Nie mogli znieść myśli, że agent CIA przybył do Gazy, by uprzedzić Arafata, że chcą go zabić.
Pan znika, niebezpieczeństwo się oddala.
— Zapomina pan — powiedział Malko — że nie jestem niezastąpiony.
Jeffo O’Reilly mógłby tu przyjechać.
— Nie zrobi tego. Pełni oficjalną funkcję.
Jego ingerencja oznaczałaby wypowiedzenie wojny Izraelczykom.
— Może ma pan rację — zgodził się Malko.
— Mogę ją mieć również z innego powodu — ciągnął generał.
— Każąc panu zniknąć ze sceny, zyskują czas, być może wystar czająco dużo czasu, by mogli doprowadzić swój zamiar do szczęśliwego końca.
— To znaczy — podsumował Malko — że pana zdaniem Jaser Arafat naprawdę jest w niebezpieczeństwie.
— Od tej pory jestem o tym przekonany, nawet jeśli nie mam najmniejszego pojęcia, jak zamierzają go zabić.
Jedno jest pewne: chcą pańskiej skóry.
Proszę spojrzeć!
Wyjął z kieszeni okrągły przedmiot, który przypominał ze garek z czarnego metalu.
— Oto małe elektroniczne cudo! — powiedział.
Malko wziął przedmiot do ręki.
Był pogięty i dosyć ciężki.
— Co to jest?
— Moi ludzie znaleźli to w szczątkach forda galaxy — wyjaśnił generał.
To jest elektroniczna „pluskwa”, która pozwala ustalić położenie samochodu.
Oto dlaczego izraelski apache mógł wystrzelić rakiety z taką dokładnością.
Jego urządzenia śledziły pański samochód na ekranie.
Gdybyście zostali w aucie, już byście nie żyli.
Śmigłowiec was nie widział, namierzył tylko samochód.
— Co można teraz zrobić? zapytał Malko.
— Przede wszystkim, zachować ostrożność.
Nie spotkam się już z panem w moim biurze.
Następnym razem zobaczymy się gdzie indziej, w miejscu, które jeszcze nie zostało „zainfekowane”…
— Ma pan sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej o Marwanie Rażubie?
— Być może — uśmiechnął się generał.
— Wkrótce się tym zajmę.
Jak będę coś wiedział, zawiadomię pana.
Szlomo Zamir dusił się ze złości.
Odkąd zajmował się organizowaniem zamachów, po raz pierwszy jeden z nich się nie udał.
Jednak od strony technicznej wszystko potoczyło się dobrze, za wyjątkiem niewielkiego błędu śmigłowca, który miał trafić w cel pierwszą rakietą.
Dzięki podsłuchowi Szlomo do wiedział się prawie natychmiast o niepowodzeniu operacji i już zaczynał myśleć o konsekwencjach.
Wszystko było jasne: siedział na beczce prochu.
Ponieważ nie kontrolował sytuacji, plan „Gog i Magog” nie mógł być jeszcze zrealizowany.
Musiał odwlec jego zakończenie o kilka dni.
Nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby agent CIA nie przebywał w Gazie, wyposażony we wskazówki, które wystarczały — jeśli dobrze poprowadzi swoje śledztwo — aby uniemożliwić całą operację.
Dlatego jedynym sposobem, by tak się nie stało, było wyeliminowanie Malko Linge.
Bez sentymentów.
Zresztą miał zielone światło z Jerozolimy dla tej operacji.
Światło, które nadal migotało.
Nie można było powtórzyć ataku apache’a.
zbyt rzucał się w oczy.
Tsahal musiał opublikować komunikat wyjaśniający, że chodziło o unieszkodliwienie groźnego terrorysty.
Trzeba było znaleźć inny sposób i Szlomo go znalazł.
Trochę uspokojony, troskliwie wyprostował łapy swojego czerwonego psa i postawił go na biurku.
Szlomo Zamir niełatwo się zniechęcał, poza tym miał poparcie swoich przełożonych.
Agent Malko Linge musiał zostać wyeliminowany.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jamal Nassiw, wciśnięty w poduszki swojego opancerzonego mercedesa 560, patrzył kątem oka na znikające za oknem ostatnie lepianki obozu dla uchodźców el Szati, utrząsany jak ulęgałka na marnej nawierzchni drogi.
Trzy mercedesy jechały drogą nadbrzeżną na północ.
Kilka minut później Nassiw zobaczył po jej prawej stronie „piramidę”, ultranowoczesną siedzibę swojego rywala, generała Atepa el Husseiniego.
Wznosiła się dumnie, górując nad drogą jak twierdza krzyżowców.
El Husseini był nie do ruszenia, należał do starej gwardii OWP, do grona tych, którzy przyłączyli się do Jasera Arafata w latach siedemdziesiątych.
Szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa był w marnym nastroju.
Właśnie teraz, kiedy umówił się na nowy seans wytchnienia z Leilą el Mugrabi, jeden telefon Jasera Ara fata brutalnie zburzył jego plany.
Do Gazy przybyła mała, tajna delegacja z Izraela, pod przewodnictwem Omri Szarona, syna premiera.
Izraelczycy chcieli, żeby Jamal Nassiw we własnej osobie spotkał się z nimi w motelu al Wahah, gdzie goście przesiadali się do palestyńskich samochodów.
Zabierał ich zwykle stamtąd jeden z zastępców Nassiwa, jednak nawet szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa nie mógł sprzeciwić się woli Arafata.
Trzy samochody zwolniły: było już widać motel.
Jamal Nassiw podróżował w ten sposób nie po to, by zwracać na siebie uwagę, lecz z ostrożności, żeby nie było wiadomo, w którym z pojazdów akurat się znajduje.
Jeden z jego ludzi podniósł szlaban zagradzający drogę prowadzącą do motelu i z głośnym piskiem opon konwój pojechał w kierunku morza.
Odzyskując swoją pychę, Jamal Nassiw energicznie wysiadł z samochodu, ubrany w polo z szarego jedwabiu schowane pod marynarką z błękitnego kaszmiru.
Dwa mercedesy z żółtą rejestracją stały już zaparkowane przed motelem.
Drzwi jednego z nich otwarły się i ukazał się silnie zbudowany mężczyzna, z rzadkimi włosami i ciężką szczęką, ubrany w coś w rodzaju beżowej kanadyjki i w bez kształtne spodnie.
Puls Nassiwa zaczął bić jak szalony.
Co tu robi Szlomo Zamir?
Nigdy dotąd nie zajmował się tajnymi rokowaniami.
Był jego najważniejszym partnerem z Szin Bet.
We wszystkich nietypowych sprawach, oficjalnych i innych.
To on przekazał Nassiwowi w 1996 roku listę człon ków Hamasu, których trzeba było zlikwidować za wszelką cenę, mierząc według kryteriów izraelskich.
Na rozkaz Abu Amara szef służby prewencyjnej aktywnie współpracował z Izraelczykami przy unieszkodliwianiu głównych pirotech ników Brygad Ezzedina al — Kassam.
Od tego czasu wiele wody upłynęło i wzajemne stosunki się ochłodziły.
Lecz za każdym razem, gdy Nassiw wybierał się do Tel Awiwu, jadł obiad lub kolację ze Szlomo Zamirem.
Gdy agent Szin Bet przyjechał, by zażądać od niego małej przysługi w związku z aktami sprawy Marwana Rażuba, szef służby prewencyjnej nie był zaskoczony.
Izraelczyk podszedł do niego z wyciągniętą ręką.
— Salam alej kum. Chociaż z pochodzenia był polskim Żydem, świetnie znał arabski, którego nauczył się jednocześnie z hebrajskim.
— Alejkum salam — automatycznie odpowiedział Jamal Na ssiw.
Izraelczyk zmiażdżył mu dłoń jak w imadle, ciągnąc go jednocześnie do swojego samochodu.
Jego szare oczy przypominały krzemienie.
Powiedział głosem powolnym i głębokim:
— Muszę panu coś wyjaśnić.
To ja zażądałem, żeby pan tu przyjechał.
Jamal Nassiw spojrzał w stronę swojej ochrony osobistej.
Oficjalnie wyrzucił z Gazy agentów Szin Bet i CIA, w odpowiedzi na gwałtowną reakcję Izraelczyków na nową intifadę, gdy Jaser Arafat wydał rozkaz zwolnienia bojowników Hamasu, którzy jeszcze przebywali w więzieniu.