Выбрать главу

— oznajmił jego podwładny.

— Co się dzieje? Niewiarygodne!

Kiedy Mukhabarat od czterech dni bardzo się starał, by nie zaalarmować członków tej małej grupki, Prewencyjna Służba Bezpieczeństwa pojawiła się jak słoń w składzie porcelany i wywracała do góry nogami całe śledztwo.

El Husseini znał bojowników Hamasu: bardzo trudno było ich zmusić do mówienia. Poza tym, wymkną mu się ostatecznie.

Nie będzie sposobu, by ich wyrwać z łap Raszida Dauda.

Cała jego praca poszła na marne.

Zapalił papierosa, blady z wściekłości.

To nie mógł być przypadek.

Czy Jamal Nassiw chciał, by jemu przypadł cały splendor za zniszczenie siatki Hamasu?

Było to mało prawdopodobne.

— Bardzo dobrze — powiedział generał.

— Sprawdź nazwiska aresztowanych.

Jutro zobaczymy, co się dzieje.

Dwa czarne mercedesy szybko minęły izraelski check point oddzielający strefę A od strefy C i pomknęły w kierunku Jerozolimy.

Żołnierz Tsahal przyglądał się im ciekawie, gdy go mijały.

Codziennie po zapadnięciu nocy te limuzyny przyjeżdżały z Izraela i jechały bocznymi drogami w kierunku Ramalli.

Przeważnie towarzyszyło im dyskretnie auto pełne agentów Szin Bet: można ich było poznać po wysportowanych sylwetkach, krótko ostrzyżonych włosach i uzi — z magazynkami połączo nymi po dwa taśmą klejącą — które trzymali w rękach.

Na tylnym siedzeniu pierwszego samochodu dwaj mężczyźni rozmawiali przyciszonymi głosami, chociaż od kierowcy oddzielała ich gruba szyba.

— Jeszcze jeden mały wysiłek i będzie koniec — powiedział pierwszy.

Jego towarzysz, jeden z doradców premiera, nie był w na stroju równie optymistycznym.

— To nic pewnego.

Boi się i domyśla, że nie informujemy go o wszystkim.

Jeśli kiedyś zacznie mówić…

— No way — zapewnił jego rozmówca.

— Za bardzo się zaan gażował.

Będziemy umieli mu o tym przypomnieć.

Poza tym nie prosimy go o nic wielkiego…

Tylko o złożenie podpisu pod dokumentem.

My zrobimy resztę. A on będzie zwycięzcą.

Doradca wydął wargi.

— Jak Beszir Gemajel!

Dopóki nie wyschnie atrament. Nie czuję tej sprawy.

Trzeba będzie z tego zrezygnować, tak czy inaczej.

Nie mamy wyboru — uciął drugi.

Ten człowiek jest naszą największą szansą.

Myślę, że to jest wspaniały pomysł.

Dawniej często przeprowadzaliśmy takie operacje — dodał z nutką nostalgii…

Był starym agentem Mosadu, który twierdził, że agencja wywiadu zagranicznego od pewnego czasu straciła swoją skuteczność.

Człowiek, z którym spotkali się właśnie w Ramalli, był dawnym „klientem” jednej z ich ekip. Przestali rozmawiać: dojeżdżali do Jerozolimy.

Drugi mężczyzna pochylił się w stronę kierowcy:

— Proszę nas zawieźć do biura premiera.

Ariel Szaron żądał, by godzina po godzinie informować go o tym, jak przebiega na wszystkich płaszczyznach operacja „Gog i Magog”.

Tym razem zbliżali się do końca.

Tyle, że znajdowali się w położeniu konstruktorów pojazdów kosmicznych, którzy dopiero po starcie rakiety będą wiedzieli, czy wszystkie ich rachuby były słuszne.

Mężczyźni stali rzędem pod ścianą, z rękami związanymi z tyłu, na plecach i z nogami skrępowanymi w kostkach.

Ludzie Raszida Dauda zabrali ich do podziemia natychmiast po are sztowaniu. Tu znaleźli się w „cywilizowanym kraju”: bez ad wokata, bez rodziny, bez kontaktu ze światem zewnętrznym.

Od czasu zatrzymania zwyczajnie i ostatecznie zniknęli, jakby zostali wysłani na Marsa…

Ostry zapach potu i strachu, zmieszany z mdłym odorem krwi, chwytał za gardło.

Dwóch zbirów Raszida Dauda zaczęło podstawowe przesłuchanie, aby ustalić ich tożsamość, za po mocą mocnych ciosów w twarz, obelg i kopniaków.

Po to by ich oswoić z nowymi warunkami.

Z piwnic służby prewencyjnej rzadko udawało się wyjść w dobrym stanie.

Przesłuchania często odbywały się w nocy, kiedy w biurach nie było już nikogo, a w budynku zostawali tylko ludzie z wewnętrznej służby bezpieczeństwa.

Drzwi się otworzyły i wszedł Raszid Daud, a za nim jego szef.

Jamal Nassiw. Policjanci starali się ukryć zaskoczenie.

Nigdy nie widzieli szefa w piwnicy.

Wrażliwy z natury, unikał tych widowisk i nigdy nie oglądał oskarżonych.

Nawet po śmierci.

Zauważyli, że Nassiw ma oczy nabiegłe krwią i nie idzie całkiem prosto: pił.

Raszid Daud zatrzymał się przed pierwszym więźniem, starszym mężczyzną obdarzonym wspaniałą, siwą brodą.

Dla zabawy chwycił go za brodę i zaczął ciągnąć.

— Trzeba będzie cię ogolić!

— powiedział. — Tutaj nie lubimy brodaczy.

Więzień rzucił mu pełne nienawiści spojrzenie i warknął:

— Zabierz swoje niegodne ręce od mojej świętej brody!

Al lach Akbar.

— Pies! — wybuchnął Raszid Daud.

Wymierzył mu pierwszego kopniaka w brzuch.

Brodaty mężczyzna upadł na bok, a Raszid kopał go, aż do chwili, gdy poczuł ból w udach.

Jego ofiara już dawno przestała się ruszać, leżąc w kałuży krwi, wciąż powiększającej się wokół zmasakrowanej głowy mężczyzny.

Daud odwrócił się i powiedział do swoich ludzi:

— Mokhtarem, tym, co tu leży, zajmę się sam.

Zabierzcie go na taboret.

O pierwszej po południu dostał rozkaz, by zatrzymać wszystkich członków małej grupki Hamasu.

O piątej byli już w więzieniu.

Zadanie nie było trudne: znalazł ich wszystkich w pracy albo w domu.

Ponadto Prewencyjna Służba Bezpieczeństwa nie potrzebowała żadnego sądowego nakazu zatrzymania, co bardzo ułatwiało jej pracę…Jamal Nassiw kazał zacząć przesłuchania tego samego dnia — zamiast najpierw przegłodzić trochę zatrzymanych, a potem „zmiękczyć” ich za pomocą kilku mocnych batów — i oświadczył, że weźmie w nich udział.

Z listą zatrzymanych w ręku, Jamal Nassiw zapytał na boku:

— Który nazywa się Mehdi al Bajuk?

— Ja — odpowiedział mężczyzna lat około czterdziestu.

w niebieskiej, roboczej bluzie, raczej łysy.

lecz mocno zbudowany.

— Zabierzcie go do czwórki — rozkazał Nassiw.

Cela numer cztery była pokojem do przesłuchań.

Dwaj po licjanci zmusili więźnia, by wstał i wyprowadzili go na ze wnątrz.

Szef Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa szedł tuż za nimi.

— Posadźcie go!

— rozkazał, kiedy już wszyscy znaleźli się w celi.

W środku nie było nic, oprócz przypominającego warsztat stolarski roboczego blatu i magnetofonu kasetowego, stojącego na taborecie.

Dwaj ludzie powlekli Mehdiego al Bajuka do blatu, otworzyli na całą szerokość szczęki imadła, które było do niego przymocowane i ciągnąc więźnia za włosy, zmusili go, by się schylił, a wówczas umieścili jego głowę w imadle.

Kiedy głowa już się tam znalazła, jeden z policjantów nacisnął na metalowe ramię urządzenia, wprawiając w ruch śrubę bez nakrętki i szczęki imadła zbliżyły się, unieruchamiając więźnia.

Mehdi al Bajuk wrzasnął, gdy metal zmiażdżył chrząstki je go uszu.

Drugi policjant natychmiast włączył kasetę i rytmiczne dźwięki urzekającej orientalnej muzyki wypełniły pomieszczenie.

Policjant wyszedł.

Jamal Nassiw stanął nieruchomo naprzeciwko więźnia i za pytał:

— Wiesz, dlaczego zostałeś zatrzymany?

Mężczyzna wydobył z siebie niezrozumiałą odpowiedź.