— Do czego odpowiednim?
— Po moim przyjeździe do Tel Awiwu zetknąłem się z pew nym problemem.
Palestyńczycy nie mieli najmniejszego zaufa nia do większości ludzi z naszej placówki, ponieważ sądzili, że agenci CIA są blisko związani z Szin Bet.
Ja natomiast nie by łem całkiem pewny lojalności moich podwładnych wobec Agencji, gdy w grę wchodziły interesy izraelskie.
Z powodu Steve’a Moskovitch’a, ostatniego szefa rezydentury, trochę za bardzo to wszystko połączyli i utożsamili.
Amerykanin robił wrażenie wyraźnie zbitego z tropu, był bardziej „profesorski” niż zwykle.
Uczciwy człowiek.
— Czego pan oczekuje ode mnie?
Szef rezydentury podniósł głowę, muskając lekko swoją brodę machinalnym ruchem.
Potem spojrzał na drzwi, jakby chciał się upewnić, że są dobrze zamknięte i zwrócił się do Malko:
— Mówiłem panu, że wszyscy są podenerwowani, niespokojni.
Moje zadanie tutaj polega na przewidywaniu kłopotów Nasz nowy prezydent nie chciałby ubrudzić sobie rąk w bliiskowschodnim błocie.
Jednak od pewnego czasu obserwuje pewne wydarzenia, które mnie zaintrygowały i zaniepokoiły; Z pozoru nie są ze sobą powiązane, lecz muszę być tego pewny. Nie chciałbym, żeby jakaś „bomba” wybuchła mi w rękach. Chcę uniknąć zaskoczenia. — Nie brakuje panu ludzi, którzy mogliby się tym zająć — zauważył Malko.
— To prawda — powiedział Amerykanin.
Lecz wolę poprosic o to kogoś z zewnątrz.Z powodów, które panu przedstawiłem.
Znowu pociągnął łyk koniaku.
Rzeczywiście potrzebowali pokrzepienia.
Malko spytał beznamiętnie:
— O cóż więc chodzi?
— Jak panu powiedziałem, pomimo ochłodzenia naszych stosunków z Palestyńczykami, utrzymujemy z nimi kontakty.
Co tydzień major Marwan Rażub, jeden z podwładnych Jamalai Nassiwa, szefa Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa, przyjeżdżał tutaj na „podsumowanie” sytuacji. Miał także przyjechać piętnaście dni emu.
W piątek rano, w dniu, w którym byliśmy umówieni na spotkanie, Szin Bet zawiadomiła mnie, że poprzedniego wieczora Palestyńczyk został zabity przez nieznanego sprawcę. Stało się to, gdy wyszedł z restauracji w Tel Awiwie, gdzie jadł kolację w towarzystwie rosyjskiej prostytutki, z którą spotykał się zawsze, gdy przyjeżdżał z Gazy. Oczywiście, chciałem się o tym zdarzeniu dowiedzieć czegoś więcej.
Zażądałem spotkania z tą prostytutką, niejaką Iloną Szewczenko.
Okazało się, że to niemożliwe!
Po śmierci Rażuba była przesłuchiwana i zatrzymana przez policję w Tel Awiwie.
Gdy okazało się, że nielegalnie przebywa w Izraelu, została natychmiast odesłana do Rosji.
— To chyba normalne?
Amerykanin wzruszył ramionami.
— W Tel Awiwie pracują setki rosyjskich prostytutek, lecz bardzo rzadko są poddawane ekstradycji.
Naczelnik policji Sedbon powiedział mi jednak, że ta Rosjanka zeznała, jakoby mordercą był jej chłopak, 26-letni Izraelczyk, niejaki Ziw Mamorot, który cztery dni wcześniej wyszedł z więzienia, a którego usilnie poszukiwano.
Zabił Marwana Rażuba, gdyż obawiał się, że Ilona wyjedzie z nim do Gazy.
— Znaleziono tego Ziwa Mamorota?
— Tak.
Dziesięć dni później zabiło go na ulicy dwóch męż czyzn na motocyklu naprzeciwko centrum handlowego Kyriat Obe.
Sedbon, którego pytałem o to przez telefon, powiedział mi, że były to porachunki między gangsterami.
Na tym śledztwo zostało zakończone.
Przynajmniej tutaj.
— Co pan chce przez to powiedzieć?
— Za pośrednictwem naszej placówki w Moskwie, wspomaga nej przez FBI, odszukałem tę Ilonę Szewczenko.
Była bardzo zdziwiona, gdy opowiedziałem jej wersję wydarzeń rozpowszechnianą przez policję izraelską: ta Rosjanka nigdy nie miała zamiaru mieszkać w Gazie, a przede wszystkim nie znała mordercy.
Zaraz po zabójstwie zabrali ją z miejsca zbrodni dwaj mężczyźni podający się za policjantów.
Nie odstępowali jej na krok do chwili, gdy znalazła się na pokładzie samolotu do Moskwy.
— To byli ludzie Szin Bet?
— Myślę, że to oczywiste.
Zresztą Rosjanka powiedziała także, iż po każdym spotkaniu z Marwanem Rażubem kontaktowali się z nią i wypytywali o wszystko dwaj policjanci, którzy mówili, że są funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa.
Kazałem przeprowadzić małe śledztwo.
Iwonę Szewczenko przysłał do palestyńskiego majora portier z Sheratona, znany jako informator Szin Bet.
— Teraz już wiemy, co w trawie piszczy — stwierdził Malko.
— Lecz do jakich pan doszedł wniosków?
— IeffO’Reilly znowu pogładził swoją brodę.
— Mamy do czynienia ze zbrodnią zaplanowaną, z morder stwem na zamówienie.
Ten Ziw Mamorot został „podprowadzony”.
Musieli mu coś obiecać.
Był na zwolnieniu warunkowym, nie znał Marwana Rażuba.
Działał jako płatny morderca.
— Na rachunek Szin Bet?
— To się nie wydaje nieprawdopodobne.
— Dlaczego?
Szin Bet miała coś przeciwko Rażubowi?
— O ile wiem — nie, odparł Amerykanin.
— Marwan Rażub często przyjeżdżał do Izraela, mogli go zatrzymać zupełnie oficjalnie.
Poza tym jego przeszłość była „czysta”.
— Wobec tego, dlaczego go zabili?
JeffO’Reilly podniósł na Malko swoje łagodne, niebieskie oczy.
— Moim zdaniem dlatego, że nie można było dopuścić, aby przekazał mi informację kłopotliwą dla Izraelczyków.
— To nie byłoby raczej „przesłanie” po waszej myśli?
— podsunął Malko, stając się w ten sposób adwokatem diabła.
— Oznaczałoby, że Izraelczycy nie chcą waszych kontaktów z Palestyńczykami.
Amerykanin skrzywił się.
— Nie.
Nie sądzę.
Te kontakty są im potrzebne.
Byłem umówiony z majorem Rażubem w piątek o ósmej rano, a zabito go w czwartek o dziesiątej trzydzieści wieczorem.
— To niepokojące — uznał Malko.
— Tym bardziej, że dowiedziałem się — podkreślił szefrezydentury CIA — dzięki świadectwu Ilony Szewczenko, że Izraelczycy mnie oszukali.
Sedbon mógł to zrobić tylko na polecenie Szin Bet.
Anioł przeszedł i zniknął, lecąc powoli w stronę Morza Śródziemnego.
— To nie wszystko.
Po tym „incydencie” były następne.
Jeszcze bardziej niepokojące.
Oficer łącznikowy w palestyńskiej służbie bezpieczeństwa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Słońce padało teraz na szyby jadalni prawie równolegle i JeffO’Reilly wstał, żeby zaciągnąć zasłonę.
Po drugiej stronie promenady Herbert Samuel plaża była czarna od ludzi.
Malko zamoczył usta w swoim Otardzie Xo, zaintrygowany opowiadaniem szefa rezydentury.
Izraelczycy często uciekali się do morderstwa, by rozwiązać swoje problemy, lecz robili to zawsze w sposób przemyślany.
Jeśli więc Szin Bet była odpowiedzialna za śmierć majora Rażuba, nasuwały się dwa wnioski: chodziło o sprawę ważną dla służb bezpieczeństwa Izraela, a rozkaz musiał zostać wydany przez premiera.
Izraelski aparat do zabijania był bezlitosny, lecz zdyscyplinowany.
Jeff O’Reilly usiadł, wypił trochę Otarda Xo, wyjął z kieszeni zapalniczkę marki Zippo, z wygrawerowanym na niej skrótem CIA, wziął małe cygaro z pudełka stojącego na stole i zapalił.
Czerwona lampka nad drzwiami jadalni pokazywała, że pod żadnym pozorem nie wolno im przeszkadzać, a telefon komórkowy milczał.