Выбрать главу

Palestyńczyk przerwał mu.

— Rzeczywiście, byłem tam w czasie reorganizacji służby bezpieczeństwa, której dokonano po zamordowaniu przez Izraelczyków mojego szefa, Abu Dżihada.

Zresztą, zastanawiam się dzisiaj, czy to morderstwo nie miało im ułatwić „rozpracowania” Adnana Jassina.

— Czy pan osobiście go przesłuchiwał?

— Oczywiście, dlaczego?

— Próbował się pan dowiedzieć, czy Izraelczycy tą samą metodą nie zwerbowali jeszcze innych przywódców palestyńskich?

Przez kilka chwil trwała krępująca cisza.

Mahmud, pochylony do przodu, wyglądał teraz na rozdrażnionego.

Generał opanował się i powiedział zbyt lekkim tonem:

— Oczywiście, że tak, byli jeszcze inni. I są nadal.

Izraelczycy wciąż podejmują próby przenikania w nasze szeregi.

A ja staram się odnajdować ich „krety”.

Adnan Jassine cieszył się naszym całkowitym zaufaniem.

Dlatego trudno go było zdemaskować.

— A pan zapewne by tego nie dokonał bez pomocy zagranicznych służb bezpieczeństwa.

Generał uśmiechnął się, raczej rozdrażniony, widząc, że Malko jest bardzo dobrze poinformowany.

— Do pewnego stopnia ma pan rację — Co się stało z Adnane Jassinem?

— Nie żyje.

Malko nie dyskutował.

Amerykanie z CIA wiedzieli, że Adnan Jassin nie umarł, lecz od siedmiu lat przebywał w więzieniu w Tunisie.

To było ważne, ze względu na rzeczy, które musiał jeszcze powiedzieć.

— Możliwe, że Izraelczycy nie poprzestają na podsłuchiwa niu was — zauważył.

— To znaczy?

— Skąd pan wie, że nie zwerbowali uśpionych agentów, wysokiej klasy profesjonalistów.

By ich użyć w przypadku…

Generał spojrzał przeciągle na Malko i powiedział beznamiętnym tonem:

— Nie ma rzeczy niemożliwych, jednak zastosowaliśmy nie zbędne środki ostrożności.

Dopóki Abu Amarjest tutaj, nikt nie może zaszkodzić naszej sprawie.

Malko powstrzymał uśmiech.

Ci dwaj mężczyźni rozumieli się doskonale.

Nie wymieniając żadnych nazwisk, przywołali sprawę Abu Kazera.

Negocjator porozumień z Oslo był bardzo silnie związany ze „zdrajcą” Adnanem Jassinem.

Poza tym, to w jego biurze zainstalowano skomplikowany system podsłuchowy, który pozwalał Izraelczykom poznać prawdziwe stanowisko ich przeciwników.

Czy Abu Kazer był „zainfekowany”?

Chyba to właśnie miał na myśli palestyński generał.

Atep el Husseini wypił ostatni łyk herbaty i wstał.

— Dziękuję panu za spotkanie — powiedział.

— Zapewniam pana, że postaram się zrobić użytek z informacji od Jeffa O’Reilly.

— Wciąż mam nadzieję, że zrozumiemy, co się stało, jeśli się dowiemy nad czym pracował Marwan Rażub przed swoją śmiercią — upierał się Malko.

— Czy pułkownik Nassiw nie mógłby przekazać panu tych informacji?

— Nie, odmówi — stwierdził generał.

— Albo da mi niekom pletne dokumenty.

Jest bardzo zazdrosny o mnie i o moją Służbę Bezpieczeństwa.

Tak jak wszędzie, tutaj też trwała wojna między formacjami policji…

— Chodzi przecież o potencjalne zagrożenie Jasera Arafata, naciskał Malko.

Waszym zadaniem jest go chronić.

W każdym razie, jeśli wierzy pan w to, co panu powiedziałem.

— Wierzę, że pańska hipoteza jest prawdopodobna — sprostował generał.

Nie wiem jednak, czy to prawda.

— Kto mógłby zmusić Jamala Nassiwa do przekazania dokumentów?

— Tylko jeden człowiek: Abu Amar.

— Czy mógłby pan go o to poprosić?

Generał potrząsnął głową.

— Jest to dla mnie bardzo trudne.

Musiałbym mu wiele opowiedzieć.

A on nigdy nie słucha długo…

— Czy mógłbym się z nim zobaczyć, by mu wszystko wyjaśnić?

Pod warunkiem, że nie powie o tym nigdy Izraelczykom, żeby nie narazić Jeffa O’Reilly.

Generał el Husseini zastanawiał się przez kilka chwil.

— Mogę spróbować — uznał — ale bez żadnych gwarancji.

Abu Amar jest, słusznie, bardzo nieufny.

Może uznać, że ma do czynienia z oszustwem.

Lecz następnym razem, kiedy będę się z nim widział, poruszę ten temat.

— Kiedy?

Generał podniósł się.

— Bardzo szybko.

Obiecuję to panu.

Długo ściskał rękę swojego gościa.

W końcu Malko opuścił wielkie biuro, odprowadzany przez sekretarza i tłumacza.

Po tem odszukał Fajsala Baulaui, zajmującego się lekturą w poczekalni.

— Czy jest pan zadowolony?

— zapytał Palestyńczyk, gdy już jechali w stronę miasta.

Malko nie odważył się powiedzieć, że byłby zachwycony, gdyby generał bardziej się przejął jego historią.

Trochę go rozczarowała ostrożność Palestyńczyków.

Miał wrażenie, że trafia wciąż na ścianę z kauczuku, tymczasem spodziewał się, że zostanie przyjęty w Gazie z otwartymi ramionami.

Chodziło przecież o możliwość destabilizacji władz palestyńskich.

Im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej był przekonany, że fakty układają się w przekonującą całość.

Niestety, nie mógł się skontaktować bezpośrednio z Jaserem Arafatem.

Przywódca OWP sprawdzał swoich gości z maniakalną dokładnością.

Przede wszystkim ludzi takich jak Malko, pracujących dla wywiadu.

Pozostawił kontakty z nimi generałowi el Husseiniemu albo Jamalowi Nassiwowi, ograniczając się do stosunków politycznych.

Nie pozostawało mu nic innego, jak zająć się najmniejszym tropem.

— Czy miał pan jakieś nowe informacje od Hamasu?

— zapytał Fajsala Balaui.

— Jeszcze nie — wyznał Palestyńczyk.

— Odezwę się znowu do nich.

Jednak w związku z tym, co się teraz dzieje, są bardzo ostrożni i utrzymująjak najmniej kontaktów ze światem zewnętrznym.

Wiedzą, że są najpoważniejszym zagrożeniem dla Izraelczyków, którzy zrobią wszystko, żeby ich zniszczyć.

— Czy wie pan, gdzie jest willa Abu Kazera?

— Oczywiście.

Chce ją pan zobaczyć?

— Bardzo chętnie.

Powoli wjechali do centrum Gazy, za ciężarówką wyładowaną pomarańczami, której kierowca wzywał mieszkańców miasta przez megafon, by kupowali jego produkt.

Minęli Omar el Mokhtar — tutejsze Pola Elizejskie — i pojechali raczej elegancką ulicą aż do małego ronda.

Po prawej stronie wznosiła się wspaniała willa, otoczona ogrodem, z kolumnadą i drewnianymi okiennicami.

Dwaj żołnierze stali na warcie przed bramą.

Willa była wyraźnie niezamieszkana.

— Nigdy tu nie przyjeżdża? — zapytał Malko.

— Rzadko. Nie widzieliśmy go od wielu miesięcy.

Mieszka w Ramalli. Nie jest człowiekiem Gazy.

— Ta willa musiała dużo kosztować.

Fajsal zrobił gest pełen rezygnacji i posłał Malko powściągliwy uśmiech.

— Jeszcze nie widział pan, co jest w środku!

To pałac!

Sprowadził z Paryża, od wielkiego architekta wnętrz Claude’a Dal ie, trzy kontenery mebli.

Abu Kazer zarobił dużo pieniędzy…

— W jaki sposób?

Palestyńczyk wzruszył ramionami.

— Robi interesy. Jak wszyscy.

Autonomia jest bardzo skorumpowana.

Jeśli Abu Amar pozwoli, można zbić szybko fortunę.

On sam się tym nie interesuje.

Żyje jak asceta, mało je, nie pije, nie wychodzi z domu.

Od czasu do czasu ogląda amerykańskie filmy animowane.