Był jeszcze jeden wspólny element. Wszyscy byli członkami „teherańskiej rzymskokatolickiej, niedzielnej szkółki pokerowej” EDS. Podobnie jak Paul i Bill, jak sam Taylor, wszyscy byli katolikami, z wyjątkiem Pochego (i Glenna Jacksona, jedynego członka grupy ratowniczej, którego Taylor nie zdołał rozpoznać).
W każdą niedzielę spotykali się w Misji Katolickiej w Teheranie. Po mszy jechali do domu jednego z nich na przekąskę. I podczas gdy żony szykowały jedzenie, a dzieci bawiły się – mężczyźni grali w pokera.
Nie ma nic lepszego od pokera, aby odkryć prawdziwy charakter mężczyzny. Jeżeli, jak zaczęli podejrzewać Taylor i Gallagher, Perot poprosił Coburna, by zorganizował grupę całkowicie zaufanych ludzi, to na pewno wybrał ich spośród członków szkółki pokerowej.
– Urlop! Niech mi nie gadają głupot! – oznajmił Taylor Gallagherowi. – To jest grupa ratownicza.
– Rankiem, 4 stycznia grupa ratownicza wróciła do domku nad jeziorem. Ponownie przeanalizowano cały plan operacji.
Simons z bezbrzeżną cierpliwością omawiał każdy szczegół i zdecydowany był przygotować się na wszelkie możliwe przeszkody, jakie ktokolwiek mógł wymyślić. Bardzo mu w tym pomagał Joe Poche, który niezmordowanie zadawał pytania. Było to nieco męczące – przynajmniej dla Coburna, ale było też niezwykle twórcze i przyczyniło się do ulepszenia scenariusza akcji.
Po pierwsze, Simons był niezadowolony z przyjętej koncepcji osłony skrzydeł grupy. Pomysł, że Schwebach i Sculley, niscy, choć groźni, po prostu strzelali do każdego, kto spróbuje interweniować, był zbyt prymitywny. Byłoby lepiej, gdyby jakaś dywersja odwróciła uwagę znajdujących się w pobliżu policjantów czy żołnierzy. Schwebach zaproponował podpalenie samochodu na ulicy prowadzącej z więzienia. Simons nie był pewien, czy to wystarczy – chciał wysadzić w powietrze cały budynek. W każdym razie, Schwebachowi powierzono zaprojektowanie bomby zegarowej.
Pomyśleli też o pewnych niewielkich środkach ostrożności, które mogłyby dopomóc im oszczędzić jedną czy dwie sekundy, kiedy będą najbardziej odsłonięci. Simons wysiądzie z furgonetki w pewnej odległości od więzienia i podejdzie do ogrodzenia. Jeżeli wszystko będzie w porządku, da znak ręką, aby podjechać.
Innym słabym punktem planu było wyjście z furgonetki i wdrapanie się na dach samochodu. Opuszczanie wozu i wspinaczka na dachy pochłaniały bezcenne sekundy. A poza tym, czy Paul i Bill, po tygodniach spędzonych w więzieniu, zdołają wspinać się po drabince i zeskoczyć na dach furgonetki?
Przedyskutowano wszelkie możliwe rozwiązania – dodatkową drabinę, materace na ziemi, uchwyty na dachu – w końcu jednak wszyscy zaakceptowali pomysł najprostszy: w dachu wytną otwór i tamtędy wyjdą, a potem wrócą do środka. Dla wygody skaczących do tej dziury położy się na podłodze wozu materac, który zamortyzuje lądowanie.
Podczas odwrotu powinni byli zmienić wygląd. Planowali, że w Teheranie będą ubrani w dżinsy i kurtki, zaczynali również zapuszczać brody i wąsy, aby zwracać tam na siebie mniejszą uwagę. W furgonetce natomiast będą mieli garnitury oraz elektryczne maszynki do golenia i przed zamianą miejsc w samochodach, wszyscy ogolą się i zmienią ubrania.
Ralph Boulware, jak zwykle niezależny, nie chciał występować w dżinsach i kurtce. W garniturze, białej koszuli i krawacie czuł się swobodnie, szczególnie w Teheranie, gdzie dobre, zachodnie ubranie było świadectwem przynależności do uprzywilejowanej grupy społecznej. Simons ze spokojem wyraził zgodę. Najważniejsze, stwierdził, aby każdy z nich czuł się dobrze i pewnie podczas przeprowadzania akcji.
W bazie lotniczej Doshen Toppeh, z której mieli zamiar odlecieć odrzutowcem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, były amerykańskie i irańskie samoloty oraz amerykański i irański personel. Amerykanie, oczywiście, będą się ich spodziewać, co będzie jednak, jeśli wartownicy irańscy przy bramie wjazdowej zaczną robić kłopoty? Postanowili, że wszyscy będą mieli sfałszowane legitymacje wojskowe. Niektóre z żon pracowników EDS pracowały w Teheranie dla wojska i miały jeszcze swoje dokumenty tożsamości. Merv Stauffer zdobędzie taką jedną legitymację na wzór.
Coburn zauważył, że przez cały czas Simons wciąż był w bardzo minorowym nastroju. Palił jedno za drugim swoje cygaro (Boulware powiedział mu: „Nie martw się, że cię zastrzelą, umrzesz na raka płuc!”) i właściwie tylko zadawał pytania. Planowanie miało charakter dyskusji. Wszyscy brali w nim udział, decyzje też podejmowano wspólnie. Coburn zauważył jednak, że pomimo to z każdą chwilą zaczyna coraz bardziej szanować Simonsa. Ten facet był mądry, inteligentny, pracowity i obdarzony wyobraźnią. Miał również poczucie humoru.
Coburn zauważył, że inni również zaczynali dopasowywać się do Simonsa. Jeżeli ktokolwiek zadał głupie pytanie, Simons odpowiadał ostro. W rezultacie, zastanawiali się przed zadaniem pytania i starali się przewidzieć jego reakcję. Tym – sposobem zmuszał ich, aby myśleli tak jak on.
Raz, podczas drugiego dnia pobytu w domku nad jeziorem, odczuli w pełni jego niezadowolenie. Jak można było przewidzieć, rozzłościł go Ron Davis.
Tworzyli wesołą paczkę i Davis był pierwszym komikiem wśród nich. Coburn pochwalał to: śmiech pozwalał zmniejszyć napięcie nerwowe, towarzyszące takiej akcji. Przypuszczał, że Simons podziela jego zdanie. Ale raz Davis przeciągnął strunę.
Simons trzymał pudełko cygar na podłodze obok swojego fotela, w kuchni zaś miał pięć pudełek. Davis, który zaczynał lubić Simonsa i nie robił z tego tajemnicy, powiedział ze szczerą troską: „Pułkowniku, pali pan zbyt dużo cygar, to panu szkodzi”.
Zamiast odpowiedzi – otrzymał „Spojrzenie Simonsa”. Ron jednak zlekceważył ostrzeżenie.
Kilka minut później poszedł do kuchni i schował pięć pudełek cygar w zmywarce do naczyń.
Kiedy Simons skończył pierwsze pudełko, zaczął szukać pozostałych i nie mógł ich znaleźć. Nie mógł pracować bez tytoniu. Kiedy ostatecznie miał już wsiąść do samochodu i pojechać do sklepu, Davis otworzył zmywarkę, mówiąc: Pańskie cygara są tutaj.
– No to je sobie zatrzymaj, do cholery! – warknął Simons i odjechał. Gdy wrócił z nowymi pięcioma pudełkami, powiedział do Davisa:
– Te są moje. Trzymaj swoje cholerne łapy z daleka od nich. Davis poczuł się jak dziecko, które postawiono do kąta. Był to pierwszy i ostatni dowcip, jaki zrobił pułkownikowi Simonsowi.
Podczas gdy trwała dyskusja, Jim Schwebach siedział na podłodze i próbował zrobić bombę.
Przemycenie bomby albo nawet tylko jej części składowych przez irańską odprawę celną mogło być jednak niebezpieczne.
– Nie będziemy podejmować takiego ryzyka – oznajmił Simons, w związku z tym Schwebach musiał opracować urządzenie, które dałoby się złożyć z części dostępnych w Teheranie.
Pomysł wysadzenia budynku zarzucono – był zbyt ambitny i mógł pociągnąć za sobą ofiary wśród niewinnych ludzi. Tak więc jako element odwracający uwagę, musiał wystarczyć podpalony samochód. Schwebach wiedział, w jaki sposób sporządzić namiastkę napalmu z benzyny, płatków mydlanych i odrobiny oliwy. Główny problem stanowiły – zegar i zapalnik. W Stanach Zjednoczonych użyłby budzika elektronicznego i modelarskiego silniczka rakietowego, w Teheranie jednak musiał posłużyć się mechanizmami bardziej prymitywnymi.
Schwebacha cieszyło to wyzwanie. Lubił grzebać się w rozmaitych mechanizmach. Jego hobby stanowił paskudny „Oldsmobile Cutlass”, rocznik 1973, ze zdjętą karoserią, który startował, jak pocisk karabinowy.