Выбрать главу

— Kamikadze?

— Nie. Wygląda na to, że nie.

Raczej grupa, która na wszelki wypadek miała „przeniknąć” w szeregi Fatahu.

Nie wiem jednak, dlaczego mieliby tak bardzo zaniepokoić Izraelczyków.

Teraz, kiedy mam już ich nazwiska, każę moim ludziom śledzić każdego z nich, żeby zrozumieć w końcu, o co chodzi.

W ciągu czterdziestu ośmiu godzin spodziewam się dowiedzieć o nich czegoś więcej.

Tajemnica stała się jeszcze bardziej nieprzenikniona.

Zdobyli informacje, które mogły wszystko wyjaśnić, lecz nadal nie wiedzieli, skąd wzięła się zaciekłość Izraelczyków.

— Leila el Mugrabi nie powiedziała panu nic więcej?

— Nie, ona sama raczej nie wiedziała, na czym polega znaczenie tej listy.

Oczywiście uprzedziła członków grupy, że są śledzeni, ale to wszystko.

Malko słuchał generała z wielką uwagą.

Pochyleni nad stołem, w półmroku, pośrodku obszernego, pustego pomieszczenia, przypominali dwóch konspiratorów.

Dziwne spotkanie: dawny agent Stasi i człowiek, który zawsze walczył z komunizmem, po łączeni wspólnym zadaniem.

Historia zatacza dziwne kręgi.

— Ta grupa składa się z mniej więcej 10 ludzi — ciągnął generał.

— Znamy trzech z nich: przyłapaliśmy ich na przemycie broni na małą skalę, lecz nigdy nie byli niepokojeni.

— Nigdy nie organizowali zamachów?

— O ile wiem, nie.

Nie są powiązani z twardym jądrem Hamasu i żaden z nich nie pracował nigdy w Izraelu.

A właśnie tam jest główny teren polowań Szin Bet.

Łatwo można zaszantażować biedaka, grożąc mu odebraniem przepustki, co oznacza dla niego utratę środków do życia.

Zwłaszcza, że na początek Izraelczycy nie żądają niczego wielkiego: chcą informacji niemal oficjalnych.

Jednak kiedy „podmiot” im je dostarcza, dyskretnie go filmują.

Potem jest już łatwym celem: nie może się cofnąć.

Fatah ma specjalną sekcję, zajmującą się ściganiem tych zdrajców.

Nie stają nawet przed sądem.

Raszid Daud sam musiał zlikwidować przynajmniej ze dwudziestu z nich.

— Co robią członkowie naszej komórki?

— Sześciu z nich to bezrobotni.

Jeden pracuje od czasu do czasu jako kierowca autobusu, trzech jest rolnikami, jest też kelner i mechanik.

Malko nadal nie rozumiał, co mogłoby zainteresować Izraelczyków w tej grupie pokojowo nastawionych, żyjących spokojnie młodych ludzi.

— To nieporozumienie — stwierdził. — Nic nie rozumiem.

Generał powiedział beznamiętnym głosem:

— Chyba jest pewien trop, któremu warto się bliżej przyjrzeć.

Jeden z nich, Mehdi al Bajuk, mechanik, pracuje w garażu raisa.

Tętno Malko natychmiast podskoczyło.

— Co tam robi?

— Och, nic wielkiego.

Myje samochody, wykonuje drobne prace, konserwuje, sprawdza ciśnienie w oponach.

Na duże na prawy samochody są wysyłane dwa razy w roku do Jordanii.

Abu Amar nie jeździ dużo.

Mehdi al Bajuk pracował w garażu Mercedesa w Ammanie, ale jego rodzina została na miejscu.

Dogadał się z szefem mechaników, że wróci tutaj za łapówkę.

Nigdy nie było tu z nim żadnych kłopotów.

Nie zbliża się do Abu Amara i nie wiem, co mógłby mu zrobić.

Poza zastrzeleniem go.

Malko zamilkł. To był jakiś ślad.

— Czy pańscy ludzie spotkali się z nim?

— Nie, nie mieli jeszcze czasu.

Lecz nie ma z tym problemu.

Wystarczy pójść do niego, mieszka w dzielnicy al Zitun, w po bliżu Palestine Square, jest żonaty i ma pięcioro dzieci.

Typowy Palestyńczyk.

— Co zamierza pan teraz zrobić? — spytał Malko.

Generał wypił łyk Defendera, sięgnął do kieszeni koszuli po papierosa i zapalił go zapalniczką Zippo, którą następnie starannie schował w małym olstrze, umieszczonym na pasku, obok rewolweru.

— To jest delikatna sprawa — powiedział.

— Załóżmy, że go przesłuchamy.

Jego życie jest czyste, a my nawet nie wiemy czego szukać.

W mojej jednostce nie ma zwyczaju torturowania ludzi.

Ryzykujemy, że jeśli Mehdi al Bajuk ma rzeczywiście coś wspólnego z Izraelczykami, ostrzeżemy go i ich także.

— To prawda — przyznał Malko.

— Cóż więc pan radzi?

— Trzeba go pilnować, nie spuszczać z oka.

Zrobić wywiad wśród jego najbliższych i kolegów z pracy.

W każdym razie nie ucieknie.

Możliwe, że ten sposób trafimy na właściwą drogę.

— Miejmy nadzieję — westchnął Malko.

Brakowało jednego elementu tej układanki.

Nawet jeśli Mehdi al Bajuk został zwerbowany przez Izraelczyków, to co im mógł powiedzieć?

Czy dał im jakieś wskazówki na temat wyjazdów Arafata lub jego otoczenia?

Nie miał dostępu do ważnych informacji.

Ten człowiek nie mógł stać się przyczyną śmierci kogoś takiego, jak Marwan Rażub, ani tego wszystkiego, co się potem stało.

Wobec tego albo byli na niewłaściwym tropie, albo coś im umknęło.

— Pójdę już — oznajmił generał, sprawdzając godzinę na swoim breitlingu chronomat, który nosił na pasku z podniszczonej skóry.

Czy mam gdzieś pana podwieźć?

Malko zamierzał spędzić wieczór z Kyley Cam.

Z pewnością mógłby o tym powiedzieć generałowi, lecz wolał rozdzie lać te dwie płaszczyzny swojego życia.

— Wrócę do hotelu — powiedział. — Kiedy znowu się zobaczymy?

— Za dwa dni.

Potrzebuję czasu, żeby zdobyć jakieś nowe informacje o Mehdim el Bajuku.

Jeśli takowe istnieją.

Zeszli razem i Malko zajął miejsce na tylnym siedzeniu BMW.

obok generała, który wyglądał na znużonego.

— Chyba jest pan zmęczony? — zapytał Malko.

Palestyńczyk uśmiechnął się — Nie bardziej niż zwykle, tylko zastanawiam się, dlaczego Izraelczycy mieliby się interesować człowiekiem takim, jak al Bajuk.

Nie potrzebują go, by śledzić Abu Amara.

— Doszedłem do tego samego wniosku — przyznał Malko.

— Może idziemy fałszywą drogą?

— Inszallah!

— westchnął generał, zatrzymując samochód przy al Rasched Street.

Obiecuję panu, że zrobię wszystko, że byśmy mogli posunąć się do przodu w naszych poszukiwaniach.

Słysząc zgrzyt klucza w zamku, Leila el Mugrabi drgnęła.

Próbowała się odwrócić na bok, żeby zobaczyć, kto przyszedł.

Spodziewała się, że ją nakarmią.

Krew zakrzepła jej w żyłach, kiedy zapaliło się światło i rozpoznała Raszida Dauda, który trzymał w ręku jakieś dokumenty.

Zbliżył się do żelaznego łóżka, do którego była przymocowana.

— Myślę, że przed chwilą powiedziałaś mi prawdę — zaczął.

Głębokie westchnienie ulgi uniosło jej pierś.

To znaczyło, że jej męczarnie dobiegły końca.

— Tak, powiedziałam prawdę — potwierdziła.

Raszid Daud skinął głową.

— Zgoda, lecz nie powiedziałaś całej prawdy.

Leila czuła, że jej mózg tężeje.

Koszmar zaczynał się od nowa.

Usiłowała się ratować, protestując:

— Ależ tak. Powiedziałam wszystko.

Jak zostałam zwerbowana, komu przekazywałam informacje, dlaczego to robiłam.

Jej oprawca twierdząco skinął głową.

— Aiwa.

Lecz ja chciałbym, żebyś mi powiedziała, dlaczego przedwczoraj wieczorem zaglądałaś do tych dokumentów.

Mia łaś już do nich dostęp.