I to nie my je wykonaliśmy, pomyślał Mau, kiedy podawali sobie te przedmioty. Umiemy zbudować solidne kanu, ale Słodkiej Judy nigdy byśmy nie zbudowali…
— Co robisz? — zwrócił się do Milo. Mężczyzna trzymał metalowe dłuto i uderzał w nie młotkiem, próbując otworzyć mniejszą skrzynię pośród sterty uratowanych rzeczy.
— Jest zamknięta na klucz — oznajmił Milo i pokazał mu, czym jest zamek.
— W takim razie w środku jest coś ważnego? — zgadywał. — Więcej metalu?
— Może złoto! — rzucił Pilu.
Potrzebne było wyjaśnienie i Mau przypomniał sobie lśniący żółty metal na dziwnym zaproszeniu, jakie przekazała mu dziewczyna-duch. Pilu wytłumaczył mu, że spodniowcy kochają złoto niemal tak samo jak spodnie, chociaż okazało się zbyt miękkie, by mogło być przydatne. Jedna mała bryłka jest dla nich warta więcej niż naprawdę dobra maczeta, co tylko dowodzi, jakimi są szaleńcami.
Ale kiedy zamek puścił i podnieśli wieko, okazało się, że skrzynia kryje w sobie zapach stęchłej wody i…
— Książki? — zapytał Mau.
— Mapy — wyjaśnił Pilu. — Wyglądają tak. — Wziął do rąk całą garść, aż chlupnęło.
— Jaki z nich pożytek? — zapytał Ataba ze śmiechem.
Rozłożyli zawilgotniałą mapę na piasku. Przyglądali się jej i Mau kręcił głową. Pewnie trzeba być spodniowcem, żeby coś z tego zrozumieć.
Co to wszystko znaczy? Same linie i kształty. Rzeczywiście — jaki z nich pożytek?
— To są… obrazy, które pokazują, jak wyglądałby ocean, gdyby się było ptakiem, wysoko na niebie — wyjaśnił Pilu.
— A więc spodniowcy umieją latać?
— Stosują pewne przyrządy — odparł niepewnie Pilu. Po chwili rozchmurzył się i dodał: — Na przykład coś takiego.
Mau patrzył, jak Pilu wyciąga ciężki okrągły przedmiot ze sterty łupów.
— Nazywa się kompas. Z kompasem i mapą nie można się zgubić!
— Nie sprawdzają smaku wody? Nie przypatrują się prądom? Nie wąchają wiatru? Nie znają oceanu?
— Och, sprawni z nich żeglarze — zapewnił Pilu. — Wypływają jednak na nieznane wody. Kompas pokazuje im, gdzie jest dom.
Mau obrócił go w ręku, obserwując ruch igły.
— I gdzie go nie ma — powiedział. — Ma strzałkę na obu końcach. Pokazuje im też, gdzie leżą nieznane lądy. Gdzie jesteśmy na ich mapie?
Wskazał na duży obszar, który wyglądał na wyspę.
— Nie, to jest Bliższa Australia — poinformował Pilu. — Jest naprawdę wielka. A my jesteśmy… — zaczął szperać w mapach i wskazał jakieś oznaczenia — …tutaj. Prawdopodobnie.
— Czyli gdzie dokładnie? — dopytywał się Mau, wytężając wzrok. — Tu widać tylko mnóstwo kresek i zawijasów!
— Hm, te zawijasy to liczby — wyjaśnił nerwowo Pilu. — Informują kapitana, jak głębokie jest morze. A to są litery. Napis brzmi: „Niedzielne Wyspy Matczyne”. Tak nas nazywają.
— Dowiedzieliśmy się tego na Johnie Dee — wtrącił usłużnie Milo.
— A ja umiem to odczytać z mapy — zaznaczył jego brat, rzucając mu niecierpliwe spojrzenie.
— Dlaczego tak się nas nazywa? — zapytał Mau. — Przecież jesteśmy Wyspami Wschodzącego Słońca!
— Nie w ich języku. Spodniowcom często plączą się nazwy.
— A nasza wyspa? Jak duża jest Nacja? — zapytał Mau, cały czas wpatrzony w mapę. — Nie widzę tutaj.
Pilu odwrócił wzrok i coś wymamrotał.
— Co powiedziałeś?
— Nie jest naniesiona. Jest za mała…
— Za mała? Jak to: mała?
— On mówi prawdę — potwierdził uroczyście Milo. — Nie chcieliśmy ci mówić. Jest mała. To mała wyspa.
Usta Mau były otwarte w wyrazie zadziwienia i niedowierzania.
— To nie może być prawda — zaprotestował. — Jest dużo większa od każdej z Wysp Chwytających Wiatr.
— Wysp, które są jeszcze mniejsze — powiedział Pilu — a jest ich naprawdę dużo.
— Tysiące — wtrącił Milo. — Chodzi o to, że… cóż, w porównaniu do dużych wysp…
— …ta jest jedną z mniejszych — dokończył Pilu.
— Ale jest najlepsza — dodał szybko Milo — i nigdzie indziej nie ma ośmiornic drzewnych!
— Zgadza się — przyznał Pilu.
— Dopóki będziemy o tym pamiętać, tu jest nasz dom — oświadczył Mau, podnosząc się. Pociągnął za spodnie. — Ach. Strasznie drapią! Spodniowcy chyba dużo nie chodzą!
Jakiś dźwięk sprawił, że podniósł wzrok i zobaczył dziewczynę-ducha — a przynajmniej wyglądała jak dziewczyna-duch. Za nią stały szeroko uśmiechnięta Cahle i Nieznajoma ze swoim słabym, nieobecnym uśmiechem.
Mau spojrzał w dół na swoje spodnie, a potem do góry na długie włosy dziewczyny, z wpiętym kwiatem, gdy ona spojrzała w dół na swoje palce u stóp, a potem do góry na jego spodnie, które były za długie i wyglądał w nich, jakby stał w koncertynach, kapelusz kapitana zaś unosił się na jego czuprynie jak statek na falach. Odwróciła się, żeby spojrzeć na Cahle, która wpatrywała się w niebo. On spojrzał na Pilu, który zapatrzył się we własne stopy, chociaż trzęsły mu się ramiona.
Wreszcie Mau i dziewczyna-duch spojrzeli sobie prosto w oczy i mogli zrobić tylko jedno — roześmiać się.
Pozostali dołączyli do nich. Nawet papuga zaskrzeczała „Pokaż gacie!” i odtańczyła swój taniec na głowie Ataby.
Tylko Milo, który do wszystkiego podchodził poważnie i który akurat stał przodem do morza, wstał, wyciągnął rękę i powiedział:
— Żagle.
Rozdział 7
W poszukiwaniu Bogów
Siąpił deszcz, wypełniając powietrze szelestem. Kolejne trzy kanu, pomyślał Mau, wpatrując się w mrok. Wszystkie trzy naraz, płynące z łagodnym wiatrem. Mieli teraz dwoje maluchów i kolejne w drodze, jedną dziewczynkę, jednego chłopca, jedenaście kobiet, łącznie z dziewczyną-duchem, i ośmiu mężczyzn, nie wliczając Mau, który nie miał duszy. I trzy psy.
Tęsknił za psami. Psy wnosiły coś, co nie udawało się nawet ludziom, a jeden z psiaków siedział teraz u jego stóp, w ciemności, w siąpiącym deszczu. Nie przeszkadzał mu deszcz ani nie obchodziło go, co się może czaić na niewidocznym morzu, bo Mau był ciepłym ciałem poruszającym się w śpiącym świecie i w każdym momencie mógł zrobić coś, na co trzeba by zareagować bieganiem i szczekaniem. Od czasu do czasu psiak zadzierał łeb i patrzył na chłopca z uwielbieniem, wydając mlaszczący odgłos, który prawdopodobnie oznaczał: „Dla ciebie wszystko, szefie!”
Ponad dwadzieścia osób, pomyślał Mau, gdy deszcz skapywał mu z brody jak łzy. Za mało, jeśli zjawią się Najeźdźcy. Za mało, żeby walczyć, i za dużo, żeby się ukryć. A na pewno wystarczy na kilka sutych obiadów dla amatorów ludzkiego mięsa…
Nikt nie widział Najeźdźców. Przenosili się z wyspy na wyspę, jak mawiano, ale to była zawsze tylko pogłoska. Z drugiej strony, jeśli ktoś widział Najeźdźców, oni widzieli też jego…
W powietrzu pojawiła się teraz lekka szarość, jeszcze nie światło, ale jego duch. Niedługo się rozjaśni, wzejdzie słońce i może horyzont będzie czernić się od łodzi, a może nie.
W pamięci Mau tkwiło jedno radosne wspomnienie. Była w nim dziewczyna-duch, wyglądająca głupio w spódniczce z trawy, i był on, wyglądający jeszcze bardziej głupio w spodniach, i wszyscy się śmiali, nawet Nieznajoma, i wszystko było… takie jak trzeba.