarzy Jamala Nassiwa.

— Było mi bardzo przykro z powodu tego dramatu — stwierdził.

— Niestety, wiem o nim nie więcej niż pan, a może nawet mniej.

Izrael jest bardzo daleko stąd.

Malko spodziewał się takiej odpowiedzi.

Jeśli nie chciał, aby szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa dowiedział się o podejrzeniach Jeffa O’Reilly wobec Izraelczyków, nie mógł działać wprost.

— Rozmawiał pan z majorem Rażubem przed jego wyjazdem — zauważył Malko.

— Czy nie powierzył mu pan żadnej wiadomości dla Jeffa O’Reillly?

Jamal Nassiw wyglądał na zaskoczonego.

— Nie.

To miała być rutynowa wizyta, prawda?

Rozmawiałem z nim tylko o dwóch sprawach: odblokowaniu materiałów z podsłuchu, obiecanych przez jego wydział, a zablokowanych przez Izraelczyków i o przywiezieniu dla mnie kilku butelek Defendera.

W Gazie bardzo trudno jest go teraz znaleźć, dzięki naszym przyjaciołom z Hamasu…

Zapalił następnego papierosa.

— To znaczy, że nie widzi pan związku między tą śmiercią i działalnością pańskiego podwładnego?

Jamal Nassiw zmarszczył brwi.

— Oczywiście, że nie.

Dlaczego mieliby go zabić tam, a nie tutaj?

— Jeżeli przeszkadzał Izraelczykom, pewnie łatwiej było go zabić w Tel Awiwie.

— Izraelczycy robią, co chcą w Gazie — stwierdził ze smutkiem szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa.

— Dzięki środkom technicznym i z pomocą ludzi, których kupują, amils1.

Lecz mimo wszystko major Rażub nie pracował przeciwko Izraelczykom.

Żaden z nas tego nie robi.

Chcemy pokoju, sprawiedliwego i trwałego.

Izraelczycy są na szymi przyjaciółmi.

Niebezpiecznie zbliżyli się do konwencji sztywnych, oficjalnych wystąpień.

Malko postarał się sprowadzić znów rozmowę na właściwy temat.

— Czy może mi pan powiedzieć, na czym polegała misja majora Radżuba, w czasie której został zabity?

— zapytał.

W oczach Palestyńczyka pojawił się błysk zaskoczenia, skinął jednak aprobująco głową.

Widocznie chciał pozostać w dobrych stosunkach z CIA.

— Oczywiście.

Powiedział coś do Leili el Mugrabi, która wstała i wyszła z biura.

Jamal Nassiw odetchnął i zapytał:

— Jak wygląda życie w Tel Awiwie?

Od dawna tam nie byłem.

— Nie jest nieprzyjemne — powiedział Malko niezobowiązująco.

Leila wróciła pięć minut później i położyła na biurku szefa teczkę z dokumentami.

Na podstawie pewnych nieokreślonych znaków, Malko doszedł do wniosku, że kobieta nie może być tylko tłumaczką.

Jamal Nassiw otworzył teczkę i zaczął przerzucać papiery.

W końcu podniósł głowę.

— Major Rażub rozpracowywał dwie małe siatki Hamasu.

Dwie grupy, które nie podejmowały żadnych drastycznych działań.

Jedna sprawa dotyczyła przenikania Hamasu do żłobków.

Kontrolowali czterdzieści pięć na pięćdziesiąt osiem, to trochę za dużo…Druga związana była z komórką Hamasu, którą utworzyli dawni ludzie Fatahu.

Nic szczególnie „gorącego”.

Palestyńczyk zamknął teczkę i spojrzał na Malko — Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?

Widocznie on już skończył.

— Nie, dziękuję, nie sądzę — powiedział Malko.

— Przekażę te informacje panu O’Reilly.

— Proszę mu przekazać ode mnie pozdrowienia — poprosił gorąco Palestyńczyk.

— Mam nadzieję, że szybko go tutaj zobaczę, inszallah.

Allah miał twardy kark.

Wymienili mocny uścisk dłoni i Leila Mugrabi zabrała Malko do galerii, gdzie czekał na niego Fajsal Balaui.

— Czy dostał pan to, czego pan chciał?