— Wyrzuć mnie tutaj — powiedział ostro Daniel — a stracisz jutro tę superrobotę. Jeśli zrobisz cokolwiek innego niż zawiezienie mnie pod moje drzwi od ulicy, dobiorę ci się za to do dupy. A jeśli myślisz, że nie mogę, tylko poczekaj. Tylko poczekaj, tak czy owak.
— Tchórz — odparł cicho Carl. — Tchórzliwy żydowski lizodup. — Ale zdjął stopę z hamulca.
Żaden z nich nie mówił nic więcej, dopóki samochód nie zatrzymał się przed domem Weinrebów przy Alei Chickasaw. Przed wyjściem z szoferki Daniel powiedział:
— Nie ruszaj, dopóki nie zabiorę roweru z tyłu. Dobrze? Carl skinął głową, unikając oczu Daniela.
— No to dobranoc, i dzięki za podwiezienie. — Jeszcze raz wyciągnął rękę. Carl uścisnął ją mocno.
— Na razie, morderco.
Wbił wzrok w Daniela i stało się to rywalizacją. Było coś nieubłaganego w twarzy Carla, siła wiary przekraczająca wszystko, na co Daniel mógłby się zdobyć.
Odwrócił wzrok.
A jednak nie było to prawdą. Daniel nie był mordercą, chociaż wiedział, że są ludzie, którzy myślą, że nim jest, albo którzy mówią, że tak myślą. W pewien sposób Danielowi dosyć podobała się ta myśl, i dowcipkował trochę, by do niej zachęcać, oferując swoje usługi (żartem) jako płatny zabójca. Piętnu Kaina zawsze towarzyszył pewnego rodzaju splendor.
Morderstwo to zdarzyło się krótko po zwolnieniu Daniela z więzienia. Ojca i starszego brata jego przyjaciela Boba Lundgrena zmuszono do zjechania z drogi, gdy wracali z zebrania spółdzielni, kazano im położyć się plackiem w rowie i zastrzelono ich. Oba ciała zostały okaleczone. Skradziony samochód został odnaleziony tego samego dnia na parkingu w Council Bluffs. Przypuszczano, że te morderstwa są dziełem terrorystów. Rozliczne podobne zabójstwa trwały wcześniej przez całą tę zimę i wiosnę, a tak naprawdę od wielu lat. Farmerzy, zwłaszcza Słudzy Boży, mieli wielu wrogów. To głównie z tego powodu mnożyły się wioski-twierdze, takie jak Worry, ale mimo twierdzeń ich sponsorów nie dałoby się udowodnić, że są bardziej wydajne. Tylko bezpieczniejsze.
Morderstwa miały miejsce w kwietniu, trzy tygodnie przed planowanym zwolnieniem warunkowym Boba Lundgrena ze Spirit Lake. Zważywszy jego wielokrotne groźby pod adresem obu ofiar, Bob miał szczęście, że morderstwa poprzedziły jego zwolnienie. W obecnej sytuacji ludzie przypuszczali, że wynajął kogoś, by wykonał dla niego tę robotę — jakiegoś współwięźnia wypuszczonego przed nim.
Daniela zaczęto szczególnie podejrzewać dlatego, że potem, latem, poszedł pracować dla Boba, mianowicie kierował wielkimi brygadami roboczymi więźniów ze Spirit Lake. Było to fantastyczne lato — pełne napięcia, a także przyjemności, i wysoce dochodowe. Mieszkał w głównym domu na farmie z Bobem i resztką jego rodziny. Jego matka przebywała na górze, zamknięta na klucz w swojej sypialni, nie licząc sporadycznych wypadów do pozostałych pokojów, późno w nocy, kiedy to łamała meble i przywoływała gniew boży. Bob w końcu doprowadził do wysłania jej do domu opieki w Dubuque (tego samego, do którego poszła pani Norberg). Odtąd wdowa po jego bracie i jej dwunastoletnia córka z zapałem zombi zajmowały się sprawami gospodarskimi.
W każdy weekend Bob i Daniel jechali na północ do Elmore albo jednego z pozostałych nadgranicznych miasteczek i całkowicie się zalewali. Daniel przespał się z kobietą po raz pierwszy w życiu, i wiele razy poza tym. Jako byłego więźnia (i być może zabójcę) na ogół pozostawiali go w spokoju mężczyźni, którzy inaczej chętnie skopaliby go na miazgę.
Dobrze się bawił (i zarabiał mnóstwo pieniędzy), ale jednocześnie nie wierzył w to, co się działo. Część jego mózgu zawsze odsuwała się od tych wydarzeń i myślała, że wszyscy ci ludzie są obłąkani — Bob, kobiety z jego rodziny, farmerzy i kurwy chlejący w Elmore. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby tak żyć.
Ale i tak, kiedy Bob poprosił go następnego lata, żeby wrócił, zgodził się. Nie mógł się oprzeć pieniądzom, jak również okazji, by przez trzy miesiące być dorosłym, a nie uczniem liceum — najbardziej uciskaną, pozbawioną praw i przygnębioną formą życia.
Bob miał teraz żonę — dziewczynę, którą poznał w Elmore — i wdowa po jego bracie oraz jej córka wyprowadziły się. Teraz nie chlali tylko w weekendy, ale co wieczór. Dom nigdy całkiem nie wrócił do porządnego stanu po dżihadzie starszej pani Lundgren, i Julie, dwudziestodwuletnia świeżo poślubiona żona Boba, także nie wysiliła się przy jego odnowieniu, kazała jedynie wykleić tapetą jedną sypialnię. Spędzała większość godzin dziennych ze znudzoną, nieprzytomną miną przed telewizorem.
Raz, siedząc na tylnej werandzie w deszczowy sierpniowy wieczór i wspominając w rozmowie stare, dobre czasy w Spirit Lake, Daniel powiedział:
— Ciekaw jestem, co też się stało ze starym Gusem.
— Z kim? — zapytał Bob. Ton jego głosu zmienił się dziwnie. Daniel podniósł oczy i zobaczył na twarzy przyjaciela wyraz, którego nie było tam od tych chwil w więzieniu, kiedy temat jego rodziny trafiał do jego krwioobiegu i zmieniał go w pana Hyde`a. Teraz pojawił się znów, ten sam zablokowany błysk złej woli.
— Gusem — powtórzył starannie Daniel. — Nie pamiętasz go? Facet, który śpiewał tamtą piosenkę w ten wieczór, kiedy Barbara Steiner poszła na całość.
— Wiem, o kogo ci chodzi. Dlaczego akurat teraz o nim pomyślałeś?
— Dlaczego się o czymś myśli? Fantazjowałem, myślałem chyba o muzyce — i wtedy pomyślałem o nim.
Bob wydawał się rozważać logiczność tego wyjaśnienia. Jego mina powoli złagodniała do lekkiej irytacji.
— Co pomyślałeś?
— Nic. Zastanawiałem się tylko, co też się z nim stało. Zastanawiałem się, czy kiedyś go jeszcze zobaczę.
— Nie miałem odczucia, żeby był twoim bardzo dobrym znajomym.
— Nie był. Ale sposób, w jaki śpiewał, wywarł na mnie duże wrażenie.
— Taak, dobry był z niego śpiewak. — Bob odkapslował kolejnego grain belta i wypił długi, gulgoczący łyk.
Obaj umilkli i słuchali deszczu.
Daniel wywnioskował z tej wymiany zdań, że to pewnie Gus zamordował ojca i brata Boba. Zdumiało go, jak niewiele ta wiedza wydaje się zmieniać w jego uczuciach wobec zarówno Boba, jak Gusa. Martwił się jedynie, czy zdoła uśmierzyć podejrzenia Boba.
— Chciałbym umieć tak śpiewać — powiedział. — Wiesz?
— Taak, mówisz mi o tym średnio raz dziennie. A więc chciałbym wiedzieć, Dan, dlaczego nigdy nie śpiewasz. Musisz tylko otworzyć usta i ryknąć.
— Zrobię to. Kiedy będę gotowy.
— Dan, jesteś miłym facetem, ale tak samo jak ja masz ten słaby punkt, że odkładasz sprawy do jutra. Jesteś gorszy ode mnie… jesteś tak samo kiepski jak Julie.
Daniel uśmiechnął się szeroko, zdjął kapsel z następnego grain belta i uniósł butelkę w pozdrowieniu.
— Za jutro.
— Za jutro — zgodził się Bob — i niech przyjdzie po słodko długim czasie.
Temat Gusa nigdy nie pojawił się ponownie.
Kiedy Daniel opuścił Worry, była szósta trzydzieści, ale już wydawało się, że jest ciemna noc. Dotarł do domu, po tym wolnym przejeździe przez zamieć, nie spodziewając się niczego więcej niż podgrzanych resztek. Ale w rzeczywistości jego matka poczekała z obiadem. Stół był zastawiony i wszyscy oglądali w pokoju dziennym dyskusję panelową o nowych nawozach sztucznych. Nie byli zadowoleni z tego czekania, zwłaszcza bliźniaczki, i zanim Daniel zdjął wiatrówkę i opluskał symbolicznie ręce w umywalce (oszczędzając wodę dla zbiornika toalety), wszyscy już siedzieli i matka nakładała łyżką porcje potrawki z tuńczyka. Aurelia z nieżyczliwą miną podała mu talerz z pokrojonym chlebem. Cecelia zachichotała.