— Tak?
— Cóż, uznałem, że on prawdopodobnie ma zamiar uciec ode mnie. A więc rozmyślnie schował się przede mną. Ale nie mogłem wtedy zrozumieć, i nadal nie mogę, dlaczego, jeśli wiedział, że nie wróci… dlaczego musiał mnie w to wplątać. To znaczy, jestem jego najlepszym przyjacielem…
— To nie bardzo logiczne, prawda?
— Nie bardzo. A więc moja teoria — a miałem dużo czasu, żeby o tym myśleć — moja teoria jest taka, że ten pomysł przyszedł mu do głowy, kiedy był tam, prawdopodobnie właśnie w czasie filmu. To był film, który mógł tak na niego zadziałać.
— Tylko jedna rzecz się nie zgadza w twojej teorii, Danielu.
— Panie Mueller, mówię panu wszystko, co wiem. Wszystko.
— Jest jeden dobry powód, dla którego ci nie wierzę.
Daniel popatrzył w dół, na czubki swoich butów. Żadna z jego wymyślonych rozmów z panem Muellerem nie poszła aż tak źle. Wyznał wszystko, ale w ogóle nie polepszyło to jego sytuacji. Skończyły mu się możliwe rzeczy do powiedzenia.
— Nie chcesz wiedzieć, jaki jest ten powód?
— Jaki?
— Bo mój syn był na tyle przewidujący, że ukradł 845 dolarów z mojego biurka, zanim się ulotnił. Nie wygląda to na decyzję podjętą pod wpływem impulsu, prawda?
— Nie. — Daniel energicznie pokręcił głową. — Eugene by tego nie zrobił. Po prostu by nie zrobił.
— No cóż, zrobił. Pieniądze zniknęły, a nie sądzę, by to był zbieg okoliczności, że Eugene postanowił uciec dokładnie w tym samym czasie.
Daniel nie wiedział, co myśleć. Wyraz niedowierzania na jego twarzy nie był niczym więcej niż ostatnią pozostałością lojalności. Nie wciąga się swoich przyjaciół do przestępstw. Tyle że najwyraźniej to się jednak zdarzyło.
— Czy masz jakieś inne sugestie, Danielu, gdzie policja mogłaby szukać mojego syna?
— Nie, panie Mueller. Mówię szczerą prawdę.
— Gdyby przyszła ci do głowy jakaś myśl, musisz tylko poprosić o rozmowę z naczelnikiem Shielem w Spirit Lake. Oczywiście rozumiesz, że jeśli będziesz mógł pomóc nam znaleźć Eugene`a, wyświadczysz sobie poważną przysługę, kiedy przyjdzie czas, by omówić twoje warunkowe zwolnienie. Sędzia Cofflin wie o całej sytuacji i tylko z powodu moich wielokrotnych nalegań nie zostałeś także oskarżony o rozbój pierwszego stopnia.
— Panie Mueller, proszę mi wierzyć, gdybym wiedział jeszcze cokolwiek, powiedziałbym panu.
Mueller popatrzył na niego z powolną, zadowoloną złośliwością i obrócił się, by wyjść.
— Naprawdę! — zapewniał Daniel.
Mueller wykręcił się na pięcie, by spojrzeć na niego po raz ostatni. Ze sposobu, w jaki tam stał, uśmiechając się, Daniel wiedział, że mu wierzy — ale już nie dba o to. Zdobył to, o co mu chodziło, nową ofiarę, adoptowanego syna.
4
W swoją pierwszą noc w kompleksie w Spirit Lake, śpiąc pod gołym niebem na rzadkiej, podeptanej trawie, paluszniku krwawym, Daniel miał koszmar. Zaczął się on od muzyki, czy też dźwięków podobnych do muzyki, ale mniej uporządkowanych, długich nut o jakimś nieznanym tembrze — ni to głosu, ni skrzypiec — z których każda była przedłużona poza zasięg myśli, a jednak wszystkie splatały się w strukturę, wielką i labiryntową. Z początku myślał, że jest w kościele, ale było tam zbyt zwyczajnie, a przestrzeń wydawała się zbyt otwarta.
Most. Kryty most nad Mississippi. Stał na nim, zawieszony nad poruszającymi się wodami, nieznośnym obszarem mroku poznaczonym migoczącymi światłami łodzi, które wydawały się tak odległe i niedostępne jak gwiazdy. A potem, bez powodu, w straszny sposób, ten widok obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i płynąca rzeka stała się ścianą. Nadal wirując, wzniosła się na ogromną, niewiarygodną wysokość i zawisła tam, grożąc runięciem. Nie, jej płynięcie i jej runięcie były pojedynczym, nieskończenie powolnym wydarzeniem, i uciekł przed tym po oknach wnętrza mostu. Od czasu do czasu długie tafle szkła pękały pod jego ciężarem, jak najwcześniejszy lód zimy. Czuł się tak, jakby gonił go jakiś niemrawy, bezkształtny bóg, który — gdziekolwiek by uciekł — z pewnością zmiażdżyłby go i rozpłaszczył swoim potężnym, nieubłaganym ogromem. A przez cały ten czas muzyka podnosiła się, nuta po nucie, do gwizdu głośniejszego i gwałtowniejszego niż gwizd jakiejkolwiek fabryki, by stać się w końcu taśmą z pobudką w głośniku budzika.
Nadal bolał go brzuch, chociaż nie tak intensywnie jak w pierwszych godzinach po wmuszeniu w siebie pastylki P-W. Bał się wtedy, że mimo całej wody, którą pił, zatrzyma się ona w jego gardle zamiast w żołądku. Taka była duża. Pierwszy zestaw jej enzymów o przedłużonym uwalnianiu wypalił mały wrzód w wyściółce żołądka, drugi zestaw (te działające teraz) następnie go zagoił, zasklepiając samą pastylkę w tkance bliznowatej utworzonej przez nią rany. Cała ta procedura trwała mniej niż jeden dzień, ale Daniel i siedmiu pozostałych nowo przyjętych więźniów nie mieli nic do roboty poza przyzwyczajaniem się do swojej sytuacji, gdy pastylki wplatały się w rozerwane tkanki.
Daniel przypuszczał, że będzie najmłodszym więźniem, ale okazało się, że spory odsetek ludzi, których zbiórkę i wysyłanie w brygadach roboczych właśnie widział, jest w jego wieku, i wielu z nich, choć prawdopodobnie nie młodszych, było znacznie chudszych. Z tej obserwacji płynęła zasadniczo radosna nauka, że jeśli im udało się przetrwać w Spirit Lake, to jemu też się uda.
Wydawało się, że większość pozostałych, nawet tych w jego wieku, była już kiedyś w więzieniu. W każdym razie to ten temat połączył pięciu spośród siedmiu, kiedy kompleks został już opróżniony przez poranną mobilizację. Przez chwilę Daniel siedział z boku, przysłuchując się, ale sam ich spokój umysłu i beztroski humor zaczęły go wkurzać. Byli tutaj, wielu z nich skazanych na pięć lat albo więcej czystej niedoli, a zachowywali się tak, jakby to był zjazd rodzinny. Szaleństwo.
W porównaniu z nimi hodowca drobiu z okręgu Humboldt, wsadzony do więzienia za maltretowanie dziecka, wydawał się, mimo całego swego narzekania, a może z jego powodu, normalny i rozsądny — on przynajmniej miał żal i chciał, byś wiedział, jak nędznie się czuje. Daniel próbował mówić do niego, a raczej go słuchać, żeby pomóc mu uspokoić umysł, ale po bardzo krótkim czasie mężczyzna zapętlił się, gadał w kółko te same rzeczy w prawie identycznych słowach jak za pierwszym, a potem drugim razem — jak żałuje tego, co zrobił; że nie miał zamiaru skrzywdzić dziewczynki, chociaż drażniła go i wiedziała, że ponosi winę; że ubezpieczalnia może zapłaci za kurczaki, ale nie za całą pracę, nie za stracony czas; że dzieci potrzebują swoich rodziców i autorytetu, który oni stanowią; a potem znów, jak żałuje tego, co zrobił. A mianowicie (czego Daniel dowiedział się później) pobił swoją córkę do nieprzytomności, prawie na śmierć, kurzą tuszką.
Aby od niego uciec, Daniel włóczył się po kompleksie, stawiając czoło złym dla siebie wiadomościom — smrodowi otwartych latryn, niewiele przyjemniejszemu smrodowi w wieloosobowych sypialniach, gdzie kilku najsłabszych więźniów leżało na podłodze, śpiąc albo patrząc, jak światło słoneczne pomału przesuwa się po brudnych płytach ze sklejki. Jeden z nich poprosił go o szklankę wody, więc Daniel nalał jej z kranu na zewnątrz, nie do szklanki, ponieważ żadnej nie mógł znaleźć, ale do papierowego kubka z McDonalda, tak starego i zniekształconego przez zgniatanie, że ledwie utrzymał w nim wodę, dopóki nie wrócił do środka.
Najdziwniejszą rzeczą w Spirit Lake był brak krat, drutu kolczastego czy innych oznak ich prawdziwej sytuacji. Nie było nawet strażników. Więźniowie kierowali własnym więzieniem w sposób demokratyczny, co oznaczało, tak jak w większej demokracji na zewnątrz, że prawie każdego oszukiwano, pobierano od niego okup i gnębiono — każdego oprócz małej samozwańczej armii, która kierowała tą placówką. Daniel nie przyswoił tej lekcji od razu. Trzeba było wielu dni i tyluż skąpych obiadów, zanim dotarło do niego, że jeśli nie osiągnie jakiegoś rodzaju ugody z wyższymi mocami, nie przetrwa nawet do września, kiedy spodziewał się, że zostanie zwolniony warunkowo i wróci do szkoły. Śmierć głodowa była naprawdę możliwa. To właśnie działo się z ludźmi w sypialni. Jeśli nie pracowałeś, więzienie cię nie żywiło, a jeśli nie miałeś pieniędzy albo nie znałeś kogoś, kto miał, tak to się kończyło.