Выбрать главу

Poche skierował się na północ autostradą Shahanshahi, okrężną drogą, aby uniknąć blokad. Na skrzyżowaniu z Pahlavi znajdowały się resztki barykady – wypalone samochody i pnie drzew przerzucone przez jezdnię – ale załoga barykady świętowała, śpiewała i strzelała w powietrze. Trzy samochody przejechały bezpiecznie.

Dojeżdżając do kryjówki trafili w rejon stosunkowo spokojny. Skręcili w wąską uliczkę. Potem, w połowie drogi do następnej przecznicy, przejechali przez bramę do otoczonego murem ogrodu z pustym basenem pływackim. Dvoranchikowie zajmowali dolną połowę domu; właścicielka mieszkała na piętrze. Weszli do środka.

* * *

Przez cały poniedziałek Dadgar szukał Paula i Billa. Bill Gayden zadzwonił do „Bukaresztu”, gdzie niewielka już załoga lojalnych Irańczyków pozostawała przy telefonach. Dowiedział się, że ludzie Dadgara dzwonili dwukrotnie, rozmawiali z dwiema różnymi sekretarkami i pytali, gdzie mogą znaleźć panów Chiapparone’a i Gaylorda. Pierwsza sekretarka odparła, że nie zna nazwisk żadnych Amerykanów – co było odważnym kłamstwem, ponieważ pracowała w EDS od czterech lat i znała wszystkich. Druga powiedziała:

– Musi pan się porozumieć z panem Lloydem Briggsem, który kieruje biurem.

– A gdzie on jest?

– Poza krajem.

– To kto go zastępuje?

– Pan Keane Taylor.

– Chciałbym z nim porozmawiać.

– Chwilowo go nie ma.

Dziewczęta, niech im Bóg wynagrodzi, zbyły Dadgara niczym.

Rich Gallagher utrzymywał kontakt ze swymi znajomymi w wojsku (Cathy była sekretarką jednego z pułkowników). Zadzwonił do hotelu Evin, gdzie mieszkała większość oficerów, i dowiedział się, że „jacyś rewolucjoniści” odwiedzili hotele: zarówno Evin, jak i Hyatt, pokazując fotografie dwu poszukiwanych Amerykanów.

Bezczelność Dadgara była wręcz niewiarygodna.

Simons uznał, że nie mogą przebywać w domu Dvoranchików dłużej niż dwie doby.

Plan ucieczki opracowany dla pięciu osób. Teraz było dziesięciu mężczyzn, kobieta i pies.

Mieli tylko dwa „Range Rovery”. Zwykły samochód nigdy nie pokona tych gór, szczególnie gdy są ośnieżone. Potrzebny był jeszcze jeden „Range Rover”. Coburn zadzwonił do Majida, żeby spróbował go zdobyć.

Najbardziej niepokoił Simonsa pies. Rich Gallagher zamierzał nieść Buffy’ego w tobołku na plecach. Ale gdyby musieli iść lub jechać na koniach przez granicę, jedno szczeknięcie mogłoby oznaczać śmierć wszystkich – a Buffy szczekał na wszystko.

– Musicie się pozbyć tego cholernego psa – powiedział Simons do Coburna i Taylora.

– Dobrze – odparł Coburn. – Może powiem, że wychodzę z nim na spacer i go puszczę?

– Nie – sprzeciwił się Simons. – Kiedy mówię: „pozbyć się”, to raz na zawsze.

Największy problem stanowiła Cathy. Tego wieczoru poczuła się źle – „kobiece sprawy”, wyjaśnił Rich. Miał nadzieję, że dzień czy dwa w łóżku pomogą jej zebrać siły. Ale Simons nie był takim optymistą. Wściekał się na ambasadę.

– Departament Stanu jeśli chce, ma mnóstwo sposobów, żeby wydostać kogoś z jakiegoś kraju – mówił. – Wsadzić do skrzyni, wysłać jako ładunek… gdyby tylko chcieli, sprawa byłaby prosta.

Bill czuł się odpowiedzialny za wszystkie kłopoty.

– Myślę, że to szalony pomysł, żeby dziewięć osób miało ryzykować życie dla dwu – powiedział. – Gdyby nie ja i Paul, nic wam by nie groziło. Moglibyście po prostu czekać tu, aż wznowią loty z Teheranu. Może powinniśmy z Paulem zdać się na łaskę ambasady?

– A co będzie, jeśli wy wyjedziecie i Dadgar postanowi wziąć innych zakładników? – zapytał Simons.

„W każdym razie – pomyślał Coburn – Simons nie spuści teraz oka z tych dwóch, dopóki nie znajdą się z powrotem w USA”. Zadzwonił dzwonek u furtki. Wszyscy zamarli.

– Wejdźcie do sypialni, tylko cicho – polecił Simons.

Coburn podszedł do okna. Właścicielka domu nadal myślała, że mieszkają tu jedynie Coburn i Poche – do tej pory nie spotkała się z Simonsem – i ani ona, ani ktokolwiek inny nie miał wiedzieć, że w domu przebywa obecnie jedenaście osób.

Coburn patrzył, jak gospodyni idzie przez podwórko i otwiera furtkę. Stała przed nią kilka minut, rozmawiając z kimś, kogo Coburn nie mógł dostrzec, po czym zamknęła furtkę i wróciła sama do domu.

Kiedy usłyszał, jak gospodyni zatrzaskuje drzwi w górnej części domu, zawołał:

– Fałszywy alarm.

Zaczęli przygotowywać się do podróży. Polegało to głównie na ograbieniu domu Dvoranchików z ciepłej odzieży. Paul pomyślał, że Toni Dvoranchik umarłaby z zażenowania, wiedząc, iż obcy mężczyźni buszują w jej szufladach. Efektem poszukiwań okazał się szczególny zbiór źle dopasowanych kapeluszy, kurtek i swetrów.

Później pozostało im tylko oczekiwanie: na Majida, aż znajdzie jeszcze jeden samochód, na Cathy, aż poczuje się lepiej, na Perota, aż zorganizuje Turecką Grupę Ratowniczą.

Puścili sobie jakieś stare mecze piłkarskie na wideo. Paul grał w remika z Gaydenem. Pies działał wszystkim na nerwy, ale Coburn postanowił poderżnąć mu gardło dopiero w ostatnim momencie: gdyby nastąpiła zmiana planu, może udałoby się ocalić Buffy’ego. John Howell czytał „Głębię” Petera Benchleya. W czasie lotu obejrzał część filmu według tej książki. Nie zdążył jednak zobaczyć zakończenia, bo samolot wylądował za wcześnie. Chciał się dowiedzieć, którzy bohaterowie są dobrzy, a którzy źli. Simons oświadczył, że kto chce, może się napić, ale gdyby trzeba było się stąd szybko wynieść, lepiej byłoby nie mieć alkoholu w organizmie.

Niemniej jednak Gayden i Gallagher potajemnie wlewali sobie do kawy Drambuie. Dzwonek odezwał się ponownie i wszyscy wykonali te same czynności co poprzednio, ale i tym razem był to ktoś do właścicielki.

Zachowywali zdumiewająco dobry nastrój, zważywszy fakt, ile osób stłoczyło się w salonie i trzech sypialniach na parterze. Jedynym, który czuł irytację, był oczywiście Keane Taylor. Wraz z Paulem przygotował wielki obiad dla wszystkich, niemal całkowicie opróżniając zamrażarkę. Zanim jednak uporał się z kuchnią, pozostali zdążyli zjeść wszystko do ostatniego kęsa i nic dla niego nie zostało. Wymyślał więc im od zgrai głodnych psów i wszyscy się śmiali, jak zawsze, gdy Taylor się wściekał.

W nocy wściekł się ponownie. Spał na podłodze obok Coburna, który chrapał tak przeraźliwie, że Taylor nie mógł zasnąć. W dodatku nie mógł nawet dobudzić Coburna, aby przestał chrapać, co go rozwścieczyło jeszcze bardziej.

* * *

Tej nocy w Waszyngtonie spadł śnieg. Ross Perot był zmęczony i napięty.

Wraz z Mitchem Hartem spędził większość dnia na namawianiu władz, aby zorganizowały przelot jego ludzi z Teheranu. Rozmawiał z podsekretarzem stanu Davidem Newsomem, Thomasem V. Beardem z Białego Domu oraz młodym doradcą Cartera Markiem Ginsbergiem, którego zadaniem było utrzymywanie kon taktu między Białym Domem i Departamentem Stanu. Ludzie ci starali się, jak mogli, zorganizować ewakuację pozostałego jeszcze w Teheranie tysiąca Amerykanów i nie zamierzali przygotowywać jakichś specjalnych planów dla Rossa Perota.

Skoro pozostała mu jedynie Turcja, Perot udał się do sklepu sportowego i zakupił odzież na chłodną pogodę. Wynajęty Boeing 707 przyleciał z Dallas i Pat Sculley zadzwonił z lotniska imienia Dullesa z informacją, że w czasie lotu pojawiły się pewne problemy techniczne: źle funkcjonowały systemy przekaźników i nawigacji żyroskopowej, pierwszy silnik zużywał dwa razy za dużo oleju, w kabinie brakowało tlenu do oddychania, nie było zapasowego ogumienia, a zawory pojemnika na wodę całkowicie zamarzły.