— Był bardzo chętny do współpracy — zapewnił Malko.
Na twarzy Fajsala pojawił się pełen zrozumienia uśmiech.
— Jest bardzo inteligentny i przyjaźni się z Amerykanami.
To jego polisa ubezpieczeniowa.
Nie przez przypadek objął swoje stanowisko w wieku czterdziestu dwóch lat.
Najpierw bił się odważnie podczas pierwszej intifady, a teraz zaangażował się w politykę.
Znaleźli się na Jamal al Dawad al Arabia Street.
Centrum Gazy, pomimo wysokiej ceny benzyny, było sparaliżowane przez korki.
Fajsal prowadził ostrożnie.
Malko zapytał go:
— Niech pan, tutejszy, powie mi: czy można mieć zaufanie do Jamala Nassiwa?
— Nie — powiedział po prostu Palestyńczyk.
— Co nie znaczy, że pana zdradzi.
Chce utrzymać dobre stosunki z Amerykanami.
Gdzie pan zamierza jechać?
Prawdę mówiąc, Malko nie wiedział.
Właściwie jego misja w Gazie była skończona.
Nie dowiedział się niczego, co mogło by wyjaśnić tajemnicę śmierci majora Rażuba.
Byłby jednak rozczarowany, gdyby miał wyjechać właśnie teraz.
Rażub rozpracowywał Harnaś.
Może, gdyby Malko poprowadził śledztwo w tym kierunku, znalazłby jakiś motyw.
— Czy ma pan jakieś kontakty z Hamasem?
— zapytał Fajsala.
— Z jakim Hamasem?
Jeżeli chce się pan spotkać z kimś z Brygad Ezzedina al Kassima, to się nie uda: przyjechał pan z Izraela, więc jest pan spalony.
Jeśli interesuje pana gałąź polityczna, można spróbować.
W rzeczywistości należą wszyscy do tej samej organizacji, kontrolowanej przez starego szejka Jassine, który trzyma kasę.
Jednak ci, którzy biorą udział w akcjach terrorystycznych nie kontaktują się nigdy z ludźmi takimi jak pan.
— Zobaczę się z tymi, z którymi mógłby mnie pan skontaktować — poszedł na ustępstwo Malko.
— Dobrze.
Jedźmy do mojego biura.
Spróbuję coś załatwić.
Malko powstrzymywał mdłości, zabierając się do trzeciej herbaty z cukrem.
Od ich przyjazdu do biura Fajsal Balui przez cały czas wisiał na telefonie, więc zabiedzony, wąsaty mężczyzna przyniósł Malko jeszcze jedną szklankę przeraźliwie słodkiej herbaty, widząc, że poprzednia jest pusta.
Biuro Fajsala znajdowało się przy al Rasheed Street.
niedaleko Commodore.
Sznur żółtych taksówek — mikrobusów stał na zewnątrz, czekając na pasażerów.
Wreszcie Fajsal odłożył telefon.
— Teraz jest pora modlitwy — powiedział — nikt nie odpowiada.
Pojedziemy do Commodore.
Spróbuję zadzwonić później.
Gdy jechali do hotelu, Malko zapytał Palestyńczyka:
— Kim jest tłumaczka Jamala Nassiwa?
Jest bardzo ładna.
Fajsal Balaui uśmiechnął się pod wąsem.
— Złe języki mówią, że jest jego kochanką.
Pochodzi z bardzo dobrej rodziny, bardzo religijnej, o której ludzie opowiadają, że jest związana z Hamasem.
— Myślałem, że wszystkie muzułmanki noszą chusty.
— Leila el Mugrabi zerwała ze swoją rodziną, żeby pracować.
Może jest kochanką Nassiwa, w każdym razie ma do niej pełne zaufanie.
Do tego stopnia, że zostawia jej dostęp do sejfu, w którym trzyma tajne dokumenty.
— Myśli pan, że mógłbym się z nią spotkać bez wiedzy jej szefa?
Palestyńczyk rzucił mu zakłopotane spojrzenie.
— Niech pan o tym nawet nie myśli i niech pan na mnie nie liczy.
Chcę zachować moje jaja, bo nie znajdę już dawców na rządów.
Dlaczego chciałby się pan z nią zobaczyć?
Żeby się do niej zalecać?
— Nie — zapewnił go Malko.
— Próbuję się dowiedzieć czegoś bliższego na temat majora Rażuba.
Myślę, że Jamal Nassiw nie powiedział mi wszystkiego.
— Całkiem możliwe — zaśmiał się Fajsal.
— Ale ona nic panu nie powie.
Przyjechali do Commodore.
Palestyńczyk wszedł z Malko do środka, na nie wiadomo którą herbatę.
Malko zaczynał zmieniać się w imbryk.
W przelocie zauważył młodego mężczyznę, we wspaniałej, zielonej marynarce, który rozsiadł się w Jednym z foteli w hallu.
Fajsal rzucił mu szybkie spojrzenie.
Kiedy usiedli w hotelowej restauracji, powiedział do Malko:
— W każdym razie Jamal Nassiw interesuje się panem.
Facet w zielonej marynarce jest jednym z jego ludzi.
Mówią, że to on zabił dyrektora telewizji przed dwoma miesiącami.
Oczywiście na rozkaz.
Wyglądał na zachwyconego tym odkryciem.
Zapalił papierosa, używając zapalniczki marki Zippo, całkiem pogiętej — co musiało być pamiątką po wojnie czterodniowej — która najpierw ocaliła mu życie, a teraz nadal dzielnie służyła.
Pewnie zastanawiał się, czego Malko naprawdę szuka w Gazie.
Spojrzał na niego ukradkiem i zapytał nagle:
— Czy jest pan uzbrojony?
— Dlaczego?
— W tej chwili sytuacja w Gazie jest delikatna.
Ludzie popadają w lekki obłęd.
Izraelczycy „walą” przez cały czas w koszary Force 17.
Wszędzie widzi się szpiegów.
Mogą pana wziąć za Izraelczyka.
To przykre.
Jeśli chce pan zostać, byłoby lepiej mieć broń.
Malko zmierzył wzrokiem Palestyńczyka.
Czyżby usiłował pociągnąć go za język?
Czy miał dobre zamiary?
W każdym razie, nie znał nikogo innego i musiał zaryzykować.
— Muszę się dowiedzieć — powiedział — nad czym pracował Marwan Rażub przed śmiercią.
Nassiw twierdził, nie podając żadnych szczegółów, że major zajmował się Hamasem.
Kto mógłby mi pomóc?
— Generał Atep el Husseini — odparł bez wahania Fajsal.
— Lecz nie jestem pewien, czy będzie chciał to panu powiedzieć.
Kieruje Mukhabaratem i jest najlepiej poinformowanym człowiekiem w Gazie.
— Jak mogę się z nim zobaczyć?
Fajsal zanurzył nos w herbacie.
— To nie jest łatwe — powiedział.
— Generał nie ufa nikomu.
A przede wszystkim Nassiwowi.
Nie lubi ani Izraelczyków, ani Amerykanów.
Ale jeśli przyjdzie pan z polecenia Jeffa O’Reilly, może się zgodzi pana przyjąć.
— Czy może pan go o to spytać?
— Nie.
Jednak znam dobrze kogoś, kto może to zrobić.
Hani el Hassan, doradca polityczny Abu Amara, jest moim kuzynem.
— Niech pan spróbuje.
— Zgoda.
Lecz muszę się z nim zobaczyć, nie chcę rozmawiać przez telefon.
To może potrwać kilka dni.
Malko zastanowił się jeszcze raz nad tym, co powiedział mu Fajsal na temat broni.
— Czy na wszelki wypadek mógłby mi pan załatwić broń?
Fajsal Balaui nie odpowiedział od razu.
Wyglądało na to, że się waha.
— Myślę, że tak — powiedział w końcu.
— Jest pan przyjacielem Jeffa O’Reilly.
Lecz nie trzeba o tym nikomu mówić.
Po nadto, w Strefie Gazy broń jest bardzo droga…
— Z tym nie będzie kłopotu — stwierdził Malko, — Nie można kupować broni w mieście — ciągnął Palestyńczyk.
— Ludzie z Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa dowiedzieliby się o tym natychmiast i mógłbym mieć kłopoty.
— A gdzie?
— Mam kuzyna w Khan Junes, który działa w grupie tanzim.
Oni mają broń i mogą ją zdobyć.
Jeśli poproszę, pewnie zgodzą się coś panu sprzedać.
Trzeba jednak do nich pojechać.
— Dobrze! Jedźmy!