Jeśli pewnego dnia Harnaś odkryje, że to on przekazywał je ich wrogom, skończy na cmentarzu.
W tej chwili atmosfera w Gazie nie sprzyjała współpracy…
Odpędził te przykre myśli, pieszcząc pod stołem swoją nogą nogę Ilony.
— Skończyłaś? — zapytał.
Rzuciła mu szybkie, pełne ironii spojrzenie.
— Znowu chce ci się spać?
Nie odważył się jej powiedzieć, że znów zaczyna odczuwać skutki narastającego na nowo podniecenia, lecz poprosił o rachunek, zostawiając nietknięty deser, wyjątkowo obrzydliwy, za to w cenie złota.
Wyciągnął z kieszeni gruby plik banknotów, by wreszcie zapłacić.
Palestyńczycy nie mieli jeszcze własnych pieniędzy, dlatego wciąż używali izraelskich.
Zapłacił 600 szekli, nie zdając sobie sprawy, że w cywilizowanym kraju mógłby za taką cenę zjeść kolację w trzygwiazdkowym lokalu.
Rosjanka wymknęła się do toalety, więc wyszedł pierwszy zmierzając w kierunku ogrodu, gdzie był zaparkowany samochód.
Ogarnął go euforyczny nastrój, gdy wyobraził sobie, że za pół godziny wróci do Sheratona na drugą rundę seksualnego meetingu.
Życie było piękne.
Zatopiony w myślach, ledwie zauważył jakąś sylwetkę, wynurzającą się spośród parkujących samochodów.
Mężczyzna szedł w jego stronę i Marwan Radżub rzucił mu zaciekawione spojrzenie.
Kiedy zobaczył wyrastającą na końcu prawej ręki nieznajomego broń, prawie niewidoczną w półmroku, było już za późno.
Tętno Palestyńczyka przyspieszyło gwałtownie Odruchowo sięgnął za pasek spodni, gdzie nosił zwykle mały rewolwer.
Ale nie dzisiaj: nie mógł go zabrać do Izraela.
Widział unoszące się ramię młodego mężczyzny, jego głowę ogoloną niemal do gołej skóry i zrozumiał, że człowiek ten właśnie strzelił.
W ostatnim przebłysku świadomości odwrócił się i za czął biec w stronę restauracji.
Usłyszał za sobą huk i poczuł cios w plecy, na wysokości lędźwi.
Najpierw w ogóle nie czuł bólu, lecz nogi ugięły się pod nim i padł na ziemię, jak chłopak, który biegł za szybko, a wtedy ból wypełnił natychmiast całe jego ciało, nieludzki, nie do wytrzymania.
Wydawało mu się, że ogień pali mu wnętrzności.
Potem poczuł silne uderzenie w głowę i wszystko przykryła czerń.
Stojący obok niego z wyciągniętym ramieniem nieznany mężczyzna wystrzelił jeszcze jedną kulę, w sposób naturalny, prawie niedbały, celując w głowę, zanim wielkimi krokami od szedł w ciemność.
ROZDZIAŁ DRUGI
Przez grube, pancerne szyby jadalni ambasady amerykańskiej, której budynek górował nad jedną z najbardziej uczęszczanych plaż Tel Awiwu, Morze Śródziemne lśniło jak na pocztówce.
Malko mogłoby się wydawać, że trafił do jednego z pobliskich pałaców, gdyby nie dwaj marines w galowych mundurach, milczący jak ryby, którzy podawali do stołu w czasie tego śniadania sam na sam z Jeffem O’Reilly, nowym szefem rezydentury CIA w Izraelu.
— Co pan sądzi o Laville Haut — Brion?
— zapytał Amerykanin.-To rocznik 1989.
— Po prostu znakomity! — wykrzyknął Malko.
— Pan powinien być enologiem!
Jeff O’Reilly uśmiechnął się zadowolony.
Z rzadkimi włosami zaczesanymi do tyłu, z delikatną twarzą i z oczami lśniący mi inteligencją zza okularów w niewyszukanej oprawie, ze wspaniałą, świetnie utrzymaną brodą, ubrany w podniszczoną tweedową marynarkę, przypominał uczonego na rocznym urlopie profesorskim.
Był nim zresztą, zanim zaczął pracować w CIA jako analityk.
Ten wybitny znawca historii Środkowego Wschodu został przysłany do Tel Awiwu zaledwie kilka miesięcy wcześniej.
Oczywiście, po ciszy Georgetown bardzo musiał zmienić swoje przyzwyczajenia — poruszał się tylko kuloodpornym samochodem terenowym, któremu towarzyszyły dwa auta ochrony, pracował natomiast w fortecy z brudnoróżowego betonu, strzeżonej jak Fort Knox.
Oprócz amerykańskich marines, także agenci Szin Bel w cywilu pilnowali bez przerwy ambasady od strony Hayarkoi Street, a także jej mniej reprezentacyjnej części, przylegającej do bocznej alei odchodzącej od promenady Herbert Samuel naprzeciwko plaży.
Dwa lśniące nowością budynki wciśnięte były pomiędzy gmach opery i kompleks luksusowych hoteli w sam środek najchętniej odwiedzanej przez turystów dzielnicy miasta.
Z tarasu, na który wychodziło się prosto z biura sz fa CIA, można było policzyć ludzi przesiadujących na placu naprzeciwko.
Maiko pozwolił, żeby Laville Haut — Brion spływał mu po woli po języku.
Wspaniale było spotkać kulturalnego szefa placówki CIA…
Na Jeffie 0’Reilly wycisnął piętno jego krótkii pobyt we Francji.
Zadał sobie sporo trudu, by ugościć Malko.
Na wielkim stole podano imponujący wybór pieczonych ryb i różnej wielkości, w otoczeniu niezliczonych talerzyków do obowiązkowych wschodnich sałatek, od humusu po tabule.
To było lepsze niż zdecydowanie wstrętne jedzenie koszerne.
Pogoda była wspaniała i słońce grzało mocno przez szyby, Malko pomyślał o zdaniu, które przeczytał w pubie: „Wysepka łagodności w brutalnym świecie”…
Opancerzony, dźwiękoszczelny, wyposażony w najnowocześniejszy system elektro nicznych zabezpieczeń, budynek ambasady wyglądał jak stojący na kotwicy w Tel Awiwie lotniskowiec.
Dzięki temu, że zbudowano ją na brzegu morza, anteny satelitarne, którymi najeżone były dachy, działały bez najmniejszych zakłóceń.
Jednak mimo tych wszystkich zabezpieczeń, Malko nie mógł przestać myśleć o innej ambasadzie, która także stała na brzegu Morza Śródziemnego, trochę dalej na północy, w Bejrucie, wysadzonej w powietrze przez Hezbolach piętnaście lat wcześniej i całkowicie zniszczonej.
Tutaj coś takiego nie mogło się zdarzyć.
Ogromne, betonowe zapory całkowicie uniemożliwiały zatrzymywanie się, zaś ruchome pachołki ze stali zagradzały wstęp na parking od strony promenady wszystkim niezidentyfikowanym samochodom.
Szef CIA postawił swój kieliszek i powiedział z lekkim uśmiechem:
— Pewnie zadaje pan sobie pytanie, dlaczego jest pan tutaj?
Malko odpowiedział mu uśmiechem:
— Już dawno przestałem zadawać pytania.
Po raz kolejny szef placówki CIA w Wiedniu wyciągnął go z jego zamku w Linzu i, nie wdając się w szczegóły, kazał mu pojechać do Tel Awiwu tak szybko, jak to będzie możliwe.
Malko nie wahał się nawet przez chwilę.
W Austrii była okropna pogoda.
Aleksandra wyjechała na narty do Doliny Arlberg w towarzystwie muskularnych, młodych ludzi, którzy po na na rciarskich trasach poruszali się jak baletnice, a rachunki za utrzymanie zamku w zimie właśnie zaczęły nadchodzić.
Nie wiedząc, co go czeka, nawet nie wynajął samochodu na lotnisku Ben Guriona i pojechał do Tel Awiwu taksówką.
Za mieszkał tuż obok ambasady, w dość obskurnym hotelu Yamout Park Plaża, w którym wynajęto dla niego pokój.
Jedyna korzyść: hotel był oddalony o 20 metrów od ambasady.
Gdy tylko się rozpakował, zadał sobie pytanie, czy Szin Bet już o nim wie, Bez wahania odpowiedział twierdząco.
Izraelczycy stali się mistrzami kontrwywiadu: każdy, kto przyjeżdżał do ich kraju był drobiazgowo sprawdzany.
Izraelskie służby bezpieczeństwa wiedziały, że był szefem misji dla CIA.
To znaczy, że nie przy jechał do Tel Awiwu na wakacje.
Zamknięcie Terytoriów Okupowanych było ciosem dla turystyki — Izrael odwiedzali tylko nieliczni Japończycy.
Niedostępne dla zagranicznych gości Betlejem zmieniło się w miasto — widmo.