Выбрать главу

Tu, w Khan Ju nes ruch oporu jest bardzo aktywny.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, zanim znowu wsiedli do samochodu i ruszyli krętymi, coraz ciaśniejszymi uliczkami.

W końcu Fajsal zatrzymał samochód przed otoczonym niewielkim ogrodem domem.

— To tutaj.

Zapukał do drzwi, które otworzył mu bardzo niski mężczyzna z wytrzeszczonymi oczami.

Uściskali się.

W korytarzu wielki plakat przedstawiający bojownika w kefii zajmował całą ścianę.

Mały Palestyńczyk wprowadził ich do pokoju, gdzie arabskim zwyczajem krzesła stały pod ścianami.

Siedziało na nich z pół tuzina ludzi, z twarzami zakrytymi kefiami.

Wszyscy mieli kałasznikowy.

W grobowym milczeniu wniesiono nie śmiertelną herbatę.

Malko nie widział, że wszystkie oczy są wpatrzone w niego…Fajsal pochylił się w jego stronę:

— Bardzo im pochlebia, że sympatyk ich walki przybył aż tutaj.

To jest milicja broniąca Khan Junes, tylko ochotnicy.

Sami kupili broń od Beduinów albo od handlarzy.

Jest bardzo droga: od dwóch do trzech tysięcy dolarów za sztukę.

A za naboje płaci się od dwóch do trzech i pół dolara za sztukę.

Przy tych cenach magazynek do kałasznikowa kosztuje tyle, co telewizor.

Fajsal mówił dalej:

— Chowają twarze, bo gdyby Izraelczycy ich rozpoznali, nie mogliby już nigdy pracować w Izraelu, a przede wszystkim zostaliby zabici.

Wyprostowani na swoich krzesłach tanzim słuchali, nic nie rozumiejąc.

Kuzyn szepnął kilka słów do ucha Fajsala Balaui.

— Przyniosą broń, którą mogą panu sprzedać.

— Izraelską? zdziwił się Malko.

— Tak.

Zdobyli ją od zdrajcy, który niedawno zabił jednego z nich.

Oczywiście zlikwidowali tego człowieka i odzyskali jego broń.

Sprzedaje ją teraz rodzina zabitego tanzim.

Chcą bardzo dużo pieniędzy: tysiąc dolarów.

Tutaj nikt nie zapłaci takiej ceny za pistolet.

Nie ma też dużo amunicji, zaledwie siedem magazynków.

W Khan Junes nie znajdzie się naboi do tego modelu.

Ktoś zastukał do drzwi i inny młody człowiek podał kuzynowi Fajsala paczkę owiniętą w materiał.

Kuzyn rozwinął ją i ukazał się automatyczny pistolet desert eagle 44 magnum.

Broń o przerażającej sile, którą Malko wziął do ręki pod zacie kawionymi spojrzeniami tanzim.

Pistolet ważył prawie dwa kilogramy!

Malko nie wyobrażał sobie powrotu do Izraela z tą haubicą.

Lecz mógłby przynajmniej bronić się w czasie pobytu w Gazie.

— Dobrze — powiedział. — Biorę go.

Odliczył tysiąc dolarów w banknotach studolarowych.

Kuzyn podziękował gorąco za pośrednictwem Fajsala.

— Jego rodzina będzie mogła kupić jedzenie i ufundować piękny kamień nagrobny.

Jeszcze trochę herbaty i wrócili do samochodu.

— Jest pan zadowolony?

— zapytał Fajsal.

— Wolałbym coś dyskretniejszego — powiedział Malko.

— W każdym razie zostawię go panu, wyjeżdżając z Gazy.

— Zaraz ruszymy z powrotem.

Mam nadzieję, że droga nie będzie zamknięta.

Droga nie była zamknięta, lecz musieli czekać ponad godzinę w korku nie do opisania.

Mercedes przed nimi miał białą tablicę rejestracyjną.

— Ten samochód nie jest stąd? — zapytał Malko.

Palestyńczyk uśmiechnął się.

— Ależ tak.

Lecz został ukradziony w Izraelu i sprzedany przez mafię ludziom z Gazy.

Oni załatwili mu specjalną rejestrację.

Telefon Fajsala Balaui zadzwonił.

— Jemy jutro śniadanie u Hani el Hassana — oznajmił Palestyńczyk.

Ma pan szczęście.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Ford zjechał z asfaltowej drogi, wjechał w poprzeczną ulicę, wyboistą jak afrykańska ścieżka i zatrzymał się przed willą ukrytą za wysokim murem.

Fajsal i Malko wysiedli z samochodu, witani przez gromadę wąsatych, roześmianych mężczyzn.

Malko wszedł do ogrodu.

Kiedy się odwrócił, zobaczył dwóch mężczyzn w samochodzie, który zatrzymał się w pobliżu.

Puls zabił mu szybciej.

Kierowca był ubrany we wspaniałą, zieloną marynarkę.

W tej sytuacji nie żałował, że poprzedniego dnia przywiózł z Khan Junes pistolet.

— Widział pan? — szepnął Malko do Fajsala.

Człowiek w zielonej marynarce.

Palestyńczyk skinął głową.

— Tak.

Dziwne, nie zauważyłem, że jestem śledzony.

To znaczy, że Prewencyjna Służba Bezpieczeństwa założyła mi podsłuch.

Jamal Nassiw interesuje się panem.

Przeszli przez kordon uzbrojonych po zęby tajnych agentów i znaleźli się na pierwszym piętrze willi, w salonie bez wyrazu, gdzie pod pokrytymi tapetą ścianami stały starannie ustawione rzędem krzesła.

Nie minęły nawet trzy minuty, gdy do salonu wszedł korpulentny mężczyzna ubrany w płócienną koszulę i spodnie.

Miał rzadkie włosy, orli nos oraz lekko gąbczastą, uśmiechniętą i pełną inteligencji twarz.

Dobiegał sześćdziesiątki.

Trzy razy uściskał Fajsala, który przedstawił ich sobie z Malko:

— Pan Hani el Hassan, jeden z założycieli OWP i doradca polityczny Arafata.

Na pewno jeden z najlepiej poinformowanych ludzi w Gazie.

— Cieszę się, że mogę panów gościć u siebie — zwrócił się do Malko świetnym angielskim.

Tu, w Gazie, jesteśmy trochę odizolowani od świata i zapominamy, co się dzieje na ze wnątrz…Fajsal mówił, że ma pan do mnie sprawę.

Zawsze z radością pomagam naszym amerykańskim przyjaciołom.

Jestem jednym z siedmiu żyjących założycieli OWP.

Może pan ze mną rozmawiać z pełnym zaufaniem.

Nawet jeśli nie zgadzam się z Abu Amarem w pewnych sprawach, nie zdradzę go nigdy i uważam, że jest ojcem naszego młodego narodu.

Chodźmy, zjemy razem śniadanie…

Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie czekał na nich zastawiony stół: były tam ryby wszelkich rozmiarów i nie śmiertelne sałatki, wzorowane na libańskich mezze.

Hani el Hassan troskliwie napełnił talerz Malko jedzeniem, którego wystarczyłoby do nakarmienia ośmioosobowej rodziny, i zapytał z uśmiechem:

— Ma pan złe nowiny?

Ostatnio nie mieliśmy wielu dobrych nowin.

Chociaż z wielu ryb zostały już tylko ości, Hani el Hassan wciąż zachęcał Malko do jedzenia, jakby ten nie miał nic w ustach od ośmiu dni.

Do tej pory nie mówili o niczym ważnym.

Wreszcie sekretarz przyniósł herbatę.

Malko zastanawiał się, jak ma zacząć rozmowę, lecz Hani el Hassan go ubiegł.

— Panie Linge — zwrócił się do Malko — Fajsal Balaui mówił mi, że chce się pan spotkać z generałem Atepem el Husseinin.

Mogę zapytać dlaczego?

Czy to jest oficjalne życzenie CIA?

Czy ma pan dla niego jakąś wiadomość?

Od początku śniadania Malko zastanawiał się, w jaki sposób ma przedstawić cel swojej wizyty.

Z całą pewnością generał el Husseini był nieufny.

Jedynym sposobem, aby zainteresować jego problemem, było jego „udramatyzowanie”.

Malko musiał się odkryć.

— Panie el Hassan, czy sądzi pan, że Izraelczycy chcą zabić Jasera Arafata?

— zapytał.

Palestyńczyk wziął spokojnie wykałaczkę i odpowiedział z uśmiechem:

— Kiedyś często o tym myśleli, przede wszystkim w Bejrucie, a nawet w Tunisie.

Nie sądzę jednak, by później mieli taki zamiar.