Выбрать главу

— Już nie podają alkoholu.

Boją się Hamasu.

Jeśli ma pan ochotę na kieliszek, jest na to jeden sposób: proszę pójść do mnie.

Malko uśmiechnął się, trochę zdziwiony i mile zaskoczony.

— Z przyjemnością, tylko dlaczego?

— Ponieważ w moim pokoju jest barek z alkoholem — oznajmiła tryumfalnie.

W barku Commodore była tylko zepsuta woda.

Malko poszedł za młodą kobietą, która kołysała znacząco swoimi szczupłymi biodrami, znowu owładnięty przez popęd płciowy…

Jej pokój był równie duży jak jego własny, z tym samym przygnębiającym widokiem na puste morze.

Kyley włączyła muzykę i otworzyła barek.

— Szkocka, porto, gin, wódka?

— Wódka.

Nalała sobie pięcioletniego Defendera, a Malko Absoluta, po czym stuknęła swoim kieliszkiem w jego:

— Za nasze spotkanie!

Za dwie samotne dusze zagubione w czyśćcu.

Oczy jej błyszczały.

Usiadła na łóżku z podwiniętymi nogami.

Wypiła swoją szkocką jednym haustem i zaproponowała natychmiast:

— Jeszcze po jednym?

— Chętnie — powiedział Malko, który zaczynał się odprężać i zadawał sobie pytanie, jak długo potrafi się opierać przenika jącej go na wskroś chęci gwałtu.

Zielone oczy Kyley wyglądały, jakby były powleczone czymś w rodzaju bielma.

Wyciągnięta na plecach, z głową podpartą ramionami, oglądała arabski taniec w telewizji al Dżazira.

Dosłownie opróżniła barek.

Trzy Defendery i cztery kieliszki Tattingera zniknęły.

Bóg wie jak.

Malko zadowolił się trzema kieliszkami wódki.

Siedząc w fotelu, naprzeciwko australijskiej dziennikarki, zastanawiał się, w jaki sposób zamienić ten miły wieczór w orgię seksualną.

Fala prymitywnej żądzy, która po rwała go wcześniej, w miarę, jak wieczór mijał, coraz silniej za lewała jego ciało.

Nagle Kyley poderwała się z łóżka i zaczęła tańczyć boso na dywanie, naśladując grubą tancerkę z ekranu telewizora.

Wyciągnęła do Malko ręce.

— Niech pan tańczy!

Nie musiała go wyciągać z fotela…Objął natychmiast ramie niem jej talię i przyciągnął dziewczynę do siebie.

Kyley znieruchomiała, źle interpretując jego zachowanie.

— Myśli pan, że nie jestem wystarczająco seksowna jak na ten rodzaj tańca?

Nie czekając na odpowiedź, chwyciła pulower i ściągnęła go przez głowę.

— Tak jest lepiej?… — zapytała, lekko przegięta w biodrach.

Jej małe, śmiałe piersi, sterczące i jędrne wyglądały, jakby wyzywały go na pojedynek, a zielone oczy błyszczały.

Znowu zaczęła tańczyć, zbliżając się do niego.

Kiedy końce jej piersi zaczęły się ocierać o jego koszulę, wydawało mu się, że nastąpiło wyładowanie elektryczne i znowu przycisnął ją do siebie.

Bardzo naturalnie Australijka przestała tańczyć i przytuliła się do niego, stanowczo wsuwając język w jego usta.

Po długim pocałunku wybuchła śmiechem.

— Od tak dawna nikogo nie całowałam!

I znowu zaczęła go całować, tym razem o wiele bardziej zmysłowo.

Potem, z własnej inicjatywy, zdjęła bawełniane spodnie i zsunęła je wzdłuż swoich długich, szczupłych nóg, odsłaniając trójkąt z białego nylonu, którego pozbyła się chwilę później.

Wpatrując się w Malko, powiedziała po prostu:

— Letsfuck! W jej ustach nie zabrzmiało to ordynarnie.

Zwyczajna propozycja, jakby powiedziała: „chodźmy się kąpać”.

Małe, zdrowe zwierzę owładnięte nagłą żądzą.

Malko nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać.

W oka mgnieniu był tak samo nagi jak ona.

Kyley zaczęła go całować i lizać wszędzie, jak przymilna kotka.

Potem wzięła go do ust i smakowała jak lizak, wciągając bardzo głęboko do gardła.

W końcu upadła na łóżko na wznak, z rozłożonymi nogami i wyciągnęła do niego ramiona:

— Come andfuck me hard!

Ledwie w nią wszedł, wyrzuciła nogi wysoko do góry.

Jej ręce zaciskały się kurczowo na prześcieradłach, ramiona miała skrzyżowane.

Jakby pozwalała się gwałcić, co nie było niewątpliwie prawdą.

Kiedy Malko ją odwrócił, przyjęła automatycznie pozycję najbardziej podniecającą — z biodrami mocno wygiętymi, z pupą uniesioną do góry, na kolanach, jak podczas modlitwy.

Mocno wczepiony palcami w jej chłopięce biodra, Malko kochał się z nią z całej siły, aż do chwili, gdy eksplodował z samego dna swoich lędźwi.

Australijka krzyknęła chrapliwie i upadła do przodu na łóżko.

Przez kilka chwil trwała w bezruchu, ze skrzyżowanymi ramionami i z zamkniętymi oczami.

Potem odwróciła się na wznak i westchnęła.

— Wspaniale. Jak dobrze jest się pieprzyć!

Malko gotów był się z nią zgodzić…

Zadowolony wyciągnął się na łóżku i patrzył na Kyley z roz bawieniem.

— Często pani tak robi?

Zabiera obcego mężczyznę do pokoju i kocha się z nim?

Wybuchła śmiechem.

— Jesteśmy w Gazie, na końcu świata, w innej rzeczywistości.

W Jerozolimie mam przyjaciela, bardzo pięknego i jestem mu bardzo wierna.

Pieprzmy się!

Zapewne Gaza nie leżała w strefie wierności…

— Zostanie pan ze mną? — zapytała.

— Nie chcę pani kompromitować.

Kyley uśmiechnęła się niewinnie.

— Mój mąż jest piętnaście tysięcy kilometrów stąd, a mój kochanek z Jerozolimy nigdy tu nie przyjeżdża…

— Idę, ale mimo wszystko wrócę — powiedział Malko, który był zwolennikiem małżeńskiej harmonii.

Pocałowała go delikatnie.

— Mam nadzieję!

Kiedy znalazł się na ciemnej ulicy, zadrżał.

Cisza. Gaza spała.

Ponure getto na brzegu morza, gdzie o mało nie umarł.

— Jest pan proszony do recepcji — powiedział niewyraźnie w złym angielskim arabski głos.

Malko właśnie się obudził, po przespanej kamiennym snem nocy.

Zszedł na dół, gdzie zobaczył jednego z podwładnych generała el Husseiniego.

Szare BMW czekało przed hotelem. Dziesięć minut później byli w „piramidzie”.

Ku jego zaskoczeniu, zamiast do biura generała, zaprowadzono go do sali konferencyjnej, gdzie stały tylko stół i krzesła.

El Husseini dołączył do niego kilka minut później.

Gdy przyniesiono im nieśmiertelną, wrzącą i za mocno osłodzoną herbatę, przeszedł do sedna sprawy.

— Musi pan się zastanawiać, dlaczego nie przyjmuję pana w moim biurze.

— Rzeczywiście…

Generał lekko się uśmiechnął.

— Od dawna podejrzewam Izraelczyków, że mają je na pod słuchu.

Moi technicy sprawdzili biuro i zapewnili mnie, że wszystko jest w porządku.

Lecz niezupełnie dałem się przekonać…

Dziś wiem, że miałem rację.

— Dlaczego?

— Wczoraj Izraelczycy próbowali pana zabić.

Czy wie pan, dlaczego?

Malko długo się zastanawiał, nie znajdując satysfakcjonują cej odpowiedzi na to pytanie.

— Przypuszczam, że obawiali się, iż podczas mojego śledztwa, znajdę tutaj coś, co dotyczy operacji, którą właśnie prowadzą.

— Zapewne — zgodził się generał el Husseini — ale jest tak że inny, bardziej konkretny powód.

Przedwczoraj poprosił mnie pan o zorganizowanie spotkania z Abu Amarem, by zwrócić mu uwagę na zagrożenie ze strony Izraelczyków.

Po pańskim wyjeździe zatelefonowałem do al Muntada i poprosiłem raisa, by pana przyjął.

Moim zdaniem to właśnie sprawiło, że Izraelczycy zdecydowali się pana wyeliminować.