— Niech pan dużo nie spaceruje.
Moi ludzie pilnują pana, ale nigdy nic nie wiadomo.
Jamal Nassiw zapalił szóstego tego ranka papierosa, używając do tego zapalniczki Zippo ze swoimi inicjałami, którą podarował mu w dowód przyjaźni Steve Moscoyitch, dawny szef rezydentury CIA w Tel Awiwie, i znów zaczął bić się z myślami.
Raport Raszida Dauda z zeznań Leili el Mugrabi wprawił go w wielkie zakłopotanie.
Już to, że pracowała dla Hamasu było wystarczająco przykrą niespodzianką.
Zastanawiał się, czy dla tego zgodziła się tak łatwo sypiać z nim.
Był to mocny cios w ego Palestyńczyka.
Lecz ponadto ta dziwka pracowała dla generała el Husseiniego, jego największego rywala.
Odtąd będzie podejrzewał wszystkich.
Jednak nie to było jego największą troską.
Przede wszyst kim Leila także nie umiała wyjaśnić, na czym polegało znaczenie komórki Hamasu odkrytej przez Marwana Rażuba.
Poza tym niepokoiło go milczenie Izraelczyków.
Nie mógł do tej pory zlikwidować agenta CIA, zatem wciąż czekali, że wykona ich polecenie, co nie było wcale pocieszające.
Podszedł do sejfu i po raz dziesiąty wyjął teczkę majora Rażuba, nie licząc wcale na to, że zrozumie, dlaczego Izraelczycy interesowali się tak bardzo maleńką grupką bojowników Hamasu.
Oczywiście, był wśród nich mechanik, który pracował w garażu raisa, lecz zajmował tak podrzędne stanowisko, że mógł szkodzić tylko w bardzo ograniczonym stopniu.
Izraelczycy tropili wprawdzie wszystkie grupki tego rodzaju, lecz nie z taką determinacją, Ludzie Nassiwa nadal śledzili dla niego agenta CIA, z jed nym tylko skutkiem: udało im się potwierdzić, że często spotyka się z generałem el Husseinim.
Sekretarka włożyła głowę w drzwi.
— Muntada na pierwszej linii — oznajmiła.
Podniósł słuchawkę pełen lęku i usłyszał głos jednego ze współpracowników Jasera Arafata, który powiedział krótko:
— Oni wracają dzisiaj. Masz tam być w południe.
Nassiw odłożył słuchawkę, czując, że coś go nagle dławi.
Stało się!
Dostał wiadomość od Izraelczyków!
W taki sam sposób jak ostatnim razem.
Spojrzał na zegarek: jedenasta.
Miał niewiele czasu, by pielęgnować swój lęk.
Przez moment pomyślał o ostatnich chwilach Leili el Mugrabi.
Musiała go przeklinać.
Nie pytał o żadne szczegóły, a kiedy śledztwo dobiegło końca i Raszid Daud zapytał go: „Co mam z nią zrobić?”, odpo wiedział poprostu, nie patrząc na niego: „To, co zwykle.” Pozostał tylko jeden problem.
El Mugrabi byli wpływową, mocno rozrośniętą rodziną.
Od tej pory już nigdy nie będzie mógł spać spokojnie.
Szlomo Zamir przyglądał się spode łba płaskiemu krajobrazowi południowego Izraela.
Pola, kilka fabryk, ziemia spalona słońcem.
Do tego Palestyńczycy spierali się z nimi o tę półpustynię.
Palce świerzbiły go, by zapalić papierosa, lecz nie miał przy sobie żadnego.
Rzadko podlegał tak silnej presji.
Wczoraj w Jerozolimie koordynator operacji „Gog i Magog” powiedział mu, że za wszelką cenę musi uniknąć katastrofy.
Nigdy nie nadarzy się równie dobra okazja…
Łatwiej powiedzieć, niż wykonać.
Od tej pory wciąż roztrząsał w myślach wszystkie warianty wydarzeń.
Istniały tylko złe rozwiązania, niektóre bar dzo złe.
W końcu Szlomo nie wytrzymał i pochylił się w stronę kierowcy.
— Arik, masz papierosa?
Kierowca nie miał odwagi odmówić i podał paczkę Zamirowi, któremu ręce trzęsły się tak bardzo, że dopiero za trzecim razem udało mu się trafić płomieniem jego niezawodnej zapalniczki Zippo w koniec papierosa.
Dym, który wypełnił mu płuca, miał smak miodu.
Przez kilka minut poddawał się kołysaniu samochodu, rozkoszując się odzyskanym nałogiem.
Papieros był tak dobry, że nagle rozjaśniło mu się w głowie i znalazł roz wiązanie swojego problemu!
Wypalił papierosa do samego końca, klnąc się na Boga, że nigdy więcej nie podda się pokusie.
Zbliżali się do Gazy.
Szlomo Zamir zaczął intensywnie myśleć o czekającym go spotkaniu.
Jamal Nassiw poczuł, że nogi prawie ugięły się pod nim, gdy zobaczył ciężką sylwetkę Szloma Zamira, wysiadającego z opancerzonego mercedesa, wciąż w tym samym ubraniu i z poważną twarzą.
Odważnie ruszył mu naprzeciw z wyciągniętą ręką i wymuszonym uśmiechem.
Omir Szaron pił w tym czasie kawę w al Wahah.
— Niech pan wsiada — nakazał Izraelczyk.
Obaj mężczyźni usiedli na tylnym siedzeniu BMW.
Szlomo Zamir nie tracił czasu.
— Nie zrobił pan tego, o co prosiłem — warknął.
— Czy pan wie, że skutki mogą być niezwykle poważne?
Szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa nie odważył się zapytać, dla kogo lecz zaczął się usprawiedliwiać.
— Stało się coś nieprzewidzianego — bronił się.
Najpierw…
Szlomo Zamir przerwał mu w pół słowa zdecydowanym gestem.
Nie miał zwyczaju rozwodzić się nad tym, co minęło.
— Wiem, że próbował pan — rzekł.
— Zapomnijmy o tym. Chcę panu dać okazję do zrehabilitowania się.
W pierwszej chwili jego propozycja wydała się Palestyńczykowi łatwa do przyjęcia.
Jednak kiedy Szlomo przedstawił mu drugą część planu, Jamal Nassiw poczuł, że krew odpływa mu z twarzy.
Nagle zrozumiał wszystko, chociaż brakowało mu jeszcze wielu elementów tej układanki.
Przede wszystkim wiedział teraz, dlaczego Izraelczycy zadali sobie tyle tru du. Nie tylko po to, by zdekonspirować komórkę Hamasu.
Po winien pomyśleć o tym wcześniej.
Teraz naprawdę znalazł się na rozdrożu.
Do tej pory mógł grać na dwa fronty.
Tym razem musiał wybierać.
Wiedział, że gdyby po powrocie do Gazy opowiedział o wszystkim Jaserowi Arafatowi, ten pogratulo wałby mu z głębi serca.
Niestety, miał powody, żeby nic nie mówić.
Szlomo Zamir obserwował Palestyńczyka nieruchomy jak Sfinks.
Przewidział ten atak wyrzutów sumienia.
Jego ręka po wędrowała do kieszeni i wydobyła stamtąd miniaturowy ma gnetofon. Izraelczyk włączył go i położył na kolanach swojego towarzysza.
— Niech pan posłucha — powiedział tylko.
Jamal Nassiw słuchał.
Był to jego głos, nagranie z poprzedniego spotkania.
Dostał od tego gęsiej skórki.
Jeśli ta kaseta wpadłaby w ręce generała el Husseiniego, zostałby rozstrzelany. Izraelczyk lekko się uśmiechnął.
— Nie traćmy czasu!
Proszę zrobić to, co panu kazałem!
Dzisiaj. W drugiej części operacji liczę całkowicie na pana.
I łagodniejszym głosem dodał:
— Tym razem nie może się nie udać.
Jamal Nassiw wysiadł z BMW z uczuciem, że wymknął się wampirowi.
Zupełnie rozstrojony wsiadł do swojego auta, gdzie czekali już na niego izraelscy goście i natychmiast zapalił papierosa, żeby wykręcić się od rozmowy. Zawód zdrajcy nie był łatwy.
Chcąc się pocieszyć, pomyślał, że wszystko można by zakończyć w ciągu kilku godzin.
A przy tym miałby prawo do wdzięczności raisa, a także Izraelczyków.
Mogła to być jego godzina chwały.
Generał el Husseini drgnął, słuchając raportu swojego agenta, wyznaczonego do śledzenia tajemniczej komórki Hamasu.
Nie wierzył własnym uszom.
— Zbiry Jamala Nassiwa właśnie zaczynają ich wszystkich aresztować!