Выбрать главу

— Kiedy byłem w więzieniu — wyjaśnił Daniel — miałem osadzoną w żołądku pastylkę P-W. Pastylki już nie ma, a więc nie istnieje możliwość, żebym wysadził nas wszystkich przypadkowo w powietrze, ale jej osłona nadal tam jest, i to ona, albo ślady metalu w niej, włączają alarmy.

— Ale dlaczego nadal tam jest?

— Mógłbym poprosić, żeby ją wyjęto, gdybym chciał, ale mdli mnie na myśl o operacji. Gdyby potrafili ją wydostać z taką łatwością, z jaką ją wprowadzili, nie miałbym żadnych zastrzeżeń.

— Czy to poważna operacja? — zapytała Alethea, marszcząc nos z uroczą odrazą.

— Nie według lekarzy. Ale — uniósł barki — co jednemu wyjdzie na zdrowie…

Alethea zaśmiała się.

Czuł się coraz bardziej pewny siebie, a nawet zadufany w sobie. Zdarzało mu się to często i zawsze czuł się wtedy jak Joanna d`Arc albo Galileusz, współczesny męczennik Inkwizycji. Czuł się też trochę hipokrytą, ponieważ zachował osłonę P-W w żołądku dlatego (jak domyśliłby się każdy, kto by się zastanowił), że dopóki ją miał, nie mogli go powołać do Gwardii Narodowej. Nie, żeby przeszkadzało mu bycie albo czucie się hipokrytą. Czyż nie czytał w książce pastora Van Dyke`a, że wszyscy jesteśmy hipokrytami i kłamcami w oczach Boga? Zaprzeczanie temu było tylko dodatkowo oszukiwaniem samego siebie.

Jednakże jakiś cząsteczkowy przełącznik w środku musiał zareagować na to drżenie z poczucia winy, gdyż ku własnemu wielkiemu zdziwieniu Daniel zaczął opowiadać Grandisonowi Whitingowi o korupcji i nadużyciach, które widział w Spirit Lake. Chodziło o to, że Whiting, członek rady zarządzającej stanowych więzień, mógł być w stanie coś tu zrobić. Porządnie się wkurzył, mówiąc na temat systemu talonów żywnościowych, które trzeba było kupować, żeby po prostu przeżyć, ale nawet w szczytowym momencie widział, że robi taktyczny błąd. Whiting słuchał tego expose z wybitną uwagą, za którą Daniel wyczuwał nie oburzenie, ale zazębianie się różnych kółek i przekładni logicznego odparcia zarzutów. Najwyraźniej wiedział już o złych zjawiskach krytykowanych przez Daniela.

Po zakończeniu przez Daniela opowieści Boa wyraziła gorące przekonanie, że więźniom dzieje się krzywda, co byłoby przyjemniejsze, gdyby nie widział jej podczas tak wielu innych tyrad w sali Góry Lodowej. Bardziej zaskakująca była reakcja Serjeanta. Chociaż jedynie powiedział, że nie wydaje się to uczciwe, musiał wiedzieć, że zaprzecza nie wyrażonej jeszcze opinii ojca.

Po długim i srogim spojrzeniu na syna Grandison Whiting rozchmurzył się do pozornego uśmiechu i odparł cicho:

— Sprawiedliwość nie zawsze jest uczciwa.

— Musicie mi wybaczyć — powiedziała Alethea, odstawiając filiżankę i wstając — ale widzę, że Ojciec zamierza odbyć poważną dyskusję, a to jest rozrywka, którą nigdy nie nauczyłam się cieszyć, podobnie jak brydżem.

— Jak uważasz, moja droga — stwierdził jej ojciec. — I rzeczywiście, jeśli reszta z was wolałaby…?

— Nonsens — powiedziała Boa. — Dopiero zaczynamy się dobrze bawić. — Ujęła rękę Daniela i ścisnęła ją. — Prawda?

— Uhm.

Serjeant wziął następne ciastko z talerza, swoje czwarte.

— Załóżmy dla celów dyskusji — ciągnęła Boa, nalewając herbatę, a potem śmietankę, do filiżanki Daniela — że sprawiedliwość jednak jest zawsze uczciwa. Grandison Whiting skrzyżował ręce na kamizelce, tuż nad łańcuszkiem do zegarka.

— Sprawiedliwość jest zawsze sprawiedliwa, z pewnością. Ale uczciwość jest wobec sprawiedliwości tym, czym zdrowy rozsądek wobec logiki. To znaczy sprawiedliwość może (i często tak jest) przekraczać uczciwość. Uczciwość zwykle sprowadza się do prostego, szczerego przekonania, że świat powinien być uporządkowany tak, by nam było wygodnie. Uczciwość to spojrzenie dziecka na sprawiedliwość. Albo włóczęgi.

— Och, Ojcze, nie schodź na włóczęgów. — Obróciła się w stronę Daniela. — Nie wiem, ile razy prowadziliśmy tę samą dyskusję. Zawsze o włóczęgach. To konik Ojca.

— Włóczędzy — mówił dalej niewzruszenie — w przeciwieństwie do żebraków. Ludzie, którzy wybrali nędzę jako sposób życia, bez okoliczności łagodzących takich jak ślepota, amputacja albo niedorozwój umysłowy.

— Ludzie — zaprzeczyła Boa — którzy po prostu nie potrafią wziąć odpowiedzialności za siebie. Ludzie bezradni wobec świata, który jest przecież dość surowym miejscem.

— Bezradni? Chcieliby, żebyśmy w to wierzyli. Ale wszyscy ludzie są odpowiedzialni za siebie, z definicji. To znaczy wszyscy dorośli. Włóczędzy jednak upierają się przy pozostaniu dziećmi, w stanie całkowitej zależności. Pomyśl o najbardziej niepoprawnym z tych nieszczęśników, jakiego widziałaś, i wyobraź go sobie w wieku pięciu lat zamiast pięćdziesięciu pięciu. Jaką zmianę mogłabyś zaobserwować? Oto i on, mniejszy bez wątpienia, ale pod względem moralnym jest tym samym zepsutym dzieckiem, jęczącym z powodu swoich nieszczęść, przymilającym się, by dostać to, czego chce, bez żadnych planów poza następnym natychmiastowym zaspokojeniem jakiegoś pragnienia, dzięki nam, których albo w tym celu zastraszy, albo, jeśli to się nie uda, spróbuje uwieść wspaniałością i tajemniczością swojego upodlenia.

— Jak może się zorientowałeś, Danielu, nie mówimy o całkowicie hipotetycznym włóczędze. Istniał prawdziwy mężczyzna, pewnego lata, kiedy byliśmy w Minneapolis, bez jednego buta i z raną nad okiem, i ten człowiek ośmielił się lekkomyślnie poprosić Ojca o ćwierćdolarówkę. Ojciec powiedział mu: „Tam jest rynsztok. Bądź moim gościem”.

— Błędnie mnie cytuje, Danielu. Powiedziałem: „Wolałbym, naprawdę, udzielić bezpośredniego wsparcia” — i wrzuciłem drobne, jakie miałem w kieszeni, do najbliższej studzienki ściekowej.

— Jezu — wyrwało się mimowolnie Danielowi.

— Może morał był zbyt surowy, by go ulepszył. Przyznaję się, że wypiłem wtedy po obiedzie więcej brandy, niż zwykle. Ale czy była to niesprawiedliwa uwaga? To on postanowił stoczyć się do rynsztoka i spełnił swoje pragnienie. Dlaczego ktoś miałby ode mnie żądać subsydiowania jego bardziej rozległej samozagłady? Są lepsze sprawy.

— Może jesteś tu sprawiedliwy, Ojcze, ale nie jesteś wcale uczciwy. Ten biedny człowiek po prostu został pokonany przez życie. Czy ma być za to winiony?

— Kto, jeśli nie pokonani, ma być winiony za porażkę? — zapytał z kolei Grandison Whiting.

— Zwycięzcy? — zasugerował Daniel.

Grandison Whiting zaśmiał się w sposób, który wydawał się pasować do jego brody. Jednak i tak śmiech ten nie zrobił wrażenia całkowicie szczerego: jego ciepło było ciepłem cewki elektrycznej, nie płomienia.

— To było bardzo dobre, Danielu. Całkiem mi się podobało.

— Chociaż zauważysz, że nie posunął się tak daleko, by powiedzieć, że masz rację — zwróciła uwagę Boa. — Ani nie powiedział niczego o wszystkich okropnościach, które usłyszeliśmy od ciebie o Spirit Lake.

— Och, jestem wykrętny.

— Ale naprawdę, Ojcze, coś należy zrobić. To, co opisał Daniel, jest bardziej niż nieuczciwe — jest nielegalne.

— W rzeczywistości, moja droga, kwestia legalności tego była roztrząsana w kilku sądach i zawsze decydowano, że więźniowie mają prawo kupować takie jedzenie, jakie mogą, aby uzupełnić to, co zapewnia więzienie. Co do uczciwości albo sprawiedliwości takich praktyk, uważam osobiście, że system talonów spełnia cenną funkcję społeczną: wzmacnia tę najwartościowszą i najsłabszą z więzi, jaka łączy skazanego ze światem zewnętrznym, do którego musi pewnego dnia wrócić. To o wiele lepsze niż dostawanie listów z domu. Każdy potrafi zrozumieć hamburgera; nie każdy potrafi czytać.