Ledwie wysiedli, znów ruszył z miejsca i pojechał do biura.
Nagle olśniła go myśl, że mówiąc „tak” Szlomo Zamirowi, przeszedł do jego obozu.
Taka zgoda musiała zostać wydana na samej górze.
W głębi duszy Nassiw wiedział, że w tej sprawie służy Izraelowi, a nie Autonomii Palestyńskiej, ale nie potrafił się zdecydować, by postawić krzyżyk na swoich kwitnących interesach, poza tym chodziło przecież tylko o podrzędnego agenta CIA, który nie był nawet Amerykaninem.
Kiedy znalazł się w biurze, od razu wezwał sekretarkę i po lecił:
— Proszę mi przysłać Raszida.
Był to bezpośredni zastępca Nassiwa, odpowiedzialny za szczególnie „delikatne” zadania i za fizyczną eliminację przeciwników wskazanych przez Abu Amara.
Raszid Daud wszedł do biura pięć minut później, ubrany w kurtkę, rozpiętą koszulę i dżinsy.
Szczupły, czterdziestoletni mężczyzna, niezbyt mocno zbudowany.
Niepokoiło tylko jego nieruchome spojrzenie.
Za każdym razem, kiedy znajdował się twarzą w twarz z tym człowiekiem, Jamal Nassiw czuł się źle.
W razie potrzeby Raszid mógłby zabić bez skrupułów swojego najlepszego przyjaciela.
Zabijał wszystkich: mężczyzn, kobiety, starców, Izraelczyków, Palestyńczyków.
W ten sposób pełnił swoją służbę w Fatah Hawks, gdzie okrucieństwo było jednak cechą raczej powszechną.
— Potrzebujesz mnie? — zapytał, siadając.
— Tak — powiedział Nassiw.
— Nikt nie może się dowiedzieć, o tym, co ci teraz powiem.
Wracając z al Wahah przygotował sobie w miarę przekonującą historię, którą zamierzał teraz „sprzedać” Raszidowi, by uzasadnić to, czego chciał od niego zażądać.
Trzeba było dzia łać szybko.
Znał Izraelczyków: niczego nie dawali za darmo.
Gdyby poczuli się zdradzeni, zaatakowaliby bez uprzedzenia.
Leżąc nago u boku Leili el Mugrabi na wspaniałym, hol lywoodzkim łożu Claude’a Dalie, Jamal Nassiw pogrążył się w czarnych myślach.
Mógł nadrobić stracone poranne spotkanie i zaznać trochę wytchnienia po rozmowie z Raszidem Daudem, lecz po raz drugi z rzędu jego pożądanie się ulotniło.
Przyjaciółka rzuciła mu ironiczne spojrzenie. Potem pochyliła się nad nim czule.
— Te papiery z ostatniego razu znowu cię niepokoją?
— Tak, to musi być to — mruknął pod nosem Palestyńczyk.
Odkąd wydał polecenia Raszidowi Daudowi, tańczył na wulkanie, mimo że ten nie robił żadnych uwag.
Nassiw wie dział, o co naprawdę chodzi: cierpiał na impotencję, ponieważ bał się, że przekroczył czerwoną linię, oddzielającą kompromis od zdrady.
Jakby czytając w jego myślach, Leila powiedziała nagle:
— Wydaje mi się, że coś przede mną ukrywasz.
Zdobył się na odwagę.
— Tak. To prawda.
Lecz sprawa jest na tyle delikatna, że bo ję ci się o tym powiedzieć.
Spojrzał na nią z niepokojem.
Leila uśmiechnęła się.
— Spałeś z Suhą i boisz się, że Stary się o tym dowiedział?
Roześmiał się z ulgą.
Jaser Arafat był w złych stosunkach z żoną, nie było to dla nikogo tajemnicą.
Wysłał ją do Paryża, pod pretekstem, że będzie tam miała lepsze życie, lecz wszyscy wiedzieli, że to małżeństwo było dalekie od ideału.
Kiedy czasem przychodzili jednocześnie do swojego domu, ona spała na górze, a on na dole.
— Nie, nie w tym rzecz — zaprzeczył.
Ośmielony opowiedział Leili tę samą historię, którą wymyślił na użytek Raszida Dauda:
odkrył, że człowiek przysłany przez szefa rezydentury CIA w Tel Awiwie, był w rzeczywistości agentem Szin Bet, który przyjechał do Gazy, by podjąć na nowo działania przeciwko Hamasowi.
Nassiw zdecydował, że trzeba go zlikwidować, obawia się jednak, że będzie miał kłopoty z Amerykanami.
Leila potrząsnęła czarnymi lokami.
— Nie. Jeśli starannie przygotowałeś tę operację, dobrze zrobiłeś.
Izraelczycy są naszymi wrogami i będą nimi zawsze.
Udało się, Leila uwierzyła w historię, która pomijała prawdziwą rolę Izraelczyków.
Nassiw uśmiechnął się roztargnionym uśmiechem.
Uwagi przyjaciółki musiały go uspokoić, ponieważ czuł, że wersja wydarzeń, którą „sprzedał” Raszidowi, była logiczna.
Zastanawiał się jednak, jak zareagowałaby młoda kobieta, gdyby dowiedziała się prawdy.
Wyczuwając jego niepokój, Leila pochyliła się nad podbrzuszem kochanka.
Gdy poczuł, jak jej usta obejmują jego członek, pożądanie w końcu w nim się obudziło.
Przecenił jednak swoje możliwości.
Szare i zimne oczy Raszida Dauda wciskały się pomiędzy niego i Leilę.
Naprężony penis opadł…
Leila próbowała jeszcze przez jakiś czas go ożywić.
Jednak instynkt podpowiedział jej, że traci czas.
Delikatnie przerwała swoje starania i powiedziała:
— Nic się nie stało.
Zobaczymy się jutro.
Przeklinając Izraelczyków, szef Prewencyjnej Służby Bez pieczeństwa ubrał się, prosząc Boga, by następne spotkanie dało lepsze efekty.
Teraz pozostało mu już tylko wrócić do żony i dzieci.
W melancholijnym nastroju Malko jadł śniadanie w sali restauracyjnej na parterze Commodore, skąd rozciągał się widok na zawsze puste morze.
Od dwóch dni nie miał żadnej wiadomości od generała el Husseiniego.
Poprzedniego wieczora kochał się jeszcze z młodą australijską dziennikarką, lecz resztę czasu spędził bezczynnie.
Fajsal Balaui pozbawiony swojego forda wcale się nie pokazywał, telefonując mimo wszystko regularnie, by się dowiedzieć, czego Malko potrzebuje.
Nie mógł nawet zadzwonić do Jeffa O’Reilly, który zapewne nie wiedział o próbie zabójstwa, którego ofiarą miał paść jego agent.
Jedyną nadzieję Malko pokładał w generale el Husseinim.
Stukot obcasów kazał mu podnieść głowę.
Młoda kobieta wysiadła z windy i zbliżyła się do jego stolika.
Początkowo myślał, że przyszła zjeść tu śniadanie, lecz za trzymała się przy nim z uśmiechem.
— Czy nazywa się pan Malko Linge?
— Tak, Podała mu rękę.
— Jestem Amina Jawal.
Przyszłam zobaczyć się z panem z polecenia Fajsala Balaui.
Należę do LFWP. Dzisiaj o szóstej wieczorem mamy spotkanie w plenerze.
Chcielibyśmy, żeby wziął pan w nim udział, a potem spotkał się z niektórymi z naszych przywódców.
Brakuje nam wielu rzeczy, a pan, zdaje się, jest przedstawicielem UNWRA.
Może mógłby pan nam po móc? Możemy tu po pana przyjechać.
— Jeśli będę mógł pani pomóc, będę zachwycony — zapewnił Malko, któremu zależało na zachowaniu pozorów.
Młoda Palestynka posługiwała się nieco szkolnym angielskim, lecz była urocza, ubrana skromnie w kostium z plisowaną spódniczką.
LFWP był jednym z ruchów palestyńskich chrześcijan, bardzo aktywnych w latach siedemdziesiątych.
Ich przy wódca, stary i schorowany Georges Habasz, nie miał już zupełnie siły, więc ruch stracił bardzo na znaczeniu.
LFWP związał się z Arafatem, którego kiedyś zwalczał…
— Jak pani mnie znalazła? — spytał Malko, trochę zdziwiony.
Uśmiechnęła się.
— Zapytałam w recepcji. To proste.
Jest tylko dwóch gości w Commodore.
Chyba jest pan jedynym obserwatorem reprezentującym instytucję międzynarodową.
A zatem, czy przyj dzie pan wieczorem?
Jeśli pan chce, zabiorę pana z hotelu około piątej.
Potem zorganizuję panu spotkanie z naszym kierownictwem.
— Jeśli będę mógł, przyjdę z przyjemnością — obiecał Malko.
— Dziękuję.
Podała mu rękę i znikła tak samo, jak się pojawiła.
Malko był tylko trochę zdziwiony: palestyńscy chrześcijanie byli o wiele swobodniejsi niż pozostali Palestyńczycy, dlatego wiele kobiet walczyło w ich szeregach bez kompleksów.
Tak jak słynna Leila Khaled, pierwsza kobieta, która uprowadziła samolot.
Zdecydował, że jeśli nie zdarzy się nic nowego, pójdzie na tę manifestację, sprawdziwszy wcześniej, czy Fajsal wie o tej propozycji.
Było to zabawniejsze, niż tkwić tu bezczynnie w oczekiwaniu na telefon.
Poza tym Amina Jawal była urocza.