8
Pomimo drugiego prawa Mechaniki Rozwoju Umysłu minęło trochę czasu, zanim ta milcząca obietnica miała zostać spełniona. Sama Boa nie od razu dała się przekonać, że jej dziewictwo powinno zaliczać się do rzeczy do wzięcia przez tych, którzy wystarczająco mocno ich chcą. Potem, gdy ją w końcu namówił, na początku kwietnia, na przeszkodzie stanęły trudności techniczne, do których Daniel nie był przyzwyczajony. Ale znaleźli sposób i stali się, dokładnie tak, jak wyobrażała sobie to Boa, i dokładnie tak, jak Daniel sobie wyobrażał, kochankami.
W czerwcu Daniel stanął wobec trudnego, to znaczy prawdziwego wyboru. Przez cały rok szkolny z przekonaniem oczekiwał, że nie zda z wiedzy o społeczeństwie u pani Norberg, ale kiedy przesłano stopnie, wyszedł z tego z prawie cudownym B (taki sam stopień dostała Boa). Nagle stało się możliwe przyjęcie wciąż aktualnej propozycji Boba Lundgrena, by pracował znów tego lata na jego farmie. Osiemnaście tygodni za 230 dolarów tygodniowo oznaczało w sumie ponad cztery tysiące dolarów. Nawet biorąc pod uwagę koszty weekendowych hulanek w Elmore i dalszy wydatek na jakiś motor, aby nadal odwiedzać Worry, ta praca i tak przyniosłaby więcej pieniędzy, niż mógłby mieć nadzieję odłożyć jakimkolwiek innym sposobem. Faktem pozostawało jednak, że tak naprawdę nie potrzebował tylu pieniędzy. W swojej zarozumiałej dumie złożył papiery tylko do jednego college`u, Konserwatorium Bostońskiego. Nie oczekiwał, że się dostanie (chyba że w idiotyczny sposób, w jaki na wpół oczekiwał, że wszystkie jego pragnienia się spełnią), i się nie dostał. Jego taśmy odesłano z listem mówiącym bez ogródek, że jego gra w żadnym razie nie osiąga minimalnych wymagań konserwatorium.
Boa tymczasem została przyjęta do wszystkich poza jedną z ośmiu szkół, do których złożyła podania. W związku z tym ich plan na następny rok był taki, że Daniel znajdzie pokój i jakąś pracę w pobliżu college`u wybranego przez Boę. Najbardziej prawdopodobny wydawał się Harvard, ponieważ może Daniel dostałby się do konserwatorium przy następnej próbie, a tymczasem mógłby zacząć brać lekcje emisji głosu, jako że w Bostonie muzyka kwitła.
Jeśli chodziło o lato, które miało zaraz nastać, Daniel oczekiwał dotąd, że pozostanie w Amesville, by poprawić swoje nieuniknione F z wiedzy o społeczeństwie, czego jasną stroną było to, że mógłby widywać Boę w zasadzie ilekroć by chciał. Poza tym ulubiona ciotka Boi z Londynu miała złożyć długą wizytę w Worry, a ta ciotka, panna Harriet Marspan, była muzyczną amatorką w tym starym sensie, że nie robiła i nie dbała o nic innego, i chodziło jej tylko o samą muzykę, a nie myślała o tym, dokąd może ją to zaprowadzić ani jaki może przynieść zysk. Boa uważała, że gra ona z niezwykłymi umiejętnościami i bardzo dobrym smakiem. Ich trójka utworzyłaby Ansambl Marspan Iowa, w którym to celu Boa już uszyła rodzaj transparentu powitalnego i rozwiesiła go przez całą szerokość pokoju muzycznego.
Gdyby jednak Daniel poszedł pracować dla Boba Lundgrena, Ansambl Marspan Iowa oznaczałby jedynie stare, różowe prześcieradło z przyszytymi do niego rozmaitymi skrawkami bawełny. Ale gdyby został, czego by dokonał? Mimo całej swojej znakomitości panna Harriet Marspan nie wydawała się naturalną sojuszniczką. Nawet jej oddanie muzyce niepokoiło go, kiedy o tym myślał; jak bowiem miał spełnić normy umiejętności ukształtowane w jednej z muzycznych stolic świata? Skrytykowałaby go ostro, jak drugiego Marsjasza.
Ale przecież kiedyś będzie musiał pójść na całość; będzie musiał opuścić widownię i dołączyć do chóru na scenie. A jednak; mimo to; ale przecież — pytania i zastrzeżenia mnożyły się bez końca. A jednak powinien to być prosty wybór. Ale przecież.
Wieczorem przed dniem, w którym musiał ostatecznie powiedzieć „tak” albo „nie” Bobowi Lundgrenowi, Milly zeszła do jego pokoju z dzbankiem kawy i dwoma filiżankami. Z minimum owijania w bawełnę (nawet bez nalania kawy) zapytała go, co ma zamiar zrobić.
— Sam chciałbym wiedzieć.
— Będziesz musiał wkrótce podjąć decyzję.
— Wiem. I to mniej więcej wszystko, co wiem.
— Byłabym ostatnią osobą na świecie, która powiedziałaby ci, żebyś zrezygnował z szansy zarobienia takich pieniędzy, jakie zarobiłeś zeszłego lata. To dwa razy więcej, niż masz.
— Mało powiedziane — zgodził się.
— Poza tym jest też doświadczenie.
— Na pewno, to fajne doświadczenie.
— Chodzi mi o to, że może to prowadzić do dalszych takich samych rzeczy, barani łbie. Jeśli chcesz wykonywać tego rodzaju pracę dla zarobku, a Bóg wie, że w tych czasach jest to prawie jedyny rodzaj pracy, który ma zagwarantowaną przyszłość…
— Uhm. Ale nie tego chcę. Nie na zawsze.
— Tak też przypuszczałam. A więc wszystko sprowadza się do tego — wybacz mi, że przedstawiam to tak bez ogródek — czy chcesz tak bardzo zaryzykować.
— Zaryzykować?
— Nie każ mi tego wyjaśniać, Danny. Nie jestem głupia. Nie urodziłam się wczoraj.
— Nadal nie wiem, o co ci chodzi.
— Na miłość boską, wiem, że ty i panna Whiting nie gracie duetów tu na dole przez cały czas. Fortepian słychać w całym domu — kiedy ktoś na nim gra.
— Skarżysz się?
— Czy to by się na coś zdało? Nie, w rzeczywistości myślę, że jest to wspaniałe, iż wy, dwoje młodych ludzi, macie wspólne zainteresowania. — Wyszczerzyła zęby w oskarżycielskim uśmiechu.
— A to, co postanawiacie robić tu na dole, nie jest moją sprawą.
— Dzięki.
— A więc powiem tylko to: kto nie ryzykuje, ten nic nie zyskuje.
— Myślisz, że powinienem zostać w miasteczku tego lata.
— Powiedzmy, że nie będę robiła ci wymówek za zabawienie się trochę, jeśli to właśnie chcesz robić. I dopilnuję, żeby Abe też ich nie robił.
Pokręcił głową.
— To nie to, co myślisz, mamo. To znaczy, lubię Boę i w ogóle, ale żadne z nas nie wierzy w… uhm…
— Małżeństwo?
— Ty to powiedziałaś, nie ja.
— Cóż, szczerze mówiąc, ja też w nie nie wierzyłam w twoim wieku. Ale każdy, kto przechodzi przez ulicę, może zostać przejechany przez ciężarówkę.
Daniel zaśmiał się.
— Naprawdę, mamo, całkiem wykręciłaś kota ogonem. W moim odczuciu prawdziwy wybór jest taki, czy mogę pozwolić sobie na odrzucenie pieniędzy, które proponuje Bob, po to, by mieć trochę zabawy.
— Pieniądze są ważne, to prawda. Bogaci ludzie, niezależnie od tego, jak bardzo są mili i delikatni, zawsze wciągają cię w wydawanie większych pieniędzy, niż możesz sobie pozwolić. Czasami myślę, że to ich sposób na wyeliminowanie reszty z nas. Mówię to na podstawie gorzkich doświadczeń.
— Mamo, tak nie jest. To znaczy, nie ma jak wydać takich pieniędzy w Amesville, a tym bardziej w Worry.
— No, no. Bardzo chciałabym, żeby okazało się, że nie mam racji. Ale gdybyś jednak potrzebował kiedyś paru dolarów, żeby przez coś przebrnąć, zobaczę, co mogę zrobić.
— To bardzo miło z twojej strony. Tak uważam. Milly wyglądała na zadowoloną.
— Jeszcze jedna mała rada i zostawię cię z twoim trudnym wyborem. Chodzi o to… mam nadzieję, że jedno z was stosuje odpowiednie środki zapobiegawcze.
— Uhm, tak. Zwykle.
— Zawsze. U bogatych, wiesz, rzeczy nie dzieją się tak samo. Jeśli dziewczyna stwierdzi, że jest w ciąży, może jechać na wakacje i pozbyć się swojego kłopotu.
— Jezu, mamo, chyba nie myślisz, że planuję zrobić dziecko Boi. Nie jestem głupi.
— To dobra rada. Ale jeśli moje plecy będą kiedyś odwrócone, znajdziesz to, czego potrzebujesz, w lewej górnej szufladzie komody. Ostatnio, ale niech to pozostanie między nami, ja nie bardzo mam okazję tego używać.