Mażida rzeczywiście wyglądała bardzo źle.
Obok niej na ziemi stały dwa białe, prostokątne pudełka z napisem Durogesic. Lekarstwa.
Malko podniósł jedno z nich i obejrzał.
Dziewczyna wyciągnęła wychudzoną rękę, jakby chciała mu wyrwać specyfik, czujna jak zwierzę, które broni swojego pożywienia.
Oddał jej lekarstwo.
Matka zaczęła lamentować jeszcze bardziej.
Generał wyjaśnił:
— Dziewczyna boi się, że zabierzemy plastry, które przynoszą jej ulgę.
Przykleja je na skórę i wtedy mniej cierpi.
Wyciągnięta na materacu Mażida nie ruszała się, ściskając w ręku pudełko, które Malko chciał obejrzeć.
Zawstydzony, że naruszył tę biedną intymność, wycofał się z pokoju.
— Na co jest chora? — zapytał.
— Na raka — odpowiedział el Husseini, po spytaniu matki dziewczyny.
— Bardzo cierpi.
Bóg szybko zabierze ją do siebie.
Typowa, fatalistyczna postawa biedaków.
W Trzecim Świe cie ludzie nadal umierają bardzo młodo.
Policjant, skrępowany, patrzył w ziemię.
To ubogie domostwo w niczym nie przypominało kryjówki terrorystów.
Generał el Husseini i Malko porozumieli się wzrokiem.
Nie mieli tu już nic do roboty.
Trochę później, w samochodzie, który wiózł ich do hotelu, Malko nagle o czymś pomyślał.
— Panie generale — zapytał — czy zna pan jakiegoś lekarza ze szpitala w Gazie?
— Nie, osobiście nie znam.
A dlaczego?
— Obok łóżka tej dziewczyny stały dwa pudełka Durogesicu.
Na opakowaniu był napis: morfina aplikowana przez skórę.
Są to zatem plastry z morfiną, które pozwalają, w przypadku długiej choroby, na podawanie lekarstwa bardziej regularnie niż zastrzyki.
Chciałbym wiedzieć, czy można je dostać w Gazie?
— Zapytam w Alshefa Hospital — powiedział generał.
Wydał polecenie swojemu ochroniarzowi, który natychmiast sięgnął po telefon komórkowy.
Kiedy dojechali do Commodore, jeszcze nie było odpowiedzi.
Generał pojechał dalej, do swojej kwatery głównej, zostawiając Malko z policjantem, który przez cały czas próbował się skontaktować z kimś, kto mógłby udzielić agentowi CIA odpowiedzi na jego pytanie.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy policjant dodzwonił się i oddał swoją komórkę Malko.
— This is doctor al Fuakher.
Hę speaks English.
Malko wziął telefon, przedstawił się i zadał pytanie.
Zapewne policjant z Mukhabaratu powołał się na swoją funkcję, gdyż doktor od początku był chętny do współpracy.
— Nie mamy niestety tego lekarstwa — powiedział — znam jednak dobrze Durogesic.
Jest to płynny fentanyl, podawany pacjentom w plastrach w kształcie jaja, z których substancja aktywna przedostaje się do organizmu przez skórę w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin.
To rozwiązanie jest o wiele lepsze niż zastrzyki, lecz kuracja kosztuje dosyć dużo, od trzystu do tysiąca dolarów miesięcznie.
Szpital nie ma wystarczających środków, by kupować Durogesic, a nasi pacjenci są zbyt ubodzy, by za niego samodzielnie zapłacić.
Zaopatrzenie naszego szpitala w leki niemal w całości zależy od ONZ.
Jeżeli znalazł pan Durogesic w Gazie, na pewno został kupiony w Izraelu albo w Europie.
— Czy macie w Alshefa Hospital oddział onkologiczny?
— Tak, oczywiście.
— Mógłby pan wobec tego sprawdzić, czy Mażida al Bajuk została przyjęta na oddział w ciągu ostatnich dwóch lat?
— Oczywiście, ale to trochę potrwa.
Czy mam do pana oddzwonić?
Malko dał mu swój numer telefonu i zwrócił się do policjanta:
— Czy może pan chwilę poczekać?
Doktor zaraz do mnie za dzwoni.
Wciąż nie znał numeru telefonu generała el Husseiniego.
Policjant został w hallu, a Malko poszedł na górę, do swojego pokoju.
Doktor al Fuakher zadzwonił dwadzieścia minut później.
— Rzeczywiście, dokładnie dwadzieścia trzy miesiące temu mieliśmy pacjentkę, która nazywała się Mażida al Bajuk.
Była chora na raka skóry zlokalizowanego w lewym udzie.
Usunęli śmy guz, lecz, niestety, były przerzuty na płuca.
— Czy leczyła się dalej?
— Nie, ponieważ w naszym szpitalu nie mogliśmy jej zaproponować skutecznej kuracji.
Potrzebne byłyby leki hamujące rozwój komórek rakowych, ale jest to terapia wyjątkowo uciążliwa i kosztowna, która może tylko opóźnić rozwój choroby. Zresztą w Alshefa Hospital nie możemy jej zastosować.
Malko podziękował i zszedł do policjanta.
— Muszę natychmiast porozmawiać z generałem el Husseinim.
Policjant zadzwonił do swojego szefa i podał komórkę Malko.
— Rozmowa z doktorem al Fuakher naprowadziła mnie na pewien trop — wyjaśnił generałowi. — Dlatego chciałbym je szcze wrócić z pana człowiekiem do rodziny al Bajuk.
— Oczywiście — zgodził się generał.
— Proszę go dać do telefonu.
Wydam mu polecenia.
Wdowa po Mehdim al Bajuku zaczęła płakać, gdy tylko Malko z policjantem weszli do jej domu.
Malko poszedł do sypialni.
Dziewczyna znowu zasnęła, skulona na materacu.
Pudełka z lekarstwem stały wciąż w tym samym miejscu.
Nagle Malko zobaczył wystającą zza materaca kartkę papieru.
Podniósł ją, rozłożył i doznał wstrząsu.
Znalazł receptę wystawioną na papierze z nagłówkiem Hadassah Hospital w Tel Awiwie.
W państwie Izrael.
Recepta została napisana po angielsku i po hebrajsku.
Malko spróbował ją przeczytać, lecz udało mu się rozszyfrować tylko duże litery w pierwszej linii tekstu: „terapia Maid”.
Receptę wystawiono 17 lipca 2000 roku.
Zadzwonił do doktora al Fuakher i zwierzył mu się ze swojego odkrycia.
— Szpital Hadassah — powiedział lekarz — to najnowocześniejsza klinika, gdzie wypróbowuje się najnowsze terapie przeciwko nowotworom.
Jego prace finansuje amerykańska fundacja.
Przyjmują tam oczywiście tylko Izraelczyków.
— A co to jest „terapia Maid”?
— Chodzi o zabieg chemioterapii, stosowany w celu po wstrzymania przerzutów. Leki hamujące rozwój komórek nowotworowych dają czasami bardzo przykre skutki uboczne: osłabienie, wymioty; podawane są dożylnie, w formie kroplówki, w regularnych odstępach czasu, zwykle przez całe cztery tygodnie.
Nie rozumiem, skąd pacjentka ma tę receptę.
Malko jednak zaczynał rozumieć.
Na pewno nie z dobroci serca izraelscy lekarze pozwolili wziąć udział w kuracji wyjątkowo drogiej i skomplikowanej, młodej, biednej Palestynce z Gazy.
Malko wrócił do dużego pokoju i pokazał receptę policjantowi.
Smutna wdowa po Mehdim el Bajuku milczała, pełna dezaprobaty.
— Proszę ją spytać, skąd się wzięła ta recepta — powiedział Malko do policjanta.
— Nie wie — Palestyńczyk przetłumaczył odpowiedź wdowy.
— Czy jej córka była kiedyś w Izraelu?
— Nigdy — brzmiała odpowiedź.
Malko zdecydował, że będzie podły. Dla dobra sprawy.
— Proszę ją uprzedzić, że jeśli nie powie nam prawdy, będziemy musieli zabrać dziewczynę.
Wdowa natychmiast dostała prawdziwego ataku histerii — zaczęła krzyczeć, trząść się, wznosić ręce do nieba, wzywając Boga na pomoc.
Mażida, którą obudził hałas, weszła do pokoju cała drżąca, a jej wielkie, czarne oczy były pełne lęku.
— Niech pan spróbuje z nią porozmawiać — powiedział Mal ko do policjanta.