Pocieszał się w ten sposób, żeby dodać sobie otuchy, nie było jednak ucieczki przed świadomością, że za drugim razem wydojenie świni będzie dużo trudniejsze, bo będzie musiał zapomnieć, jak okropny był pierwszy raz.
W ciemności fale przyboju bieliły się tam, gdzie rozbijały się o rafę, i nadeszła pora, żeby przejść przez to wszystko raz jeszcze. Wolałby pójść na wojnę.
Praojcowie z pewnością uważali, że powinien. Mieli trochę czasu, żeby przemyśleć tę całą świńską sytuację. TAK SIĘ ZACHOWUJE WOJOWNIK? — grzmieli. — CZY WOJOWNIK TARZA SIĘ W BŁOCIE ZE ŚWINIAMI? PRZYNOSISZ NAM WSTYD!
Mau pomyślał, najgłośniej jak umiał: Ten wojownik toczy bój ze Śmiercią.
Niemowlę zaczęło już kwilić. Młoda kobieta posłała mu smutny uśmiech, kiedy Mau zabrał pustą tykwę i umył ją. Nie odezwała się jeszcze ani słowem, nawet teraz.
I tym razem nie wziął dzidy. Tylko by go spowolniła.
Starzec siedział na stoku nad plażą, zapatrzony w odchodzącą noc. Kiwnął głową na widok Mau.
— Znowu idziesz doić świnię, mały demonie? — zapytał i uśmiechnął się szeroko. Miał dwa zęby.
— Chce pan spróbować? Ma pan do tego idealne dziąsła!
— Ha! Ale nie nogi! Tak czy inaczej, zrobiłem swoje. Nocą błagałem bogów, żeby ci pomogli!
— Cóż, dziś niech pan odpoczywa — powiedział Mau — a ja pójdę taplać się w błocie bez modlitw. Jutro ja będę spać, a pan może się pomodlić, żeby bogowie zesłali deszcz mleka. Przekona się pan, że taplanie się w błocie jest bardziej niezawodne.
— Próbujesz zgrywać mądralę, chłopcze?
— Staram się nie zgrywać durnia, proszę pana.
— Zabawy słowami, chłopcze, zabawy słowami. Bogowie są we wszystkim, co robimy. Kto wie? Może widzą jakiś pożytek w twoich żałosnych bluźnierstwach. Wspominałeś wczoraj o piwie… — dodał z nadzieją w głosie.
Mau uśmiechnął się.
— Umie pan warzyć piwo? — zapytał.
— Nie — odparł Ataba. — Zawsze poczytywałem sobie za obowiązek jego wypijanie. Warzenie to robota dla kobiet. Ta dziewucha spodniowców nie umie, choćby nie wiem jak głośno na nią krzyczeć.
— Będę potrzebował całego zapasu piwa, jaki nam został — zakomunikował Mau.
— Ojej, na pewno? — spytał Ataba i zrzedła mu mina.
— Nie zamierzam doić trzeźwej lochy.
— Ach tak — odparł smutnym głosem Ataba. — Cóż, będę się modlił… o mleko też.
Była już najwyższa pora ruszać w drogę. Mau uzmysłowił sobie, że tylko odkłada ten moment. Powinien posłuchać siebie: jeśli się nie wierzy w modlitwę, trzeba wierzyć w ciężką pracę. Jeszcze miał czas, żeby popędzić do lasu i znaleźć lochę, nim się zbudzi. Starzec wciąż wpatrywał się w niebo.
— Czego pan tam szuka? — zapytał Mau.
— Znaków, zapowiedzi, wiadomości od bogów, mały demonie.
Mau zadarł głowę. Tak blisko świtu widoczna była tylkogwiazda Ognia.
— I coś pan zobaczył?
— Nie, ale strasznie byłoby coś takiego przeoczyć, prawda? — odparł Ataba.
— A pojawił się jakiś znak przed wielką falą? Jakaś przestroga na niebie?
— Całkiem możliwe, ale nie wiedzieliśmy, co zapowiada.
— Wiedzielibyśmy, gdyby nam krzyknęli jakieś ostrzeżenie. To byśmy zrozumieli! Dlaczego po prostu nie krzyknęli?
— HALO!
Zabrzmiało to tak głośno, jakby odbiło się echem od góry.
Mau poczuł, jak dreszcz wstrząsa jego ciałem, a po chwili włączył się mózg: zawołanie dobiegło od strony morza! Na wodzie widać światło! I to nie Najeźdźcy, bo ci nie krzyczeliby „Halo”.
Ale starzec już zerwał się na nogi z ustami wykrzywionymi w strasznym uśmiechu.
— Aha, uwierzyłeś! — zaskrzeczał, grożąc mu chudym palcem. — O tak, uwierzyłeś, przez sekundę! I przestraszyłeś się. Dobrze ci tak!
— Widać kanu z żaglem jak szczypce homara! — zawołał Mau, próbując go zignorować. — Zbliżają się do laguny! Pan patrzy, mają nawet płonącą pochodnię!
Ale Ataba nie przestał jeszcze triumfować.
— Przez jedną chwilę…
— Mniejsza z tym! Chodźmy! Jest więcej ludzi!
Kanu przepływało przez nową wyrwę w rafie. Mau dostrzegł dwie postacie, wciąż mgliste w coraz jaśniejszym świetle dnia, jak opuszczają żagiel. Wiedzieli, co robią, bo łódź z przypływem łatwo wślizgnęła się do laguny, jak gdyby sama sobą sterowała.
Łagodnie wsunęła się na plażę, a wtedy wyskoczył z niej młody mężczyzna i podbiegł do Mau.
— Są tu jakieś kobiety? — zawołał. — Błagam, żona mojego brata rodzi!
— Mamy jedną kobietę, ale jest chora.
— Umie odśpiewać Pieśń Wezwania?
Mau zerknął na Nieznajomą. Nigdy nie słyszał, żeby się odezwała, i nie był pewien, czy przypadkiem nie brakuje jej piątej klepki.
— Wątpię — stwierdził.
Mężczyzna zasmucił się. Był młody, zaledwie kilka lat starszy od Mau.
— Płynęliśmy z Cahle do Zakątka Kobiet na Wyspach Nad Ławicami, kiedy uderzyła wielka fala — powiedział. — Zniknęły. Tyle miejsc… przepadło. Potem zauważyliśmy ten dym. Powiedzcie, gdzie jest wasz wódz?
— To ja — oświadczył stanowczo Mau. — Zabierzcie ją do Zakątka Kobiet. Ataba wskaże wam drogę. — Stary kapłan prychnął i zmarszczył brwi, ale nie oponował.
Młody mężczyzna wbił wzrok w Mau.
— Ty jesteś wodzem? Przecież jesteś tylko chłopcem!
— Nie tylko. Nie aż. Nie jedynie. Kto to wie? — odparł Mau. — Przyszła wielka fala. Nastały nowe czasy. Kto wie, kim jesteśmy? Przeżyliśmy, to wszystko. — Przerwał na chwilę i pomyślał: Stajemy się tymi, kim musimy być… — Jest tu dziewczyna, która może wam pomóc. Wyślę ją do Zakątka Kobiet — powiedział.
— Dziękuję. Zaraz się zacznie! Mam na imię Pilu. A mój brat Milo.
— Masz na myśli dziewczynę-ducha? — syknął mu do ucha Ataba, nim chłopak ruszył biegiem po plaży. — Tak nie można! Ona nie zna zwyczajów porodowych!
— A pan? — zapytał Mau. — Pan może pomóc?
Ataba cofnął się jak oparzony.
— Ja? Nie!
— W takim razie nie mieszajcie się do tego. Ona będzie wiedziała, co robić. Kobiety po prostu wiedzą — stwierdził Mau, starając się, żeby jego głos brzmiał pewnie. A poza tym, przecież chyba tak było naprawdę? Chłopcy musieli pomieszkać na wyspie i sklecić kanu, nim oficjalnie zamieniali się w mężczyzn, ale z dziewczynami to po prostu się jakoś samo stawało. Nagle w jakiś magiczny sposób wiedziały o pewnych rzeczach, na przykład jak prawidłowo trzymać niemowlęta, jak mówić „uuuziiiłididłiduden?”, żeby niemowlę się nie darło tak, aż mu buźka zsinieje. — Poza tym nie jest mężczyzną, umie mówić i żyje — dokończył.
— Cóż, sądzę, że w tych okolicznościach… — przyznał Ataba.
Mau odwrócił się, żeby spojrzeć na dwóch braci, którzy pomagali bardzo ciężarnej kobiecie wygramolić się z łodzi.
— Pokażcie im drogę. Ja zaraz wracam! — zawołał i pobiegł plażą.
Czy kobiety spodniowców są takie same jak prawdziwe kobiety? — zastanawiał się w biegu. Dziewczyna-duch bardzo się zezłościła, kiedy wtedy narysowałem ten obrazek! Czy oni kiedykolwiek zdejmują ubranie? Och, proszę cię, proszę, żeby tylko nie odmówiła!
A jego następną myślą, gdy wbiegał do niższego lasu, w którym aż huczało od śpiewu ptaków, było: Zaraz, do kogo ja właśnie powiedziałem „proszę”?