Выбрать главу

System legitymacji VIP pozwalał oddzielić „dobrych” Pale styńczyków od „złych.” Major Rażub należał do tych pierwszych.

Wystawione dla garstki palestyńskich osobistości legitymacje VIP, pozwalały w normalnych warunkach wjeżdżać do Izraela bez narażania się na szykany, jakie spotykały zwyczajnych Palestyńczyków.

Legitymacja VIP 1 uprawniała do przejazdu z kierowcą i służbową bronią, VIP 2 — tylko z samochodem, a VIP 3 — bez własnego auta.

Marwan Rażub, major palestyńskiej Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa, pracował w sekcji, która najczęściej współpracowała z Szin Bet i CIA przy likwidowaniu ekstremistów z Hamasu.

Dlatego często spotykał się z agentami CIA, którzy przyjeżdżali do Gazy po informacje, a dzięki temu, że znał angielski, zajmował stanowisko oficera łącznikowego, odpowie dzialnego za kontakty między jego sekcją a CIA.

Kiedy izraelski sierżant się upewnił, że nazwisko palestyń skiego majora figuruje na liście VIP-ów, nie robił żadnych uwag, oddał Rażubowi legitymację i rozkazał:

— Niech pan wprowadzi samochód na kanał.

Palestyńczyk wsiadł do swojego wozu terenowego i ustawił go nad kanałem, żeby można było zbadać podwozie.

Trzej żołnierze rozpoczęli drobiazgową kontrolę — zaglądali pod maskę silnika i we wszystkie inne miejsca, które mogły posłużyć za schowek.

Ich obsesją był tajny przerzut materiałów wybuchowych do Izraela.

Marwan Rażub czekał spokojnie, patrząc na ziemię obieca ną, a jednak mało pociągającą, widoczną po drugiej stronie baraku przeznaczonego do kontroli VIP-ów, chronionego przez następną blokadę.

Chciał jak najszybciej znaleźć się w Tel Awiwie, z dala od dusznej atmosfery Strefy Gazy.

Przed 1948 rokiem miasto Gaza było skromną osadą zbudowaną w pustynnym krajobrazie, zamieszkaną tylko przez kilku Beduinów.

W latach 1948-1949 dwieście tysięcy uchodźców opuściło Palestynę po utworzeniu nowego państwa żydowskiego i przybyło na tę monotonną równinę.

Za ich przykładem poszło wielu innych Palestyńczyków, zamieniając terytorium o powierzchni czterech tysięcy kilometrów kwadratowych, kiedyś znajdujące się pod protektoratem egipskim, w getto, w którym stłoczyło się milion dwieście tysięcy ludzi.

Jedyne getto świata z widokiem na morze, ponieważ do Strefy Gazy należy czterdzieści kilometrów wybrzeża.

Ten miniaturowy pasek ziemi nie był nawet w całości własnością Palestyńczyków!

Pięć tysięcy osadników żydowskich zajmowało prawie 40% Jego powierzchni, wliczając w to połowę wybrzeża i zużywało 80% słodkiej wody, żyjąc pod osłoną drutów kolczastych pod napięciem, poza tym nad ich bezpieczeństwem czuwały setki żołnierzy.

W tym kłębowisku urazy i nędzy osiedlił się po zawarciu po rozumień w Oslo Jaser Arafat i władze Autonomii Palestyńskiej.

Przez kilka miesięcy panował nastrój względnego zadowolenia.

Nowoczesne budynki ze szkła i stali wyrastały jak grzyby po deszczu, mnożyły się najnowsze modele samochodów.

Ludzie odzyskiwali nadzieję.

A potem, wraz z wybuchem drugiej intifady, nastroje opadły.

Odcięci od świata, pozbawieni możliwości wyjazdu do pracy w Izraelu, nękani tysiącami szykan ze strony Izraelczyków, którzy „pokroili” mikroskopijne terytorium Gazy na wiele kawałków, mieszkańcy Strefy mogli tylko, z braku innych możliwości, podgrzewać po trochu swoje frustracje.

Wjazd do Strefy z rejestracją izraelską nie był bezpieczny…

Palestyński major przejechał około 100 metrów pustą drogą dojazdową, łączącą się z drogą numer cztery i stanął.

Przyszła pora by sięgnąć po telefon komórkowy sieci Orange, która nie miała zasięgu w Strefie Gazy.

Gorączkowo wystukał z pamięci numer i czekał z bijącym sercem.

— Halo — powiedział po czwartym sygnale kobiecy głos.

— Ilona?

— Da!

— To ja, Marwan, właśnie przekroczyłem granicę w Erezie.

— Marwan that s a good news.

You ‘re coming to Tel — Aw?1 Śpiewny angielski rosyjskiej cali girl wlał w żyły Palestyń czyka porcję adrenaliny, która pozwoliła mu zapomnieć o wszystkich codziennych kłopotach.

Życie w Gazie z pewnością nie było zabawne.

Ze względu na fanatyków z Hamasu sprzedaż alkoholu była właściwie zabroniona.

Przed al Deira, jedynym hotelem, w którym go jeszcze sprzedawano, od czasu, gdy w imieniu islamu brodaci mężczyźni podpalili inny lokal, który się na to odważył, zawsze stał wóz pancerny.

Jeśli chodzi o seks, było tutaj kilka egipskich prostytutek, przemyconych przez Beduinów, lecz były one grube, horrendalnie drogie i apatyczne.

Poza tym w Gazie wszyscy się nawzajem szpiegowali, dlatego Marwan Radżub musiał być bardzo ostrożny.

Przy pierwszym wybryku, Harnaś, któremu zrobił wiele złego, mógłby go publicznie skompromitować.

Jego żona miała dobrą sposobność, by rzadko wychodzić z ich apartamentu, który znajdował się pod mieszkaniem szefa służby prewencyjnej, w nowoczesnym budynku przy Al Ouods Street, w odległości rzutu kamieniem od „posiadłości” Jasera Arafata.

On jednak musiał się mieć na baczności.

— Oczywiście — powiedział.

I mam nadzieję, że zjemy razem kolację.

Będę w mieście koło siódmej, inszallah.

— W Sheratonie?

Dlatego major Rażub uważał za błogosławieństwo niebios możliwość opuszczenia tego getta, dzięki tajnemu porozumieniu zawartemu pomiędzy jego szefem, Jamalem Nasiwem i Jeffem Reilly, który stał na czele rezydentury CIA w Tel Awi — wie.

Co tydzień palestyński major przyjeżdżał do Izraela, by ustnie przekazać niektóre poufne informacje na temat Hamasu.

Oczywiście za zgodą Szin Bet.

Marwan Rażub był zresztą przekonany, że Amerykanie przekazywali wszystkie uzyskane od palestyńskiej służby bezpieczeństwa informacje, jej izraelskie mu odpowiednikowi, Szin Bet.

W każdy czwartek wieczorem palestyński major jechał do Tel Awiwu. Wracał następnego dnia wieczorem, samochodem wyładowanym produktami kupionymi w Izraelu, które w Gazie można było dostać tylko za cenę złota, a przede wszystkim alkoholem: skrzynkę szampana Tattinger można było sprzedać po 300 dolarów za butelkę złotej młodzieży w Gazie.

— Może pan już jechać, kontrola samochodu skończona — powiedział sierżant, podając mu niebieski blankiet, który miał zostawić w następnym check point.

Po drodze major Rażub mu siał się jeszcze zatrzymać w VIP lounge by pokazać paszport i legitymację.

W końcu ostatnia blokada została pokonana, znalazł się w Izraelu.

Wielki parking, na którym w normalnych czasach odwiedzający Gazę zostawiali samochody z żółtymi tablicami rejestracyjnymi. Marwan, jak miło!

Czy jedziesz do Tel Awiwu?

— Oczywiście.

Hotel Sheraton znajdował się przy Hayarkon Street, niedaleko ambasady amerykańskiej, gdzie był umówiony na spotkanie następnego dnia rano.

— OK… powiedziała Ilona.

— Przyjdę około wpół do ósmej; Ciao.

Marwan Rażub przerwał połączenie i ruszył z miejsca, już rozmarzony jak wariat.

Z Iloną miał to, co chciał, za pieniądze.

W dobre dni mógł się kochać z młodą Rosjanką trzy razy w czasie krótkiego pobytu, za pięćset dolarów!

Była doskonale uległa, czasami pełna inwencji i chciwa jak królowa Saba.

Zawsze, kiedy o niej myślał, miał wilgotne ręce.

Rzucił okiem na swój stary zegarek marki Breitling Chronomat, pamiątkę z Europy.

Piąta.

Miał dużo czasu, by dojechać do Tel Awiwu, odległego o mniej więcej sto kilometrów.

Skrupulatnie zapalił światła.