Ani słowa więcej na temat informacji zebranych przez Izraelczyków, ani na temat zabójstwa majora.
Zresztą spotkanie trwało nie dłużej niż pięć minut.
Oczywiście Jamal Nassiw mógł się tylko zgodzić na prośbę Izraelczyka…
Wrócił jednak do swojego biura zaniepokojony, zadając sobie pytanie, czy śmierć Marwana Rażuba była rzeczywiście przypadkowa.
Jeszcze raz przejrzał dokumenty, i nic nie rozumiejąc, odstawił je do szafy pancernej swojej asystentki.
Więcej o nich nie myślał.
A teraz CIA interesuje się tymi dokumentami.
Został całkowicie zaskoczony.
Naturalnie ani słowem nie wspomniał wysłannikowi Jeffa O’Reilly o „prośbie” Szin Bet, lecz musiał wyjaśnić, co się dzieje.
Jeszcze raz przejrzał uważnie raporty sporządzone przez swojego zamordowanego podwładnego, lecz wcale więcej nie zrozumiał.
Dotyczyły nadzwyczaj skromnych działań bojowników Hamasu, którzy, jak się wydawało, mogli z daleka zagrażać Izraelowi.
Od czasu wizyty agenta CIA Jamal Nassiw znowu łamał sobie na próżno głowę.
Był zaniepokojony.
Kazał śledzić Malko Linge, gdyż miał nadzieję, że dzięki temu jednak czegoś się dowie, lecz do tej pory śledztwo nie dało żadnych rezultatów.
Wyciągnął teczkę Fajsala Balaui, nie znajdując w niej niczego, o czym nie wiedziałby wcześniej.
Podejrzewał go, że pracuje trochę dla CIA, lecz nie miał na to żadnych dowodów.
Mercedes znowu zaczął gwałtownie podskakiwać na wybojach.
Jamal Nassiw schował dokumenty.
Odtąd będzie je trzymał we własnym sejfie.
Na wszelki wypadek.
Kilka minut później mercedes skręcił w ślepą uliczkę, przy której stało kilka bogatych willi.
Serce Palestyńczyka zabiło szybciej: czerwone audi Leili było zaparkowane przed jedną z bram.
Dom należał do zaufanego i bardzo bogatego przyjaciela Jamala Nassiwa, który mu go wynajął na czas swojej nie obecności w Gazie.
W willi była oczywiście obsługa, która jednak za bardzo się bała, by komukolwiek opowiadać o tym, co się tutaj dzieje.
Ci Egipcjanie, którzy przyjechali nielegalnie do Gazy, mogli w każdej chwili zostać odstawieni na granicę, na jedno skinienie szefa służby bezpieczeństwa.
Palestyńczyk wysiadł z auta i powiedział kierowcy:
— Przyjedź po mnie za godzinę.
Wolał, żeby nie widziano jego mercedesa parkującego obok czerwonego audi.
Otworzył drzwi willi własnym kluczem, wszedł do środka i zszedł po kilku stopniach do wysokiej sutereny.
Kiedy popchnął drzwi w głębi, ukazał się pokój w stylu hollywoodzkim, ze ścianami obitymi materiałem i z wielkim łóżkiem wyeksponowanym dodatkowo przez lustra, po którego obu stronach stały stoliki nocne.
Przyjaciel Nassiwa umeblował cały dom u Romeo w Paryżu.
Wyciągnięta na niebieskiej satynowej narzucie Leila wstała i czule objęła kochanka na powitanie:
— Habibi! Udało ci się przyjść!
Jamal Nassiw dotknął jej piersi, przycisnął ją do ściany i na jakiś czas zapomniał o kłopotach.
Leila el Mugrabi pochyliła się w miłosnym zapamiętaniu nad Jamalem i wzięła jego członek do ust.
Był to najlepszy sposób, by doprowadzić go do wzwodu.
Niczego nie lubił bardziej od tej pieszczoty, rzadko praktykowanej w świecie muzułmańskim.
Minęła już prawie cała godzina i mimo pozornego podniecenia, Palestyńczyk nie zdołał się do tej pory rozbudzić seksualnie, co mu się zdarzało rzadko.
Pomysł Leili okazał się doskonały: nieoczekiwane fellatio podziałało na Jamala jak rażenie prądem.
Pięć minut później atakował swoją kochankę potężnymi ruchami lędźwi, klęcząc za nią na hollywoodzkim łóżku Claude’a Dalie.
Przez cały czas myślał o tym, że kierowca musi już czekać na niego przed domem.
Doszedł, zanim ona osiągnęła pełną rozkosz, więc kochał się z nią dalej, leżąc na jej wyciągniętym ciele i korzystając z cudownych chwil odprężenia.
Leila odwróciła się do niego i zapytała z uśmiechem:
— Właśnie to cię martwi?
Miała na myśli teczkę Marwana Rażuba, którą wziął ze sobą do willi.
— Tak — wyznał.
Rozluźniony, wyjaśnił dziewczynie, na czym polega jego kłopot.
Czuł, że te dokumenty są jak granat, który może w każ dej chwili wybuchnąć mu w rękach.
A on nie ma najmniejszego pojęcia, w jaki sposób go rozbroić.
Ta historia musiała mieć nie lada znaczenie, w przeciwnym wypadku agent CIA nie myszkowałby w Gazie.
Leila el Mugrabi poradziła mu lekkim tonem:
— Nie myśl już o tym w tej chwili.
Obserwuj tego człowieka, który prowadzi śledztwo zamiast ciebie.
Kiedy przyjdzie pora, zaczniesz działać.
Zawsze umiała znaleźć dobrą radę.
Pocałował ją szyję.
— Masz rację, ale teraz muszę już iść.
Wstał i zaczął się ubierać.
W mgnieniu oka był gotowy.
Na pożegnanie pocałował Leilę w zagłębienie lędźwi.
— Do zobaczenia wkrótce.
— Do zobaczenia, habibi — powiedziała czule.
Mieli się spotkać jak zwykle w biurze.
Ta sytuacja była dość podniecająca.
Malko jadł śniadanie w zupełnie pustej sali restauracyjnej hotelu Commodore i podziwiał widok na zewnątrz przez za mknięte szczelnie drzwi balkonowe.
Ten port bez jakichkolwiek śladów życia, te nieruchome statki, jakby uwięzione w lodach, wszystko to robiło przeraźliwie smutne wrażenie.
Gaza rzeczywiście była zadupiem świata.
Czymś w rodzaju mrowiska — getta, którego mieszkańcy, nie mogąc z niego wyjść, wykonywali tylko ruchy Browna.
Życie sprowadzało się tutaj do jego najprostszych przejawów: żadnych widowisk, żadnego kina, żadnych barów czy dyskotek.
Nikt nie spacerował po plaży, skażonej i brudnej.
Nawet dzieci wydawały się smutne.
Jedyną aktywność wyzwalał konflikt z Izraelczykami: palestyńskie wyrostki odreagowywały i umierały w wątpliwej walce, z góry skazanej na przegraną.
Rytm życia wyznaczały syreny karetek pogotowia, zabierających rannych do szpitali.
Ten hotel, nowoczesny, elegancki i pusty, był jeszcze bardziej przygnębiający.
Przypominał zamek nawiedzany przez duchy.
Kelner przyniósł jajko na miękko, tosty, kawę i nieuniknioną herbatę.
Do tego rogalik, chyba odlany w betonie.
Najlepszy posiłek dnia.
Bezczynny od wczorajszego śniadania, Malko próbował przeanalizować wypadki w porządku chronologicznym.
Najpierw śmierć majora Rażuba: nie wiedział o niej nic pewnego.
Wprawdzie Izraelczycy kłamali, lecz można to było wytłumaczyć na wiele sposobów.
Przypadek młodego Izraelczyka — pacyfisty był bardziej niepokojący, lecz także niejednoznaczny, jak długo Malko nie wiedział, dla jakiego wydziału Szin Bet chłopak pracował.
Mógł mieć chociażby jakąś złą wiadomość, która w jego oczach na brała zbyt wielkiego znaczenia.
Nie sposób było to zweryfikować, skoro agent Szin Bet nie mógł niczego wyjaśnić.
Jeśli na przykład Szaron zdecydował się na zorganizowanie wypadu do strefy A, chłopak mógł uznać, że nie można do tego dopuścić…
Pozostaje zdarzenie w Ramalli.
Tym razem również niczego nie można być pewnym.
Malko miał wrażenie, że to do niego strzelano, lecz wcześniejsze do świadczenia pokazywały, że izraelscy snajperzy byli nieprzewidywalni.