Выбрать главу

Wziął kilka połamanych ciasteczek i podziękował skinieniem głowy. Potem, z niepokojącym uczuciem, że postąpił niewłaściwie, oddalił się, niosąc ciągle ubywające się ciasto.

Dosyć szybko smakołyki zniknęły i impreza się skończyła. W sypialni zrobiło się bardzo cicho. Głośniej od sporadycznych podmuchów wiatru słychać było, jak więźniowie śpiewają te same kolędy w następnej sypialni. Pani Gruber, owinięta swoim materacem tam, gdzie siedziała przed piecem Franklina, zaczęła nucić bezgłośnie wraz z nimi, ale kiedy nikt inny nie wykazał żadnego bożonarodzeniowego ducha, zrezygnowała.

W sąsiedniej sypialni śpiewanie kolęd ustało i po krótkim czasie rozległ się dźwięk obrotów silnika pikapa. Gus, jakby czekał na ten sygnał, podniósł się i przeszedł do miejsca, gdzie stała wcześniej choinka. Ktoś zagrał nutę na organkach i Gus zamruczał tę samą nutę, dudniąco.

Cisza w sali, dotąd milczenie w przygnębieniu, stała się milczeniem ze skupioną uwagą. Niektórzy poszli i utworzyli krąg wokół śpiewającego, natomiast inni pozostali tam, gdzie byli. Ale wszyscy słuchali, jakby ta piosenka była dziennikiem radiowym, ogłaszającym poważną ogólnoświatową katastrofę.

Takie były słowa piosenki, którą śpiewał Gus:

Och, Betlejem się pali I Święty Mikołaj martwy jest Ale świat kręci się dalej I mnie w głowie też!
Tannenbaum jest nagusieńki I ja zaraz też będę bez niczego Ale co to za dama plackiem leży na miękkiej Pościeli koloru jasnoniebieskiego?
Och, w Wigilię jest strach i zimnica Kto mógł uwierzyć, że Mary Dziewica Kiedyś trafi Na kochanków takich Jak ty, mój chłopcze, albo ja?
Refren: Przewróć się Joe Sprzedałem duszę mą Za fal dol dipce I wesołe małe O Za lisa i skrzypce I ho ho ho!
A Więc Będziemy ją policzkowali i tentegowali I dupolizali ją i prali I powiemy jej, dlaczego
Będziemy ją przysmażali i zapiekali I plakat przybijemy doskonały By pokazać jej komplet do kupienia szybkiego
Będziemy pchali ją i głaskali I klapsy jej dawali i jej dziękowali Za kawałek placka pięknego
Będziemy ją biczowali i nakłaniali Do rozważenia tego, by scalić W jedno ziemię i niebo!

Daniel nie wiedział przez dłuższy czas, czy jest to prawdziwa piosenka, czy też Gus wymyśla ją na bieżąco, ale kiedy, ludzie zaczęli śpiewać razem z nim w tej części, która zaczynała się od „Przewróć się, Joe”, uznał, że musi być prawdziwa. Istniało wiele piosenek, których nigdy nie słyszało się w Iowa, ponieważ emisje radiowe ściśle kontrolowano.

Śpiewali tę piosenkę w kółko, nie tylko refren, który stawał się głośniejszy i bardziej zgiełkliwy przy każdym powtórzeniu, ale całość. Brzmiała ona, jeśli nie skupiałeś się na słowach, jak najznakomitsza i najbardziej ozdobna z kolęd bożonarodzeniowych, skarb z mglistej i pięknej przeszłości przejażdżek na saniach, dzwonów kościelnych i syropu klonowego. Annette, niedorozwinięta umysłowo migrantka, która lubiła bębnić po rurach pieca, dała się porwać ekscytacji i zaczęła robić improwizowany striptiz, ubrana w odrzucone świąteczne opakowania, dopóki pani Gruber, oficjalnie odpowiedzialna za zbiorowe dobre zachowanie w sypialni, nie ukróciła tego.

Więźniowie z sypialni obok przyszli i nalegali, wbrew protestom pani Gruber, żeby piosenka została zaśpiewana jeszcze raz od początku dla nich, i tym razem Daniel mógł dodać kilka własnych decybeli do ogólnego efektu. Ludzie zaczęli tańczyć, a ci, którzy nie tańczyli, trzymali się razem i kołysali do taktu. Nawet Bob Lundgren zapomniał o zamordowaniu brata i śpiewał z nimi.

Świętowanie trwało, aż w końcu z głośnika rozległ się wrzask:

— No dobra, dupki, Boże Narodzenie się skończyło, więc zamknijcie się, kurwa! — Bez żadnego dalszego ostrzeżenia zgasły światła i ludzie musieli gramolić się w mroku, odnajdując swoje materace i rozkładając je na podłodze. Ale piosenka już spełniła swój cel. Podły smak Bożego Narodzenia został zmyty z każdego umysłu.

W dzień Bożego Narodzenia wszyscy dostali wolne, oprócz pracowników S.D. 78, ponieważ nie było jak powiedzieć termitom, pełznącym naprzód przez swe czarne tunele w drodze do czekających kadzi, by zwolniły, bo jest Boże Narodzenie. I dobrze się stało, uznał Daniel. Łatwiej było wieść marne życie, niż położyć się na plecach i myśleć o nim.

Tego wieczoru, kiedy wrócił do sypialni, Gus leżał przed letnim piecem. Oczy miał zamknięte, ale jego palce przesuwały się w wolnych, niezmiennych schematach w poprzek zamka błyskawicznego kurtki. Wyglądało to prawie tak, jakby czekał na niego. W każdym razie tej chwili nie można było dłużej odkładać. Daniel kucnął przy nim, trącił go łokciem w ramię, a kiedy Gus otworzył oczy, Daniel zapytał go, czy mogą wyjść na zewnątrz, żeby porozmawiać. Nie musiał tego wyjaśniać. Prawdopodobieństwo podsłuchiwania rozmów podobno znacznie malało poza sypialniami. W każdym razie Gus nie wydawał się zdziwiony jego prośbą.

W połowie drogi między sypialnią a latryną Daniel przekazał swoją wiadomość w telegraficznym skrócie. Myślał o tym, jak dokładnie to wyrazić, od wielu dni.

— Wczoraj, kiedy powiedziałem, jak bardzo podoba mi się twój śpiew, właściwie miałem na myśli coś więcej. Widzisz, nigdy wcześniej nie słyszałem za dużo prawdziwego śpiewu. Takiego jak twój. I on naprawdę na mnie podziałał. I postanowiłem… — Zniżył głos. — Postanowiłem, że chcę nauczyć się śpiewać. Postanowiłem, że to właśnie zrobię z moim życiem.

— Tylko śpiewać? — zapytał Gus, uśmiechając się z wyższością i przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. — Nic więcej?

Daniel podniósł błagalnie wzrok. Nie śmiał wyjaśnić tego bardziej szczegółowo. Monitorzy mogli słuchać. Być może nagrywali wszystko, co mówił. Z pewnością Gus to rozumiał.

— Chcesz latać — czy nie o to chodzi tak naprawdę? Daniel skinął głową.

— Słucham?

— Tak — powiedział. A potem, ponieważ nie było teraz powodu, żeby się z czymś nie wygadać, zadał własne retoryczne pytanie Gusowi: — Czy nie po to większość ludzi uczy się śpiewać?

— Niektórzy z nas po prostu wpadają w to przypadkiem, ale w sensie, o jaki ci chodzi… tak, przypuszczam, że tak to wygląda w przypadku większości ludzi. Ale to jest Iowa, wiesz. Latanie nie jest tu legalne.

— Wiem.

— I nic cię to nie obchodzi?

— Nie ma prawa, które mówi, że muszę mieszkać w Iowa przez resztę życia.

— Zgadza się.

— I nie ma żadnego prawa przeciw śpiewaniu, nawet w Iowa. Jeśli chcę nauczyć się śpiewać, to moja własna sprawa. — I to też jest prawdą.

— Nauczysz mnie?

— Zastanawiałem się, jaką rolę przewidziałeś dla mnie.

— Będę ci od tej pory oddawał wszystkie moje talony. Dostaję pełne uzupełnienie. Kosztuje trzydzieści pięć dolarów tygodniowo.

— Wiem. Ja też je dostaję.