Выбрать главу

Trochę uspokojona, zastanawiała się jednak, dlaczego ją po rwano.

Chociaż obie palestyńskie służby bezpieczeństwa konkurowały ze sobą, konflikty zdarzały się rzadko.

Dwadzieścia minut później samochód zwolnił i Leila zobaczyła długą bramę która się przed nimi otwierała.

Lecz zamiast stanąć naprzeciwko wind, samochód wjechał od razu na długą rampę, prowadzącą do podziemia.

Puls Leili el Mugrabi znowu zaczął bić szybciej. To nie wróżyło nic dobrego.

Nikt nie widział, jak wjeżdżała do „piramidy”.

A zatem, gdyby stąd nie wyszła…

Samochód zatrzymał się w końcu i strażnicy kazali jej wysiąść.

Zobaczyła słabo oświetloną piwnicę z pustymi, betonowymi ścianami, która zrobiła na niej przygnębiające wrażenie.

Poczuła ulgę, gdy porywacze zaprowadzili ją prosto do windy.

Gdy zobaczyła, że goryl naciska na guzik czwartego piętra, krzyknęła z radości: jechała do Atepa el Husseiniego.

Korytarz był pusty.

Nie trafiła do biura szefa Mukhabaratu, lecz do pustego pomieszczenia, do niedokończonej sali konferencyjnej, gdzie nie było nawet telefonu.

Bez pytania przyniesiono jej gorącą herbatę.

Była już zdecydowanie bardziej rozluźniona, kiedy wszedł generał el Husseini, z poważnym wyrazem twarzy i z teczką w ręku.

Usiadł po przeciwnej stronie stołu i, nie częstując jej, zapalił papierosa swoją zapalniczką Zippo z wygrawerowanym orłem.

Następnie położył zapalniczkę przed młodą kobietą, wypuścił kłąb dymu i zapytał spokojnie:

— Wiesz, dlaczego tu jesteś?

Leila el Mugrabi odpowiedziała sucho:

— Nie i uważam to postępowanie za skandaliczne.

Wystarczyło do mnie zatelefonować, przyszłabym.

Generał się uśmiechnął.

— Nie byłem tego pewien.

Bardzo dobrze ukryłaś swoją podwójną grę.

— Jaką?

— Amina Jawal to wyjaśniła.

Potwierdziła to, co wiedziałem od dawna.

Raszid Daud dostał od ciebie rozkaz zlikwidowania agenta CIA, by chronić twoich przyjaciół z Hamasu.

Młoda Palestynka podskoczyła z oburzenia.

— To kłamstwo, nigdy nie rozmawiałam z Raszidem.

— Wobec tego, kto z nim rozmawiał?

Otworzyła usta i natychmiast je zamknęła, pod surowym spojrzeniem el Husseiniego.

— Nie wiem — wymamrotała.

Generał wzruszył ramionami.

— Nieważne! Interesuje mnie zadanie, które powierzył ci Harnaś, a które ty wspaniale wypełniasz.

— Co pan mówi? — zaprotestowała Leila.

— Nie mam nic wspólnego z Hamasem. Przysięgam na Boga.

— Nie przysięgaj — poradził jej generał. — Niepotrzebnie się trudzisz.

Tutaj mam wszystkie dowody.

Poklepał swoją teczkę na dokumenty.

— Moi agenci śledzili cię od dawna.

Spójrz! To są sprawozdania z podsłuchów w miejscu, które dobrze znasz.

Popchnął w jej stronę kilka kartek, które przebiegła wzrokiem.

Kiedy skończyła czytać, była trupio blada.

Zmieniając nagle strategię, rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

— Tak, to prawda. Pracuję dla szejka Jassine, który jest świętym człowiekiem.

Będziemy walczyć, aż do ostatecznego zwycięstwa nad Izraelem.

— Wiesz, że to nie jest oficjalna polityka raisa — zauważył łagodnie el Husseini — lecz ja cię nie potępiam.

Chciałem się po prostu z tobą zobaczyć, zanim przekażę moje informacje Jamalowi Nassiwowi.

Twojemu szefowi i kochankowi.

Myślę, że będzie chciał wiedzieć więcej i poleci Raszidowi, by cię przesłuchał.

— Raszid! Nie mogła powstrzymać krzyku.

Raszid Daud to był praw dziwy koszmar.

W ułamku sekundy zobaczyła siebie w piwnicy, w towarzystwie tego psychopaty, który na pewno skorzystałby z okazji, by ją zgwałcić, upodlić, torturować.

Zmusiłby ją, żeby powiedziała wszystko, co wie na temat Hamasu.

Kochanek nie obroniłby jej.

Jaser Arafat nie ufa Hamasowi, chce go kontrolować, by uniknąć komplikacji i móc zaofiarować wiarygodny pokój Izraelczykom.

Gdyby się dowiedział, że Harnaś przeniknął do jednego z jego najważniejszych systemów bezpieczeństwa, pod nosem człowieka, do którego miał pełne zaufanie, dostałby furii. W Gazie Jaser Arafat sprawował władzę absolutną.

Ludzie byli tym, czym pozwalał im być.

Jamal Nassiw mógł z dnia na dzień, jeśliby rais tego chciał, znaleźć się na samym dole drabiny społecznej.

Albo umrzeć.

Nie zabrakłoby kandydatów z Fatahu, gotowych go zastąpić, zachwyconych, że mogą się pozbyć tego młodego, ambitnego człowieka…

Dlatego kochanek Leili nie kiwnie nawet palcem, by wyrwać ją ze szponów Raszida Dauda.

Generał el Husseini zgniótł w popielniczce papierosa i wstał.

— Chodź, zaprowadzę cię sam na dół.

Leila el Mugrabi siedziała jak przyklejona na swoim krześle, nogi miała całkiem miękkie.

W wielkim gmachu panowała kompletna cisza.

Przez opancerzone szyby ledwie było widać świat zewnętrzny.

Myśli kłębiły się w głowie kobiety.

W końcu jakoś wstała, trzymając się stołu i poszukała wzroku Atepa el Husseiniego.

Przyglądał się jej obojętnie. Przypomniała sobie, co o nim mówiono:

profesjonalista, zimny jak lód, pozbawiony uczuć, uformowany w bezlitosnej szkole komunizmu…

Postąpiła w jego stronę, starając się nadać swojej twarzy szczególnie uwodzicielski wyraz.

Była świadoma swojej władzy nad mężczyznami.

Jeśli zdoła go podniecić, zyska przynajmniej na czasie.

Nagle upadła na kolana i objęła jego uda, z ustami na wysokości brzucha.

— Gotowa jestem zrobić, co pan zechce — wyszeptała błagalnie — tylko nie chcę umierać.

Generał el Husseini stał przez chwilę bez ruchu, a potem powiedział beznamiętnym głosem:

— W takim razie, być może jest coś do zrobienia. Wstań.

Szlomo Zamir tarmosił brutalnie swojego czerwonego psa, pogrążony w czarnych myślach.

Dzięki informacjom z podsłuchu, zebranym na bieżąco w biurze Jamala Nassiwa, od godziny już wiedział, że zamach na agenta CIA się nie udał.

Wiedział również, że szef służby bezpieczeństwa nie ponosił żadnej winy za niepowodzenie akcji.To go jednak wcale nie pocieszało.

Po raz dziesiąty przeczytał wyciąg z podsłuchu, który przy niósł mu Ezra Patir.

Był zawiedziony i zaintrygowany.

Od kilku dni wydawało mu się, że jeden z jego głównych „celów” w Mukhabaracie wie, iż jest podsłuchiwany.

Zebrano tylko banalne informacje, jakby w tej instytucji omawiano teraz wyłącznie sprawy mało ważne.

A przecież było to niemożliwe…

Szlomo miał wrażenie, że nagle stał się ślepy i głuchy.

W chwili, kiedy powinien być najlepiej poinformowany.

Operacja „Gog i Magog” osiągnęła punkt kulminacyjny.

Wszystkietryby machiny były dobrze „naoliwione”, wystarczyło tylko na cisnąć guzik.

Jednak wybór momentu nie zależał od Szlomo Zamira…

Nagle pojawiło się ziarenko piasku, które mogło sprawić, że operacja się nie powiedzie.

W tym przypadku również nie panował już nad sytuacją.

Zaczął się wyścig z czasem.

Czy zdąży unieszkodliwić to ziarenko, zanim ono spowoduje katastrofę jego projektu?

Wiele rzeczy od tego zależało, a on był bezradny w swoim biurze w Tel Awiwie, w odległości stu kilometrów w linii prostej od Gazy.