9 lutego 1979 roku Iran eksplodował rewolucją.
Tylko niewiele więcej niż tydzień wystarczyło Chomeiniemu do zniszczenia resztek legalnej władzy. Wezwał wojsko do buntu, a posłom do parlamentu nakazał rezygnację ze swych mandatów. Wyznaczył „rząd tymczasowy” pomimo faktu, iż Shahpour Bakhtiar nadal był oficjalnie premierem. Zwolennicy Chomeiniego, zorganizowani w komitety rewolucyjne, przejęli odpowiedzialność za prawo, porządek i wywóz śmieci. Otworzyli w mieście ponad setkę muzułmańskich sklepów spółdzielczych. 8 lutego ponad milion osób maszerował ulicami Teheranu, manifestując poparcie dla ajatollacha. Trwały nieustanne walki uliczne pomiędzy nielicznymi grupkami żołnierzy lojalnych wobec rządu Bakhtiara a bandami stronników Chomeiniego.
9 lutego w dwóch bazach lotniczych nie opodal Teheranu – Doshen Toppeh i Farahabadzie – oddziały homafarów i kadetów oddały honory Chomeiniemu.
To rozwścieczyło brygadę Jaradan, z której wywodziła się straż pałacowa szacha i żołnierze z tej brygady zaatakowali obie bazy. Homafarowie zabarykadowali się i odparli natarcie lojalistów, przy wsparciu tłumów uzbrojonych rewolucjonistów, kłębiących się na zewnątrz i wewnątrz baz.
Oddziały zarówno marksistowskich fedainów, jak i muzułmańskich mudżahedinów, pośpieszyły do Doshen Toppeh. Zdobyto magazyn broni, którą rozdano, nie przebierając, żołnierzom, partyzantom, rewolucjonistom, demonstrantom i przechodniom.
Tej nocy o jedenastej brygada Jaradan powróciła z posiłkami. Zwolennicy Chomeiniego w armii ostrzegli buntowników z Doshen Toppeh, że brygada się zbliża, toteż ci zaatakowali, zanim lojaliści dotarli do bazy. We wczesnym stadium bitwy zginęło kilku wyższych oficerów dowodzących brygadą. Walki trwały całą noc i rozprzestrzeniły się na okolicę.
Nazajutrz w południe starcia toczyły się już w przeważającej części miasta.
Tego samego dnia John Howell i Keane Taylor pojechali do centrum Teheranu na spotkanie.
Howell był przekonany, że uda się załatwić uwolnienie Paula i Billa w ciągu kilku godzin. Był przygotowany na zapłacenie kaucji.
Tom Walter trzymał w pogotowiu teksański bank, który miał wystawić list kredytowy na 12 750 000 dolarów na nowojorski oddział Banku Melli. Plan przewidywał, że następnie teherański oddział Banku Melli wystawi poręczenie bankowe dla Ministerstwa Sprawiedliwości i Paul oraz Bill zostaną zwolnieni. Nie poszło to jednak tak łatwo. Zastępca dyrektora Banku Melli, Sadr – Haszemi, wiedział – tak samo jak inni bankierzy – że Paul i Bill zostali wzięci jako zakładnicy dla okupu i gdy tylko znajdą się poza więzieniem, EDS może dowodzić w amerykańskim sądzie, że pieniądze zostały wymuszone i nie powinny być wypłacone. Gdyby tak się stało, Bank Melli w Nowym Jorku nie mógłby zrealizować swego listu kredytowego – ale oddział w Teheranie w dalszym ciągu musiałby zapłacić całą sumę irańskiemu Ministerstwu Sprawiedliwości. Sadr – Haszemi oświadczył, że zmieni zdanie tylko wtedy, gdy jego nowojorski radca prawny upewni go, iż EDS w żaden sposób nie może zablokować realizacji listu kredytowego. Howell doskonale wiedział, że żaden uczciwy amerykański prawnik nie wyda takiej opinii.
Wówczas Keane Taylor pomyślał o Banku Omran. EDS miało kiedyś kontrakt z tym bankiem na instalacje systemu księgowości, a do Taylora należał nadzór nad wykonaniem kontraktu, znał więc szefów banku. Teraz spotkał się z Farhadem Bakhtiarem, jednym z dyrektorów, krewnym premiera Shahpoura Bakhtiara. Jasne było, że premier lada dzień utraci władzę i Farhad przygotowywał się do opuszczenia kraju. Może dlatego właśnie mniej niż Sadr – Haszemiego obchodziła go możliwość, że ponad dwanaście milionów dolarów nigdy nie zostanie wypłacone. Tak czy inaczej, z sobie tylko znanych powodów postanowił pomóc Amerykanom.
Bank Omran nie miał filii w Stanach Zjednoczonych. W jaki więc sposób EDS mogło przekazać pieniądze? Uzgodniono, że bank w Dallas przekaże list kredytowy do oddziału Banku Omran w Dubaju za pomocą teletekstu. Oddział w Dubaju potwierdzi przyjęcie listu kredytowego telefonicznie i teherański oddział wystawi wówczas poręczenie dla Ministerstwa Sprawiedliwości.
Jedno opóźnienie goniło drugie. Każde posunięcie musiało być zaaprobowane przez radę dyrektorów Banku Omran oraz przez radców prawnych banku. Kto tylko spojrzał na tekst umowy, sugerował jakieś poprawki w sformułowaniach. Owe poprawki, po angielsku i w farsi, musiały być przekazane do Dubaju i do Dallas, następnie stamtąd nowa umowa szła teletekstem do Dubaju, skąd przez telefon uzgadniano ją z Teheranem. Ponieważ w Iranie czwartek i piątek były dniami wolnymi od pracy, w tygodniu zostawały jedynie trzy dni, kiedy oba banki były otwarte, a i to, ze względu na dziewięciogodzinną różnicę czasu, nigdy jednocześnie. Ponadto irańskie banki przeważnie strajkowały. Tym samym zmiana dwóch słów w umowie mogła zająć i tydzień.
Na samym końcu umowę musiał zatwierdzić Irański Bank Generalny. Zdobycie odpowiedniego podpisu Howell i Taylor wyznaczyli sobie na sobotę 10 lutego.
O wpół do dziewiątej rano, kiedy obaj jechali do Banku Omran, miasto było stosunkowo spokojne. W banku spotkali Farhada Bakhtiara. Ku swemu zdziwieniu dowiedzieli się od niego, że prośba o zgodę została już przekazana do Banku Centralnego. Howell był wniebowzięty: nareszcie coś w Iranie wydarzyło się przed terminem! Zostawił u Farhada kilka dokumentów – w tym podpisane upoważnienie – i obaj z Taylorem pojechali w głąb śródmieścia, do siedziby Banku Centralnego.
Miasto budziło się już ze snu. Ruch uliczny był jeszcze bardziej koszmarny niż zwykle, ale ryzykancka jazda stanowiła specjalność Taylora. Rwał ulicami, przeskakiwał z jednego pasa ruchu na drugi, zawracał na autostradach – krótko mówiąc, pokonywał irańskich kierowców w ich własnej grze.
Pan Farhang z Banku Centralnego, który miał wydać akceptacje, przyjął ich po długim oczekiwaniu. Odbyło się to w ten sposób, że wytknął głowę spoza drzwi swego gabinetu i stwierdził, iż umowa została zaakceptowana i opinie przekazano już do Banku Omran.
To były dobre wieści!
Wsiedli ponownie do samochodu i skierowali się w stronę Banku Omran. Teraz było już widać, że w niektórych częściach miasta toczą się zaciekłe walki. Odgłosy strzelaniny nie cichły ani na chwilę, a z płonących budynków unosiły się kłęby dymu. Bank Omran znajdował się naprzeciwko szpitala, dokąd cały czas przywożono zabitych i rannych samochodami, półciężarówkami oraz autobusami. Wszystkie miały przywiązane do anten białe szmaty, oznaczające, że są to pojazdy ratunkowe i wszystkie cały czas trąbiły. Ulica była całkowicie zapchana ludźmi. Jedni przychodzili, aby oddać krew, inni odwiedzali chorych, jeszcze inni identyfikowali zabitych.
Sprawa kaucji nie została więc załatwiona ani trochę za wcześnie. Nie tylko Paul i Bill, ale Howell, Taylor i cała reszta byli w wielkim niebezpieczeństwie. Musieli szybko wydostać się z Iranu.
Howell i Tylor weszli do banku i spotkali Farhada.
– Bank Centralny zaaprobował umowę – powiedział do niego Howell.
– Wiem.
– Czy upoważnienie jest w porządku?
– Nie ma problemu.
– Więc jeśli zechce pan nam dać poręczenie bankowe, moglibyśmy od razu pójść z nim do Ministerstwa Sprawiedliwości.
– Nie dzisiaj.
– Dlaczego nie?
– Nasz radca prawny, doktor Emami, przejrzał dokument kredytowy i chce wprowadzić kilka drobnych poprawek.
– Jezu Chryste! – mruknął Taylor.
– Muszę wyjechać na kilka dni do Genewy – powiedział Farhad. Raczej na zawsze.